Pani Autorka ma oczywiście rację – lecz istota rzeczy leży tak naprawdę nieco gdzie indziej. Samo oburzenie zamknięciem komunikacyjnym dzielnicy to tylko zasygnalizowanie objawu a nie refleksja nad jego przyczynami. Dopiero identyfikacja przyczyn może być podstawą do jakiejkolwiek naprawy – a ta jest konieczna. To nie ulega wątpliwości.Oczywiście można się też pytać – czy na pewno to zamknięcie nawet okresowe było potrzebne. Z tekstu nie wynika, czy zamknięcie miało charakter czasowy (6.12.17) czy dotyczy rozstrzygnięcia stałego, a jeśli stałego to w jakim zakresie.
Urzędnicy zapewne pytani - podadzą powody odwołujących się do okazjonalnych okoliczności i ogólnej sytuacji. Na ile te utrudnienia są rzeczywiście chwilowe i uzasadnione – to wymaga wyjaśnienia. Jeśli zdarzenia będące powodem tego zamknięcia – były w swym czasie zgłaszane i co do miejsca czasu i ich rozmiarów – to pytanie pierwsze musi być postawione – na jakiej podstawie urzędnicy uznali, że owe zdarzenia w ich rozmiarach są ważniejsze niż normalne działanie całej dzielnicy jako organizmu gospodarczego. Taki swoisty bilans czy też oszacowanie musiało być przecież podstawą wydania decyzji o zmianie organizacji ruchu. Prawie nie wyobrażam sobie wydania tej decyzji na widzi-mi-się lub pod jakimś naciskiem – bo to by była kompromitacja sposobu podejmowani decyzji jaki obowiązuje w Magistracie. Owe zdarzenie, które było powodem (jeśli mówimy o zdarzeniu czasowym) czyli planowana zmiana organizacji ruchu, musiała być chyba uzgadniania z Radą Dzielnicy – wnioski wyborcze i przesłanki do realnego wymiaru słów komunikacja i konsultacja społeczna – stają się oczywiste. Pani Autorka podnosi straty ludzi biznesu i poważne utrudnienia dla znacznej części mieszkańców (np. centrala NFZ) – to klasyka. Dla urzędnika – okazuje się - te straty w bilansie nie są brane pod uwagę. Bo niby po co i jak? To nie są straty miasta. Miasto straci i to tylko ewentualnie – jak padnie restaurator czy sklep. Na jego miejsce przyjdzie następny zauroczony lokalizacją i ruchem turystycznym i to o konkretnej specyfice. Od tej żydowskiej – od śladów pamięci, rodzaju źródła, sntymentu, nauki dla młodzieży – po charakter dzielnicy jako legendy całodobowej knajpy i przeuroczej przestrzeni funkcjonującej w atmosferze własnej specyfiki. Innej niż tej wspaniałego Starego Miasta. Dla przybysza to rarytas. Zwłaszcza dla przybysza, który ma czas, by się tu zatrzymać i na dziś ma pod ręką kogoś, kto poza oficjalnym schematem rutyny obowiązującej w tzw. koncepcji promocji miasta potrafi podpowiedzieć, co kiedy i jak można zobaczyć i doświadczyć na Kazimierzu. Skoro straty – to nie problem urzędnika to czym się on ma zajmować. A powinien – to pewne.
W ten sposób ujawnia się pierwsza warstwa przyczyn, dla których powstała ta sytuacja.
To podstawy i przesłanki procesu decyzyjnego.
Warto też się zastanowić – skąd te przyczyny się wzięły.
