To byłoby chyba najkrótsze podsumowanie wyników samorządowych.
Krakówek w tym skrócie – to ludzie powiązań, interesów, wiary w przekaz Gazety Wyborczej i tak ogólnie politycznie poprawnego nurtu szerzącego nieskrywaną nienawiść do tłustych much, szarańczy, a ostatnie – autorstwa Pana Sawickiego – pisowskiej zarazy, której nie wolno wpuścić do samorządów. Ogólnie wyszło nieco inaczej. Lecz tylko nieco. Tych ludzi spaja wiele Odpowiadająca im wygoda istniejącej wcześniej sytuacji decyzyjnej, głęboka wiara w opowieści KOD-u i wiele innych przesłanek - aż po strach przed odpowiedzialnością. To wręcz konieczność obrony status quo.

Panowanie albo kłopoty – to zasadniczy dylemat. Spora grupa ludzi wierząca w to, co jest podawane jako wyższe cele, a nie weryfikująca informacji - idzie za tymi opowieściami. Ma być jak było, i już - co zresztą też i na poziomie ogólnopolskim często słyszymy - bez ogródek. O zmianach zasadniczych i systemowych tym bardziej, nie wolno nawet myśleć. Całość podsyca oczywiście poważne traktowanie, wbrew jakiemukolwiek  rozsądkowi, wiary w bezinteresowność walnej pomocy płynącej z zagranicy. „Pomocy”  dostarczanej szeroko, nawet - co powinno zastanowić z czystego rozsądku – jako żywo niezgodnej z prawem UE. Trzeba być ślepym, by nie widzieć, że co jak co, ale tłem tej pomocy totalistom nie jest przecież ani obawa przed zagrożeniem praworządności w Polsce ani miłość do skamlących. To wie każdy, łącznie z donosicielami.
To, aż niesamowite, jak obecna sytuacja kopiuje czasy końca XVIII w i aż  strach pomyśleć o dalszym obrocie koła historii. Wszak wtedy, ile trzeba było lat do zaistnienia Polski? Ponad 120. Po drodze - ile trzeba było krwi, wybijania a po nim -  świadomego odtwarzania się elit czyli operacji na  mózgu Narodu, by ponownie wstać wbrew zaborcom. Dopiero 100 lat temu, swych pożytków zapomniawszy i pomijając różnice poglądów i koncepcji, Polacy zaczęli na nowo, a niezwykle burzliwie, wybijać się na sukcesy gospodarcze, ku odbudowie nowoczesnego Państwa. Dziś, też mamy dobre wspinanie się gospodarcze i myślenie o bycie bez wasalności.
       Powstawanie silnej konkurencji rynkowej, na nie tak dawno terytorium zależnym i usłużnym, nie może się sąsiadom podobać, co jest główną siłą napędową owej nagłej miłości do praworządności – ku zwaleniu niewłaściwych rządów.  I tak, Krakówek mając w ręku w przewadze narzędzia medialne oraz  dzięki używaniu, bez zahamowani, bicia na odlew – ulicą, obmową oraz używaniem retoryki antypisizmu, toruje sobie drogę polityczną. Są tacy, którzy tego nawet nie zauważają – biorąc owe opowieści za rzeczywistość. To robi masę, która w dużej części może nawet nie wiedzieć co czyni.
Z kolei, w użytym w pierwszym zdaniu słowie Kraków – mieści się i miasto i jego mieszkańcy. Kraków przegrywa, bo wybór trwania w braku zmian, oznacza, że istotne walory i aktywa miasta nadal mogą być spychane na rzecz trwania przy władzy i przeistaczania miasta, świadka historii, ośrodka kultury i nauki, w europejski pub i miejsce uciech. I kultura i historia ma być lewacka a nauka ? Ma być bez specjalnego związku z życiem miasta. Chyba, że poprzez Juwenalia i w razie potrzeby występy dyżurnych utytułowanych mędrców. Na jak długo to wystarczy, co po drodze zniszczy, jak odbierze podstawy na przyszłość – a po co się nad tym zastanawiać? Na co dzień, jakieś tam boje na salonach i abstrakcyjne by się wydawało uchwały, ustawy, czy roszady personalne – oraz porzucanie fundamentów – kogo obchodzą? Mało kto z szarych mieszkańców zastanawia się nad takimi rzeczami – mówiąc’ to przecież nie moja broszka. Powszechnie  nie widzi się zatracania też i swoich szans i aktywów swego własnego bytu.  Ludzi jakoś nie zastanawia – bo nie musi -  czy administrowanie – to to samo co myślenie o rozwoju, na czym ten rozwój miasta ma się opierać i czy dziś opiera się on na dobrych fundamentach. Pozostaje tylko niezadowolenie z odczuwanych objawów podejścia urzędników, jako w ich własnym mniemaniu, siły sprawczej życia miasta, co prowadzi tylko u mieszkańców do kombinowania jak tego urzędnika ominąć szerokim łukiem. Każda dziedzina życia miasta, istnienie firm i zleceń obsiadłych miasto, dowodzi tego przekonania klas urzędniczej o życiowej skuteczności zarządzeń i prawa do urządzania życia wbrew jego wymogom. Choćby sprawy parkingowe, czysto ideologiczne traktowanie daru Sanktuariów, na których miasto powinno (bez względu na rodzaj wiary) robić po prostu interes,  deweloperzy, biznesy, układy - mało? Tak było, jest i pewne będzie – taki los szaraczka – myśli sobie ów szaraczek, bo Mu wielokroć wykazano, że jest szaraczkiem. I głosuje za brakiem zmian. Wyjście z tej sytuacji szaraka na pozycję podmiotową nawet Mu nie przychodzi przez myśl, bo tak jest przyzwyczajony Zmiany? Przydały by się, lecz takim ludziom już „autorytety” często oficjalnie obsadzone w roli autorytetów tytularnych już  wyjaśniły, że zmiana niesie niewyobrażane ryzyko.
