Spektaklu, o którym trwa huk, nie oglądałem to i nie zabieram się do ocen jego treści, formy itd. Jednak z informacji w tej sprawie, mówiących o mających w nim miejsce scenach obrażających wszystko to co mieści się w poszanowaniu uczuć religijnych, przestrzeganiu norm cywilizacyjnych i po prostu prawa, mogłem nabrać przekonania o przekazie tego spektaklu. W końcu nie muszę wchodzić do szamba by wiedzieć, że szambo jest szambem. Nie jest to pierwszy przypadek tego typu. Podobne, operujące na tym samym poziomie wydarzenia mogą być już traktowane jak rutyna, metoda. Na co?

Minimum - na osiągnięcie rozgłosu przyjmowanego za sukces. Skandalista, dziś – przy brakach warsztatowych i po odrzuceniu norm kulturowych, działa też i dla realizacji innych celów, realizując je na drodze która daje szanse, iż odbiorca nawet się w tym nie zorientuje i połknie rybkę Skandalista . chcąc zaistnieć i nie mając hamulców kulturowych – jest skłonny do każdego czynu. Dziś ma prostą drogę. W razie kłopotów powołuje się na status artysty i na wolność wypowiedzi – a jakże – artystycznej. Kant grubymi nićmi szyty, niemniej nawet niby światli ludzie a podporządkowani politycznej poprawności na takowe wygibasy się nabierają.

To przyjmując sądzę, iż nie odnosząc się w ogóle do konkretnego wydarzenia (jakby jak by nie było sfinansowanego z publicznych pieniędzy) mam jednak pełne podstawy do postawienia Państwu pod rozwagę kilku zasadniczych problemów czy może raczej kwestii

Drugim powodem, który mi przyświeca by nie zajmować się samym wydarzeniem jest oczywista prawda, że dla skandalisty najgorszą rzeczą jest brak reakcji. Zaniechanie jednak pokazania spraw ogólnych w innym świetle niż ten, który obowiązuje w nowomowie – nie jest właściwe. I to też jest pułapka zastawiona przez – no właśnie – przez kogo i po co – też warto się zastanowić. Na takową należy reagować.

I trzecim powodem chęci rozmowy na temat tego rodzaju spraw jest to, że nie mam już najmniejszych wątpliwości co do jednego. Mamy do czynienia z wojną cywilizacyjną, w której narzędziami są nadużywanie, wykoślawianie i nadinterpretacje takich ważnych i cennych kulturowo pojęć jak „artysta” „wolność” wyrazu, wyznania czy przekonań, „swoboda wypowiedzi” itp. I to byłaby też ogólna odpowiedź na pytanie postawione parę zdań wcześniej, po co te wydarzenia są organizowane. A, że za nasze pieniądze – to dowodzi i wadliwości obecnej metody sprawowania mecenatu i co tu dużo nie mówić – braku rozeznania czy raczej myślenia do przodu.

Proponuję w miejsce wywodów o skandalu nieco inną, szerszą refleksję

Sztuki wszelkie, to połączenie talentu, warsztatu i przemyślanego przekazu. Bez dobrego, coraz lepszego do - aż perfekcji – warsztatu, bez talentu i bez myśli, którą praca – dzieło, ma przenieść, nie można o jej twórcy mówić „ten jest artystą w tym co robi”. To pewnik dziś przez wielu podważany. Bez przemyślenia i zawarcia w dziele treści, sam warsztat co prawda nie podnosi wytworu do określenia – dzieło czyli nie wystarcza, ale i bez warsztatu – powstaje nie dzieło, a mowa niemego- czyli udawanie mowy. To wydaje się być oczywiste. Konieczność posiadania warsztatu i wyrażania dobrej myśli przez wieki nie była kwestionowana. Nikt nawet nie odważył nazwać się np. malarzem, będąc bezradnym wobec zadania namalowania orła czy dzbanka – nie mówiąc portretu. Aktora, reżysera, pisarza – to też dotyczy. Dziś indolencja warsztatowa, sparszywienie myśli i uczuć czyli i serca, już nie tylko są możliwe w ich akceptacji, a nawet są traktowane jako nobilitujące. Mówi się wręcz – każdy może być artystą, liczy się pomysł. Na co? To już mniej ważne. Na samo zaistnienie ego? Na wzbudzenie oburzenia – najlepiej niesmaku i obrazy – bo to są emocje? Sztuka ma poruszać – ale co? Nawet najniższe instynkty? Ważny ma być pomysł – nie – myśl Dodaje się na jednym oddechu, że w ramach wolności wypowiedzi artystycznej, artyście wolno wszystko. Powstaje ciąg – artyście wolno wszystko, artystą może być każdy co zauważmy –unieważnia, wręcz demontuje, prawo. Dochodzimy przecież do groźnego społecznie absurdu. Ogłaszam się artystą i prawo mnie przestaje dotyczyć.

