Doceniam Niemców o tak zdecydowanie ich doceniam, tak jak doceniał celowniczy z 1 Dywizji gen Maczka siedząc w swoim Shermanie i mając w celowniku szwabskiego Tygrysa. Analogia taka, a nie inna wydaje mi się jak najbardziej właściwa bowiem w mojej opinii, w wielkim skrócie tak właśnie, dzisiaj wyglądają relacje polsko - niemieckie. Na razie nie ma w Europie klimatu na stosunki międzyludzkie rodem z września 1939 roku, choć wojna na Bałkanach była jakby memento owych czasów kiedy życie miało cenę wyrwanego z czaszki złotego zęba, zaś ludzi traktowano jako produkt, z którego pozyskiwało się włosy na wypełniacz poduszek ze skóry wyrabiano abażury, a z kości robiono mydło.

Niecne, łajdackie postawy moralne z drugiej wojny światowej przypomnieli nam wtedy na Bałkanach holenderscy żołnierze, którzy w strachu o własne życie pozostawili na rzeź Serbom bośniackim kilka tysięcy bezbronnych muzułmanów, których ci wykończyli z wprawą chłopaków z dywizji SS "Totenkopf".

Czy wojna na Bałkanach była zapowiedzią, tego, co może stać się w Europie? zawzięci liberałowie i degenerujący się z każdą dekadą bardziej lewacy zawyją w sprzeciwie bowiem według nich idziemy w kierunku nowego, wspaniałego świata, zaś w drodze do niego owa liberia i lewactwo wycina w pień każdą przesłankę, która według nich mogłaby przywrócić owe potępione czasy rządów jednego państwa, jednego narodu i jednego wodza. Nikt nie przejmuje się tym, że lwia część owej liberii i lewactwa, cała ta wrzaskliwa hałastra nakazująca rugować wiarę, patriotyzm i tradycję oraz inne widzenie rozwoju Europy jako pewne, według niej, przyczynki do wskrzeszenia dawnych demonów wojny - wywodzi się z kraju tych od "Totenkopf" od komór gazowy i od pogardy kończącej się strzałem z Waltera w skroń Polaka, Żyda czy każdego innego, kogo ojciec III rzeszy Adolf Hitler uznał za niegodnego życia.

Zwolennicy nowego, wspaniałego świata powiedzą, że dobrze się dzieje bowiem z państwa - kolebki brunatnego terroru wychodzą idee budowy nowej Europy, że naród sprawców i maniakalnych morderców na skalę globalną w ten sposób spłaca dług jaki zaciągnął wobec Europy i Świata, że idee Schillera, Goethego czy Immanuela Kanta - myśliciela z Królewca i speca od nieba gwiaździstego i prawa moralnego, wreszcie otulą ten naród bandytów niczym warstwa żyznej ziemi s której wzrośnie wbrew temu co było, coś pięknego, zmazującego grzechy ojców. Jeśli macie takie przekonania to porzućcie je bowiem to banialuki i babskie gadanie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.

Ideologicznie Niemcy stoją dzisiaj na dwóch nogach. Jedna to lewacka i liberalna piętnująca wszystkich, którzy są przeciwko nowej definicji człowieka i społeczeństwa. To noga usiłująca kopnąć w zadek chrześcijan i narodowców tak własnych jak i cudzych oraz przygnieść ciężkim butem patriotyzm innych państw jako niepotrzebny i szkodliwy będący reliktem dawnych czasów mających rozwiać się jak dym w obliczu nowej rzeczywistości i jeszcze nowszej przyszłości. Ideologia bardziej znacząca zaczyna się tutaj od pasa w dół, pozwalająca na pełen ful jedynie na wolności rodem z pornograficznej krainy Teresy Orloski i genderowych rojeń o płci uniwersalnej.

Owa noga ma kopać przede wszystkim tych, którzy nie są Niemcami. Ma kopać nas Polaków, Węgrów oraz każdego opornego niemieckiej wizji Europy. W pewnym zakresie jest jednak przeznaczona także dla własnych obywateli przez dekady odzieranych z pozytywnej tradycji prawdziwej chadecji i wkomponowanych niczym bursztyn w srebrną oprawę w system miękkiego totalitaryzmu lewackiego wycinającego kosą poprawności politycznej uniwersalny kodeks moralny jaki ma w sobie każdy człowiek. Niemieccy obywatele wyrugowani już dawno świadomie i z premedytacją ze swoich chrześcijańskich, ewangelickich korzeni stali się niemal bezbronni na rządową indoktrynację lewacką moralnością wspomaganą w lwiej części lewacką prasą i wyhodowanymi za czasów młodości moralnie zdegenerowanego Cohna - Bendita podczas rewolucji obyczajowej lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, lewackimi politykami. Jednocześnie kultywując wpojoną przez dziadków z wermachtu karność wobec rządu stali się Niemcy idealnym materiałem, doskonałą gliną do formowania przez Angelę Merkel.

Jeśli pierwsza noga wydała się rządzącą to posłuchajcie o drugiej.

Tutaj już nie ma żartów. W imię wolności, równości i światopoglądu Angeli Merkel w Niemczech tolerowany jest faszyzm, co przejawia się szczególnie w dniach urodzin Hitlera i Rudolfa Hessa, które to różne stowarzyszenia i bojówki faszystowskie świętują marszami łysych albo ryżych, czerwonych na mordach grubasów w koszulkach najczęściej czarnych z symbolami bliskoznacznymi swastyki lub innego paskudztwa. Rzecz jasna aby nie było rozdźwięku w głowach przeciętnych Niemców otorbia to się kordonami policji i obstrukcją lewackich mediów oraz retoryką o wolności słowa, zaś gdy odgłosy faszystowskich kroków nie przestały dudnić wpuszcza się na te same ulice pederastów i dziwolągów z lgbt, rzecz jasna w imię parytetów poprawności politycznej. Aby ukrywać swoich własnych jurnych i wypasionych faszystów niemieckie media poszukują ich poza granicami na przykład w Polsce podczas Marszu Niepodległości.