      I tak to. ogólne oczekiwanie zmian wyrażone w wyborach Prezydenckich i Parlamentarnych – nie przełożyło się bezpośrednio i dokładnie na tu i teraz. Nie w ogóle, tylko zauważmy szczególnie tam, gdzie zmiany niosą zagrożenie dla utrwalonych grup interesów. To te grupy się silnie skonsolidowały. Retoryka nienawiści i grozy niesionej przez wraży PiS, użyta jako narzędzie budzenia irracjonalnych emocji, silnie zdyscyplinowała obawiających się zmian. Oczekiwanie zmian – owszem, odbiło się. ale tylko znów na poziomie położonym wyżej - w Sejmikach.
W skali ogólnopolskiej te wybory, na powyższym tle chęci i niechęci do zmian,  przyniosły też informację dość oczywistą, której jakoś wcześniej nie chciałem przyjąć do wiadomości, choć jej objawy były widoczne nieuzbrojonym okiem. Możemy oto zdecydowanie mówić o społecznym zestawieniu świata szacunku dla wartości elementarnych ze światem braku tego szacunku podniesionego do rangi doktryny. Z całą ostrością ujawniły to właśnie obecne wybory. Zdyscyplinowanie do pozycji już ważącej dla wyniku wyborczego, poważnej grupy osób wspomagających nurt liberalno-lewicowy jest faktem – jak widać z wyniku, ale tylko w dużych ośrodkach. Myślę tu o osobach, dla których system wartości - ogólnie - podstawowych nie jest tak znów znaczący. Co prawda kraść czy krzywoprzysięgać nie jest ładnie – ale jednak – jak trzeba to widać – trzeba. W imię konieczności życiowej dopuszczamy.
Rzeczy, które wszędzie kasują polityka – kłamstwo, przestępstwo, skazanie, zarzuty korupcyjne, machlojki z 140 - to  letnimi uczestnikami umów notarialnych - u nas, masom wyborczym jakoś nie przeszkadzały. Wręcz odwrotnie – klon Pani HGW jako żywo w różnych aspektach odpowiedzialnej za skandaliczną gospodarczo i moralnie sprawę – wygrywa. Pani skazana prawomocnym wyrokiem otrzymuje 70 –cio procentowe poparcie, gość uwikłany w wiele sprawek w Gdańsku przechodzi z przewagą do II giej tury. Tacy ludzie są wybierani! Ludzie z własnej woli decydują się  na to, by nimi rządziły i to przez całe następne 5 lat osoby, dla których te wszystkie rzeczy jak transparentność, uczciwość, w końcu honor – nie są ważne. Czego ci wyborcy się spodziewają? Czegoś dobrego dla siebie? Czyżby złodziejstwo stało się już zaradnością, śmierć przy sprawach reprywatyzacji – była nieważna, przekręt uznaną metodą osiągania celu? To jest, uważam, już zatrważające zjawisko sięgające ponad opisany wcześniej podział oparty o interesy i manipulacje medialne.  Przewidział to prof. J. Groszkowski – ówczesny,  w roku powstania Solidarności – 1980 – tym,  Prezes Polskiej Akademii Nauk mówiąc wtedy, że przemiany prawa to dzieło chwili, przemiany systemu to parę pokoleń a przemiana, prostowanie umysłów – to wiele, wiele, pokoleń. Najwyraźniej wiedział z całą ostrością jaką demolkę w umysłach robi komuna.  Dodam – do tego od siebie na tym tle, konieczność ukształtowania się rzeczywistej elity. Mamy tu poważny kłopot – z którego jednak wyjście jest. Wygląda na to bowiem, jakby był kłopot nawet z zalążkiem naturalnej elity. Takiej, która po każdej rzezi wieku XIX tego, pozostawała w jakiejś formie przetrwalnikowej i przeniosła; patriotyzm, wiarę, pamięć i wiedzę. Dziś, nie ma niestety, jak poprzednio, naturalnego oparcia w jawnym zaczynie elity rzeczywistej. Ludzie istniejącej jeszcze, nazwijmy ją, naturalnej elity są zmarginalizowani i ilościowo i bytowo. Lecz – i to jest nuta szansy i optymizmu – ona w ogóle – istnieje – choć nie jest na świeczniku. Innymi słowy zaczyn dobra tym razem należy wydobyć i oczyścić z błota, w które został wrzucony. Nie ma ważniejszej sprawy od dania tym właśnie ludziom szans i możliwości co niestety najwyraźniej nie leży w świadomości polityków. Tylko poprzez tych ludzi a nie poprzez manipulacje punkcikami, ocenami, rankingami można zacząć myśleć o innowacyjności i randze nauki. Czyli o tak mówimy o sprawie i politycznej i dotykającej organizacji i finansowania nauki ale takiej bez petryfikacji spuścizny PRL-u w tym zakresie. To było konieczne do powiedzenia, jako, że prowadząc analogię paramedyczną - bez odnowy mózgu, żadne transplantacje organów i przeszczepy kończyn, mówiąc skrótem -  nie zmienią organizmu społeczeństwa ku jego uzdrowieniu.
      Ktoś powie, mówię o abstrakcjach. Nic podobnego – mówimy o fundamencie domu. Bez tego można być pewnym, że każdy wysiłek zostanie zmarnowany i na to liczą ci, którzy ze wszystkich sil i każdą metodą dziś – jak widać jednak skutecznie – walczą by było jak było. Walka z tymi zakusami wymaga pokazania problemu tym wszystkim, którzy poszli bez refleksji za obroną tego by było jak było i uznali, że wartości nie maja praktycznego znaczenia. Zobaczmy też przy okazji, do czego był potrzebny szaleńczy by się wydawało atak na wiarę, Kościół i kler. To jednak uważam metoda, a nie wybryk pojedynczych antyklerykałów. Oni zostali w swej nienawiści tylko użyci.
Strona prawicowa chyba uważa, że samo się zrobi, bo przecież ma rację, Te wybory i to pokazały – nie ma czegoś takiego    
Jestem przekonany, że z tych wyborów musi się wyciągnąć wnioski sięgające o wiele dalej niż wymagania analizy otrzymanego rozdania partyjnego.
Co z tym fantem robić?
Jest uważam – dobra, wręcz najlepsza recepta na działanie. Zrobiła ona na mnie wielkie wrażenie swą prostotą. Została ona podana jako przekaz świadectwa przez Panią Danutę Rybicką – świadka życia i działalności codziennej księdza, biskupa, metropolity a w końcu Ojca Świętego  po prostu Osoby Świętej – św. Jana Pawła II.  Była to odpowiedź na pytanie o Jego sposób skutecznego działania z dodaniem zaznaczenia, że to tylko jest opis podsumowania obserwacji Pani D. Rybickiej.
Proszę uważać i rozważyć;
Zdaniem Pani D. Rybickiej skuteczność ks. Karola Wojtyły w postępowaniu oraz stosunku do ludzi i spraw pochodziła z tego, że  
słuchał, odnosił temat do prawdy i prawa,  dążył do tego, by załatwienie problemu /sprawy  było   zgodne z prawem Boskim  i ludzkim,
mało mówił,
i teraz uważam też ważne
gdy był przekonany o słuszności nie wdawał się w dyskusję lecz dążył do załatwienia sprawy lub rozwiązania problemu,
był konsekwentny.
W ogóle mało mówił - dużo myślał i modlił się.

Można to widzieć jako program, oparcie dla zmian bez których koło historii będzie dalej nami miotało. Po rezultatach obecnych wyborów stało się to widoczne. Owszem sukces, lecz pokazujący atrofię wartości tam ,gdzie są one najważniejsze. Mówimy o powrocie do podstaw bez których mamy kłopoty – jak widać po wynikach wyborów. Pomijając nie tyle drugie tury co w ogóle powtórki. A drugie tury – w tym i ta krakowska – to właśnie pole starcia wartości o których tu pisałem,
Kto chce zmian niech dalej uważa, że samo się zrobi i zostanie w pieleszach. Gwarantuję – nic się nie zrobi samo i będzie jak było.