W tym dyskursie o sercu artysty i autentyzmie Jego widzenia świata – są ważne takie przykłady jak Nikifora Krynickiego czy z drugiego bieguna np. Rublowa. Oni nie mieli formalnego tytułu magistra sztuki ale mieli odczucia i swoisty warsztat

Zobaczmy, że nie mówimy tylko o abstrakcyjnej dyspucie pięknoduchów. Mówimy o powstałym w ten sposób oficjalnym przyzwoleniu na łamanie prawa i obyczajów, umożliwianiu skuteczności terroru politycznej poprawności. Następuje też wodzenie społeczeństwa za nos i wyciąganie kasy na działania pozorne lub wręcz indolentne.

Stosowanie prawa nie może być uznawane za cenzurę., ograniczenie wolności.

Zawsze były i są bezmyślne beztalencia, chcące tylko zaistnieć. Byli też i są artyści mający w ręku i mózgu narzędzia do przedłożenia odbiorcy za pośrednictwem swych dzieł jakiejś myśli. Nie zawsze środkami akceptowanymi w danym czasie – by było jasne. Patrz Kaplica Sykstyńska i Michał Anioł.

Dziś jednak, i mistrzowie i szalbierze – dla odbiorcy – i to jest fundamentalne - są przedstawiani jako równorzędni artyści. I to jest groźne. Stawia też jako ważne pytanie – któż może się tytułować artystą Dziś wielcy kreatorzy mówią mi, że sedes na wystawie czy ekstrementy w ramce są epokowym odkryciem, krokiem milowym w plastyce – ale sądzę, że raczej jest to coś, co wywoła w końcu głos dziecka „król jest nagi”

I brak odbiorcy. Miejmy nadzieję

W ten sposób dochodzimy do drugiego problemu, który przedkładam tym tekstem. Odbiorca wytresowany przez popkulturę do bylejakości, jest skłonny przyjąć i akceptować działania skandalisty za wytwór artysty jako członka specjalnej kasty stojącej ponad prawem

Coś sporo się nam namnożyło tych kast.

Zauważmy- już samo to demoluje życie społeczne i jest zjawiskiem wykraczającym poza kwestie odnoszące się tylko do spraw jednej tylko dziedziny. Nawet Nauka nie jest wolna od tej zarazy – kasty uważających się za ludzi stojących ponad prawem i przyzwoitością To, co w moim przekonaniu, wyróżnia nasze czasy i każe się poważne zastanowić nad przyczynami stanu rzeczy. Nie jest tak ważnym i specjalnie specyficznym to, że są szalbierze i bylejakość, i że są generowane chore koncepcje obce odbiorcy, a to, że dziś to ci właśnie obdarzeni tytułem magistra sztuki (sic!) ale z genetycznymi wadami warsztatu i myśli, są oficjalnie popierani publika przełyka każdą głupotę, nieuczciwość i kant.

W tej sytuacji piłeczka jest najwyraźniej po naszej, odbiorców, stronie, z pytaniem; które musimy my – nie kto inny, wciąż zadawać. Głośno i uporczywie pytajmy gestorów publicznych pieniędzy dlaczego i jak się je wydają. Niech bylejakość i dyletanctwo czy nieuctwo, sponsoruje się samo lub przez snobów. My pytajmy, dlaczego publiczne pieniądze są kierowane tak, jak są kierowane w systemie ręcznego sterowania pieniędzmi podatnika w formie udzielanego mecenatu. Pytajmy o kryteria. Kto płaci ten wymaga – czy to cenzura? Nie. Ma się płacić za zamówione dzieło Chce taki „artysta” działać tak jak działa, proszę bardzo. Jednak niech nie ma zamówienia od społeczeństwa na swe wytworki-potworki, a i te muszą się mieścić w granicach prawa opartego na zasadzie opisującej granice wolności i rozróżniającej wolność od dowolności. Definicyjnie wprost moja wolność kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka a tego mam szanować. Gestorzy naszych, wspólnych pieniędzy mają obowiązek dbać o realizację wspólnego interesu i muszą być na tyle kompetentni, by nie poddawać się terrorowi nacisków. Nasze „zamówienie” ma opiewać na pokazanie ważnych wartości, utrwalanie pamięci, zachowanie filarów spójności społeczeństwa i nawet eksperyment musi mieć swe miejsce. Tango w ciemno – to nie metoda. Idąc do szewca, do sklepu – zamawiamy, wybieramy co chcemy. Wybór to nie cenzura.