Dlaczego w Niemczech zezwala się na faszyzm, albo nawet hoduje się go w dość cieplarnianych warunkach? Otóż jestem pewien, że u naszych zachodnich sąsiadów nie wygasły stare reminiscencje, że hodują je potajemnie i nasłuchują echa marszowego kroku Waffen SS śniąc o hegemonii w Europie i o wyrównaniu dawnych rachunków. Rzecz jasna żaden z niemieckich polityków nigdy się do tego nie przyzna, no chyba, że będzie im dane przywdziać wreszcie czarne mundury od Hugo Bossa. W takiej sytuacji faszystowskie bojówki będzie można wykorzystać jako zaczyn na którym wyrośnie nowa rasa panów.

Druga noga ma przygotować grunt ku temu. Powiązania ekonomiczne, uzależnienie od Niemiec Unii Europejskiej, szeroka współpraca tak jak przed trzydziestym dziewiątym z Rosją oraz, coraz bardziej jawne i jednoznaczne, odrywanie się od Stanów Zjednoczonych i zabiegi zmierzające do skonfliktowania Ameryki z Europą w imię rzecz jasna europejskich pryncypiów to nic innego jak przygotowywania się do roli wyrównującego rachunki hegemona. Prócz tego czyszczenie Europy z tych, którzy mogliby stanąć Niemcom na drodze. Przez długi czas nie było problemów z Polską. Wykonywaliśmy potulnie dyrektywy Berlina, zaś zniemczony do szpiku kości człowiek był premierem kraju nad Wisłą. Sielanka skończyła się gdy do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość z tak bardzo znienawidzonymi przez potomków pana z czarnym wąsem narodową dumą, dążeniem do podmiotowości i wielką jak kontrakt Nord Stream 2 pamięcią historyczną. Czując, jak wilk czuje, że jeszcze nie pora wgryźć się w bok jelenia, Niemcy odstąpili od nacisków ekonomicznych, wiedząc, że na nie nie pora. Aby wóz ich ambicji znów mógł wskoczyć w koleiny prowadzące do europejskiej hegemonii zaczęli w stosunku do tych opornych, przede wszystkim do Polski i Węgier stosować antypropagandę, rozdętą do niewyobrażalnych rozmiarów i podawaną przez prasę własną jak i tą zagnieżdżoną od lat niemiecką prasę polskojęzyczną. Wszystko to czynione z rozmachem i sposobem, których nie powstydziłby się sam Joseph Goebbels.

Sytuacja znowu zaczyna przypominać tą sprzed trzydziestego dziewiątego, kiedy to niemieckie media waliły w Polkę jak rozbuchany dzieciak tortem w gębę klauna. Jednak na tym się nie skończy. Prędzej czy później, zmieniając niektóre paradygmaty gospodarcze, Berlin zacznie naciskać nas ekonomicznie, wywierając ciągłą presję na to aby odwrócić polskie przemiany i ponownie wziąć nas na smycz. Na dzień dzisiejszy wydaje się to bardzo trudne, ale co będzie gdy wspierany przez berlińskie media i francusko - niemieckich agentów oraz rodzimych targowiczan, Grzegorz o nazwisku jak ów nieszczęsny kapitan Concordii przejmie władzę? Będzie, już nie Polska tylko, jak chce wielu zaprzańców, Królestwo Kongresowe tym razem nie pod dominantą rosyjską ale niemiecką. Jestem przekonany, że tak się nie stanie. Po pierwsze ludzie wiedzą co jest dla nich dobre, a po drugie - mamy na tyle siły aby nie ulec wrogiej propagandzie i niemieckiej agenturze. Póki co stoimy na chwiejnych nogach ale stoimy zaś Berlin nie jest dzisiaj tak silny aby nam je podciąć.

Ale będzie!

Nacisną na nas gospodarczo i można gadać, że ich gospodarka jest powiązana z naszą. Jestem przekonany, że pół dekady wystarczy aby odwrócić wektory i zamiast z Polską związać się bardziej gospodarczo z Portugalią czy z Grecją, albo z oboma naraz tym bardziej, że ta ostatnia winna jest Niemcom grube miliardy. Berlin czeka na swoją chwilę, na swoją szanse bowiem historia Świata gmatwa się. Być może zmienią się priorytety NATO w kontekście Chin i Rosji, być może Stany Zjednoczone -dotychczasowy żandarm świata pilnujący porządku to już tylko sterany wiekiem i doświadczeniami starzec, który nie ma siły aby dyscyplinować lagą całą swoją rodzinę pragnącą i tak w odpowiednim momencie zadusić go poduchą. W tym kontekście oraz biorąc pod uwagę siłę niemieckiej gospodarki nie będzie trzeba wiele czasu, być może drugą część dekady, aby przestawić ją na produkcję zbrojeniową, zaś z dwóch limonów islamskich emigrantów i w sposób właściwy zagospodarowanych faszystów, uczynić zbrojne ramię skierowane na wschód w kierunku genetycznych wrogów islamu i nienawidzących Niemców - Lachów.

Wiem, to political-fiction, ale proszę zapytać się samych siebie, czy naprawdę niemożliwe?!

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 22 września 2018r