Przyzwyczailiśmy się postrzegać Niemcy, jako partnera z powodu silnej obecności soft power naszych sąsiadów w mediach nad Wisłą, jak również działalności wielu fundacji czy swoistej prężności gospodarczej. Niemcy często kojarzą się nam bardzo dobrze i ich elity, jak również część polskich, mocno pracuje nad tym, by to postrzeganie było jeszcze lepsze. Jarosław Kaczyński słusznie postrzega prymat Berlina, jako zagrożenie dla integralności europejskiej.

Spełnia się niestety negatywny scenariusz dominacji po zjednoczeniu Niemiec, czego poważnie obawiała się Francja. Dobitnie pokazał to grecki kryzys zadłużeniowy, w którym Grecja znalazła się w wyniku własnych błędów w sytuacji spłaty długu z zasady niespłacalnego. Jednak spirala kredytowa – jej spłacanie – jest korzystna dla niemieckich oraz francuskich banków. Pomijam już szerzej kwestię, jak bardzo wiele zyskują gospodarki tych krajów. Fundusze europejskie transferowane do Polski są ceną, jaką zapłaciliśmy za otwarcie naszych rynków i penetrację przez zagraniczny kapitał. Bardzo mało prawdopodobne, by powstał w naszym kraju prężny koncern motoryzacyjny made in Poland – chyba, że filie ich zagranicznych odpowiedników.

Najgorszym aspektem niemieckiego rozpychania się w Europie jest umiejętność popadania w skrajności. Ich efekty są doskonale widoczne z powodu polityki gościnności względem uchodźców, tym samym z tego powodu praktyczne wpychając Wielką Brytanię w Brexit. Moskwa dzięki Niemcom dostaje kolejne narzędzia szantażu poprzez aktywność na Bliskim Wschodzie – ekspulsja imigrantów, czy wspieranie skrajnie populistycznych partii europejskich – żerujących na nieefektywności UE.

Radosław Sikorski kiedyś wzywał Berlin do większej aktywności, skutki są opłakane – w wyniku coraz większej siły tego państwa, rośnie ryzyko marginalizacji mniejszych i średniej wielkości państw, która powinna poprzez spójność być siłą projektu europejskiego. Powszechna zgoda krajów w czasie głosowań w Radzie Europejskiej może się obywać w przyszłości pod nieformalną presją Angeli Merkel, która będzie wykorzystywać różnorakie instrumenty finansowe lub prawne względem innych państw. Solidarność europejska staje się ułudą wobec takich projektów, jak Nord Stream oraz Nord Stream 2.

Problem Jarosława Kaczyńskiego polega na tym, że brak jest świadomości w polskich elitach intelektualnych zagrożenia stopniową marginalizacją na rzecz silnego sąsiada. Nie zawiera się sojuszy z potężnym państwem blisko własnej granicy, szczególnie gdy w pobliżu jest jeszcze jeden podmiot o mocarstwowym statusie. Realna polityka winna wobec tego zakładać opór poprzez zwiększanie potencjału swojego państwa i zdolności odstraszania. Jednak cały wysiłek pójdzie na marne, jeżeli tego typu projekt nie znajdzie kontynuacji w razie zmiany partii rządzącej. Niezależnie od tego, jak bardzo działania opozycji są kiepskiej jakości politycznej, warto spróbować przekonać oponentów do wspólnej wizji polityki zagranicznej.

To mało prawdopodobne, ponieważ widać wyraźnie działanie Platformy Obywatelskiej zmierzające do wykorzystywania każdej niepomyślnej sytuacji na forum europejskim przeciwko PiS, ale także tym samym przeciwko Polsce. .Nowoczesna i inne partie popełniły już pewne błędy w grudniu 2016 i styczniu, wobec utrzymania się PO na politycznej powierzchni warto rozważyć, czy formacja żerująca na niemieckim poparciu powinna mieć rację bytu w naszym kraju. W normalnym państwie – parę dekad wstecz – jakakolwiek pomoc finansowa mająca znamiona działalności politycznej z zagranicy z różnorodnych fundacji mogła być rozważana, jako zdrada i działanie w ramach białego wywiadu. Kwestia zdrady za konkretne korzyści materialne, związane także ze statusem i możliwościami wpływania politycznego powinna doczekać się zmian w polskim prawie. Partie polityczne – nawet w najwyższym przekonaniu, że działają w obronie wolności, nie mogą swoim postępowaniem wspierać obcego państwa! Brzmi to idealistycznie, ale sam fakt, że tego typu myślenie się zdezaktualizowało jest niebezpiecznym zjawiskiem.

Czy anty-niemieckość Jarosława Kaczyńskiego przekreśla możliwości współpracy z Berlinem? Nie powinna, gdyż silni respektują tylko równych sobie. Polska ma przed sobą długą drogę, by uczyć Niemiec szacunku do siebie. Jeśli będziemy siebie postrzegać jako wykonawcę niemieckiej polityki, stąd niedługa jest droga do podległości, poddaństwa, niewolnictwa.

Tekst ukazał się na Salon24 w dniu 16 marca 2017r