Sędziego M. skusił pewien gadżet do wiertarki. Kiedyś, zanim wynaleziono podwieszane sufity, kuchenne roboty i te wszystkie automaty, człowiekowi do życia wystarczała prosta wiertarka i kilka wierteł. Można było zawiesić lustro w łazience i naprawić dziecku saneczki, a nawet drzwiczki od małego fiata. Tak było i nikt specjalnie nie utyskiwał. Jednak nieubłagane siły postępu wywindowały PKB, a wraz z nim ludzkie potrzeby, więc grupa trzymająca środki produkcji postanowiła te konsumpcyjne aspiracje zdyskontować, produkując sprzęty, przedmioty i towary, których przaśna wiertarka już nie ogarniała.

Zatem mocno upraszczając, tak oto doszło do sytuacji, w której sędziemu M. ze Szczecina przestała wystarczać zwykła wiertarka, więc udał się do marketu, żeby zdobyć gadżet, którego zapewne pilnie potrzebował. Mrocznym przedmiotem pożądania sędziego M. okazał się przegubowy łącznik. Być może sędzia pragnął za jego pomocą podwiesić wspomniany sufit, ale tego się raczej nie dowiemy. Dowiedzieliśmy się za to ponad wszelką wątpliwość, że sędzia okazał się złodziejem. Zwykłym, można powiedzieć, że dość tuzinkowym, ale jednak złodziejem. Sędzia ukradł element wiertarki i został przyłapany na bardzo gorącym uczynku. 

Złodziejski proceder sędziego M. potwierdził Sąd Dyscyplinarny w Gdańsku, który usunął go z urzędu: „Utracił niezbędną do pełnienia urzędu sędziego nieskazitelność charakteru. Oczywisty i wynikający z Ustawy o ustroju sądów powszechnych jest obowiązek zachowania przez sędziego nieskazitelności charakteru. Zachowanie obwinionego naruszyło powyższe zasady”. 

I teraz zbliżamy się do sedna rzeczy, czyli do Sądu Najwyższego, który przez sędziowską brać -  tak się  frywolnie wyrażę - jest traktowany jako absolutna elita elit. Do tej elitarnej instancji odwołał się adwokat sędziego. Elita zaś, nie zawracając sobie głowy jakąś wyimaginowaną nieskazitelnością,  przywróciła delikwenta do zawodu, obniżając mu jedynie pensję na dwa lata i uzasadniając swoją łaskawość nieposzlakowaną opinią, jaką cieszył się w miejscu pracy sędzia M.  

Wyrok ten wstrząsnął do głębi prawniczymi sumieniami dwóch bardzo znanych adwokatów (Jacek Dubois oraz Krzysztof Stępiński): „Z wyroku Sądu Najwyższego wynika zatem, że złodziej może być nadal sędzią, tyle, że z mniejszym wynagrodzeniem(...)Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro określił wyrok, jako haniebny. Choć programowo nie zgadzamy się z panem ministrem Zbigniewem Ziobrą, w tym przypadku zgadzamy się z nim w pełni. Bo nijak nie rozumiemy, jak doszło do tego, że troje sędziów Sądu Najwyższego dopuszcza możliwość, że wyroki w imieniu Rzeczypospolitej będzie wydawał ktoś, kto nie jest nieskazitelnego charakteru. Że ktoś, kto sięgnął po cudze, może sądzić złodzieja. To kpina!” 

Osobiście nie zgadzam się z opinią czcigodnych adwokatów, iż z wyroku wynika, że złodziej może być sędzią. Jest odwrotnie. Wyobraźmy sobie bowiem hipotetyczną sytuację, że świeżo upieczony absolwent prawa M. zostaje przyłapany na kradzieży przegubowego łącznika do wiertarki i zostaje skazany przez sąd. Głowę daję, że w przyszłości na gremium rekomendującym status sędziego taki delikwent przepadłby z kretesem. Złodziej nie mógłby zostać sędzią. Zatem elita elit sędziowskich orzekła w tym przypadku, że sędzia może być złodziejem. Po prostu.   

To właśnie wynika z tego wyroku Sądu Najwyższego, że sędzia może być złodziejem i sądzić innych złodziei. I ten wyrok, bez względu na to jakie były lub będą dalsze jego losy, dowodzi wyższości kasty sędziowskiej ponad wszystkie inne kasty. Sędzia Kamińska, która jako pierwsza wygłosiła publicznie strzelisty akt o nadzwyczajności swojej kasty, nie rzucała słów na wiatr. Bowiem oprócz kasty złodziejskiej, dla której to jest naturą rzeczy, żadna inna kasta nie ma takiej odwagi, żeby otwarcie akceptować złodziei w swoich szeregach i publicznie to głosić. Zaiste, nadzwyczajna to kasta ci sędziowie, a  ich elity wręcz olśniewające. 

Tekst ukazał  się na Salon24.pl w dniu 17 września 2018r