Wydaje się, że odpowiedź się sama narzuca. Jako źródło należy wskazać sposób sformułowana misji miasta – nie tylko tej jego dzielnicy. Kto ma swe lata, albo zna z opowieści, jak wyglądał i jak działał Kazimierz w wieku XIX i do II Wojny Światowej (to akurat nikt nie pamięta – ale poznać można), jak wyglądał on w latach po wojnie – aż w zasadzie do lat 90 tych – ten wie, że obecny stan rzeczy jest raczej Cepelią (nie obrażając jej) z super knajpą niż rzeczywistą opowieścią o tej przestrzeni. Wszyscy wiedzą co to Plac Nowy – ale bez jatek? Co to były jatki? Skoro już przekształcono to miejsce w zagęszczenie knajp – i te się jednak jakoś utrzymują, to ktoś wcześniej nie pomyślał o mieszkańcach i ich warunkach życia. Organizatorzy życia publicznego mieli obowiązek dać Im zrównoważenie uciążliwości. Za urzędników – to Autorka stawia propozycję w tym zakresie. Dodajmy propozycje wydawałoby się najbardziej logiczne i jakoś uzgadniające interesy stron. Tyle, że zamknięcie dla „obcych” (oczywiste – bo Ci do knajpy wjechać nie muszą) musi być skompensowane parkingiem pojemnym, dostępnym i dobrze skomunikowanym z centralną częścią Kazimierza. Abstrakcja? Nie sądzę, a oprócz tego – dopuszczenie do tego właśnie kierunku rozwoju dzielnicy – powinno być chyba poprzedzone myśleniem o tych sprawach. Mam niestety dobrą pamięć, to przypomnę propozycje wcześniejszego Biura Lokalnego Kazimierz było takie z konkretnymi ludźmi. Działalność ta została przerwana a pomysły poszły sobie do kosza - z przyczyn, o które trzeba chyba pytać długodystansowo panującego Prezydenta – i Jego bezpośredniego poprzednika.
Świadomie wybrano super knajpę z której – co mamy? To co mamy. Jak żyją tak naprawdę sklepikarze i restauratorzy, gdzie podziały się elementy rzemiosła, usług, pamięci – po prostu życia a nie marginalizacji i eliminacji mieszkańców – kogo to obchodzi i kto liczy w interesie miasta czyli ogółu. Filozofia – nikt im nie każe takiemu mieszkać w mieście i w tym miejscu, też ma swe źródła. Jak ktoś pęknie i opuści mieszkanie – to ktoś w to miejsce wejdzie. Nie tylko z racji skutków tego co tu się stało za sprawą Niemców – ale i dla mechanizmu, który został skopiowany w Stolycy Kazimierz to jakieś zagęszczenie problemów z przejmowaniem nieruchomości i budowami. To też ważny element składowy podstaw dość trudnej sytuacji tego miejsca
Rodzajem dowodu na braki w myśleniu – jest również zlokalizowanie centralnej siedziby NFZ przy zakątku ul. Józefa. To nie knajpa a ważne miejsca wizyt wszystkich osób obsługujących prawnie i księgowo podmioty świadczące usługi w zakresie służby zdrowia w Małopolsce w tym też i samych lekarzy. Siedziba lokalowo – dla NFZ – świetna ale i dla tej instytucji komfortowa – ale czy naprawdę wygodna dla jej klientów i w sumie też i jej samej? Nie sądzę. Sama ta instytucja w sposób naturalny generuje ruch. Czy nie można temu urzędowi zaproponować innej lokalizacji? Nie wbrew jej woli i funkcji oczywiście – ale to sfera biznesu i interesu Państwa i społeczeństwa.
W sumie – może by tak Panią Autorkę tekstu i osoby niegdyś tworzące Biuro Lokalne Kazimierz grzecznie poprosić o konsultacje? Mieszkańców zapytać przed i po opracowaniu innego modus vivendi?
Jak widać – władza wymięka – idąc rutyną. Ta najwyraźniej ma schemat - jest wniosek, wydajemy zarządzenie, pozwolenie, decyzję – bo mamy takie uprawnienie. To nie jest chyba to, czego się od władzy oczkuje jeśli się sądzi, że ta ma nie tylko administrować na bieżąco ale i przewidywać do przodu. Zielony dywan już był. Malowanie trawy jeszcze nie.
Niestety należy założyć, że propozycja tego zaproszenia powinna być skierowana już dla przyszłej władzy miejskiej i mam nadzieję nowej – bo ta aktualna myślenia o mieście od lat nie zmienia. Promocja, Przewodnicy, funkcja Rynku, traktowanie depozytu tradycji itd. to pola do gruntownego przemyślenia – a w tym i Kazimierz ma swe ważne miejsce.
To znów wniosek wyborczy dla nas – nie tylko mieszkańców Kaźmirza.