Prawo i Sprawiedliwość mierzy się w ostatnim czasie z dwoma bardzo trudnymi, a zarazem mocno medialnymi tematami. Pierwszy to spadające notowania obozu rządowego, które coraz częściej pojawiają się w badaniach różnych pracowni. Drugi to chaos informacyjny, który ma ogromny wpływ na temat pierwszy. Owszem, sondaże nigdy nie powiedzą nam dokładnej prawdy o poparciu dla ugrupowania. W przypadku PiS-u od zawsze dochodziło do zaniżenia notowań partii, a jak przekonuje były polityk tego ugrupowania, Przemysław Wipler, wystarczy odpowiednio zapłacić, aby mieć badanie korzystne dla siebie.
Sam w ostatnim czasie z ciekawości wziąłem udział w takim badaniu i muszę przyznać, że pytania były tendencyjne, wyraźnie sugerujące i nastawione przeciwko obecnej władzy. To niepoważne.
Jednak temat się pojawia i należy się nad nim pochylić. Jak mówi stare dobre przysłowie: gdy trzech ci mówi, że jesteś pijany, to się połóż. W tym przypadku, jeśli PiS notuje spadek poparcia w kilku sondażowniach, to należy się zastanowić, dlaczego tak się dzieje. Wpływ oczywiście może mieć „porażka” w kontekście przedłużenia kadencji dla Donalda Tuska. Gdyby akcja wystawienia kontrkandydata została przeprowadzenia wcześniej, rząd inaczej mógłby sprzedać wyborcom temat. Możemy się sprzeczać, czy stało się dobrze, czy źle, jednak jestem pewien, że kilkanaście procent wyborców PiS-u, czyli grupa, która nie wchodzi w skład twardego elektoratu, zastanawia się, dlaczego rząd poszedł na taką wojnę? Dokładnie ta sama grupa ma problem ze zrozumieniem zachowania szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, mówiącego o „nielegalnym wyborze Tuska”, podczas gdy wiceszef MSZ Konrad Szymański mówi coś zupełnie innego. Również umiarkowany elektorat PiS-u nie trawi zachowania szefa MON Antoniego Macierewicza w kontekście działań wyjaśniających przyczyny katastrofy smoleńskiej. To wszystko jest źle zapakowane, okryte jedynie strzępkiem informacji, jakoby ktoś z poprzednich władz był winny, doszło do zamachu, zaraz zaczną się rozliczenia. Wyborca PiS-u, nie należący do twardego elektoratu, ma z tym problem, ponieważ czeka na konkrety od 17 miesięcy i doczekać się nie może.
Gdyby podsumować najbardziej niezrozumiałe dla wyborców działania, to MSZ, MON oraz MSWiA stoją dzielnie na podium. A przecież to najważniejsze trzy miejsca w kontekście dobrego działania państwa. Zauważmy, że równie ważne jest Ministerstwo Sprawiedliwości, borykające się z wieloma problemami oraz otwartymi frontami wojennymi, a jednak resort kierowany przez Zbigniewa Ziobrę radzi sobie wyśmienicie. Tam się nie pojawiają błędy, wtopy merytoryczne (jak u Waszczykowskiego) czy brak konkretów. Ziobro oraz jego zastępcy konsekwentnie realizują narzucony plan i zauważmy, że mimo ataków środowiska sędziowskiego, Ziobro jest wciąż postrzegany jako szeryf, sprawny organizator. Może ktoś z MON, MSZ i MSWiA powinien pójść na korepetycje do „Zbyszka”?
Kolejny resort, z którego można brać przykład, to Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W ostatnim czasie o minister Elżbiecie Rafalskiej mówiło się jako o ewentualnej zastępczymi premier Beaty Szydło. Program „Rodzina 500+” został bardzo sprawnie wprowadzony, ministerstwo samo przyznało się do pewnych wad i otwarcie mówi o poprawkach. Ludzie wiedzą, na czym stoją, czują zaufanie do Rafalskiej, a dalej do rządu, który zaoferował im pomoc pieniężną dla dzieci.
Rząd PiS-u musi poprawić komunikację. Nie można w nieskończoność bezkarnie wypuszczać sprzecznych ze sobą wiadomości, bowiem wytrzymałość wyborców się kończy. I niekoniecznie ten umiarkowany wyborca PiS-u musi odejść do konkurencji. Jeśli stwierdzi niechęć do rządu, który go zawiódł, po prostu nie pójdzie na wybory. Podobny dylemat miała Platforma Obywatelska dwa lata temu. Obóz Ewy Kopacz walczył o jak najwyższą frekwencję, bowiem to ona dawała mu przewagę. PiS grało na jej osłabienie. Dlaczego więc teraz w partii Kaczyńskiego zapomnieli, że role się odwróciły?
Komentarz ukazał się 15 kwietnia 2017r na łamach tygodnika Warszawska Gazeta