Innymi słowy – dziś mówimy o sferze działań nawet quasi artystycznych, ukrywających się pod wręcz ksywą artyzmu a wykorzystywanych do celów propagandowych. To nie są żadne takie górnolotne „izmy”. a najzwyklejszy skok na kasę i podstawowe elementy ciągłości i spójności społeczeństwa wykonywany w przybrudzonych białych rękawiczkach. Zauważmy; dziś wystarczy porozumienie pomiędzy gestorem pieniędzy (czasem i zamówieniem politycznym) a beztalenciem bezczelnym i zdeterminowanym a bez zahamowań, by uzyskać dobry dostęp do łatwej kasy. Po prostu. Ten mechanizm działa i w innych dziedzinach tyle, że nie jest on tak widoczny jak w sprawach artystycznych, stąd opinia publiczna tamtych nie zauważa. Wyczyny troglodytów są nagłaśnianie, nawet zniesmaczają, i je się widzi. Na spektakl skandalisty - widzowie idą, bo wcale nie myślą w czym uczestniczą. Sam reżyser nie wykona niby- sztuki bez aktorów Ci też godzą się na poniżenie nawet samych siebie – bo im wmówiono, ze uczestniczą w czymś ważnym Tylko wielcy duchem i rozumiejący z czym mają do czynienia rezygnują z podobnych przymusów zawodowych. Tym większa chwała dla reakcji Pani Anny Polony i Jerzego Treli na wyczyny podobnego typu gościa uważanego za „artystę – reżysera” – by Ich wymienić jako symbole. Rechot Pani Seniuk na „dowcipasy” młodego Stuhra dał mi informację z drugiej strony o zakłamaniu w postawach i o rzeczywistości myśli. Uważam, że jako odbiorca mam obowiązek i to we własnym interesie takie rzeczy widzieć i na nie reagować. Jak? Chociażby odmową uczestnictwa. Z tego powodu – nie mniej od żenady skandalistów rżnących jak się to mówi głupa sugerujących, iż ich miernota jest jakąś walką światopoglądową – mnie wręcz przeraża frekwencja i rechot choćby z niby kabaretów czy spektakli opartych na lżeniu czego się da. To świadczy o skali przyzwolenia na plucie sobie w twarz.

I dziś w każdej dziedzinie mamy przecież wspaniałych twórców, Niestety spychanych na boczny tor techniką odmowy mecenatu. Dziś mecenat ma charakter czysto urzędniczy i w istocie bezwarunkowy. To właśnie w połączeniu z ślepotą odbiorcy oraz przyzwoleniem na sekwencję – artyście wolno wszystko – każdy może być artystą – i na odwrót – demoluje i prawo i społeczeństwo

Co obserwujemy w naturze

Dodajmy pytanie o istotę zadania każdego artysty, a nie troglodyty bezczelnie tylko nazywanym administracyjnie – artystą

Warto sobie powiedzieć kto zasługuje na miano artysty i ważniejsze – bo odnoszące się do spraw wymiernych – czy ten tytuł czyni człowieka uprzywilejowanym wobec prawa

I też niebagatelna rzecz, która musi znaleźć odpowiedź każdego z nas. Czy artysta ma i jakie zobowiązania wobec społeczeństwa – czy też ma prawo – bez względu na sponsoring, być egocentrycznym cynikiem Nie jest to nowy problem lecz został on zapoczątkowany rozdzieleniem warsztatu, treści i usunięciem zobowiązań wobec społeczeństwa lub i mecenasa.

W tym zakresie – to my, odbiorcy sztuki mamy prawo i obowiązek zajmować stanowisko.

A ten konkretny spektakl ? Zamilczmy mówiąc sobie, że każdy kto kupi nań bilet sam sobie winien i robi krzywdę społeczeństwu.