By było jasne, nie tylko nie jestem fanem Pana Profesora Jacka Majchrowkiego jako Prezydenta Krakowa. Uważam też, iż zachowanie jego wpływów decyzyjnych w mieście, będzie dla miasta po prostu czymś zbliżonym do katastrofy. Z jednego względu – biorąc pod uwagę skutki realizowanego od tych lat podejścia do problemów funkcjonowania, koncepcji rozwoju i znaczenia miasta dla Polski i Polaków. Tyle w skrócie. Pocieszam się tylko, że nasze miasto wielokroć wstawało na nogi. Jednak 16+5 być może czyli 21 lat panowania i kontynuacji obecnego kierunku zarządzania miastem – a to wszak czas osiągnięcia dojrzałości człowieka czyli prawie pokolenie – może przynieść skutki trudne do cofnięcia.

Materię da się odtworzyć, dom odbudować, pierścionek czy zegarek odkupić czy kupić, ale zaoranie wartości, pamięci, usunięcie jej śladów, zniszczenie sfery kulturowej, zastrzyki z ostrej formy liberalizmu i ideologii lewackiej aplikowane miastu, zepchanie na bok świadectw polskości i wiary, końcowe przekierowanie miasta na w istocie ślepe tory rozwoju -  to rzeczy prawie zabójcze. Odbudowa sfery umysłów,  jeśli już przyjdzie ona w ogóle komuś do głowy, to robota nie na 21 lat, a na pokolenia. To nie moje tylko zdanie. Powtarzam je za wypowiedzią prof., J. Groszkowskiego ówczesnego szefa PAN z roku 1980 ! Optymizmem tylko napawa, że bez względu na dzisiejsze decyzje dorosłych głosujących, już dziś, obok kolejnego pokolenia traconego przez owe dawki lewactwa i kosmopolityzmu podawanych wszelkimi środkami, pojawiają się jednak młodzi ludzie myślący o patriotyzmie nie jak o chorobie, nie jak o nienormalności a szukający miejsca tu gdzie są, a nie w ulokowaniu się w roli osoby podatnej na eksploatację – tam gdzieś w świecie. Ci mają w sobie jeszcze miłość do swego miejsca, pamięć ciągłości kulturowej i myślą o swym sukcesie tu, u siebie, są zdecydowani tego miejsca w razie potrzeby bronić. Innymi słowy są patriotami.
Uważam w tym, że wszelkie rozważania na temat majątku Profesora J. Majchrowskiego, rozliczania dochodów (Portal Salon 24) są po prostu z gruntu niewłaściwe. Prawie nie na temat. Raz, że jeśli już, to te kwestie mogą być co najwyżej domeną odpowiednich służby skarbowych czy innych, a nie dywagacji dziennikarskich, plotek, domysłów i pobudzania zawiści. Jako żywo - mechanizm z komuny – ciężkim grzechem ma być sam w sobie posiadany majątek. Ludzie! Opamiętajmy się, Mamy się rzucać na boczki, a zasadnicza sprawa ma pozostać nienaruszona? Nawet jak coś jest w nieporządku to nie my jesteśmy od dochodzeń i rozstrzygnięć.
       Ma majątek, .. i co z tego? Podbechtany lud żółć ma zalewać, wzbudzać w sobie niechęć i co gorsze koncentrować uwagę odwracając ją od rzeczy o wiele ważniejszych? Ile pan profesor zarabia i czy zarabia czy tylko dostaje pieniądze z poszczególnych miejsc zatrudnienia – i to podkreślmy o nienormowanym czasie pracy – to problem finansowy tych uczelni i fiskusa, Być może tytuł Prezydenta obok profesorskiego ma tam znaczenie – ale czy to nasza decyzja zatrudnienia lub przez lud ma być i jak sprawdzana? Czy Pan Profesor prawidłowo otrzymuje emeryturę czy nie – ja, ty czy dziennikarz  mamy rozstrzygać? Za to, z punktu widzenia mieszkańców Krakowa, w opisie zarobków Profesora jako Prezydenta miasta, podanych w portalu Salon 24, mogą nas obchodzić i zastanowić tylko dwie istotne rzeczy. Pierwsza to ta – ewidentna wynikająca z liczb – że motywem startu w wyborach nie muszą być wcale same dochody uzyskiwane ze stanowiska w mieście. Tu, najwyraźniej, liczy się samo zajmowanie pozycji decyzyjnej, a wcześniejsze opowieści o rozterce - startować czy nie -  to była najwyraźniej zwykła ściema. Nie chciałby nawet, a i tak wypchnięto by Pana Profesora do startu. Jak KODziarze w dziedzinie polityki i też interesów, tak i biznes na zmianę w niepewności (a w zasadzie – pewności) nie mógł sobie w Krakowie pozwolić. Osoba pewna i stuprocentowa, z tego cyklu, co to ciężarną zakonnicę na pasach .. to znamy. Na dziś wyszło zakłócenie – II ga  tura.  Dla stabilności nazwijmy to biznesów, inny wariant niż wieloletni i stabilny człek na fotelu decydenta, nie wchodził w rachubę. W złożeniu z tym, co się dzieje choćby w działalności deweloperskiej, powinno to w sumie głęboko zastanowić każdego krakusa. I druga, też istotna informacja, którą można wyciągnąć z opisu źródeł dochodów Prezydenta. Będąc w pozycji mieszkańca, jakby nie było, jednego z zatrudniających ze swych podatków Pana Profesora do wypracowania i podejmowania najlepszych decyzji i myślenia strategicznego – powinno paść pytanie o efekty pracy  osiągane za te pieniądze. Tylko z tego tytułu mogę, mam prawo, a nawet powinienem, zadawać pytania  o wypełnianie przez Pana Prezydenta zleconego Mu zadania. Oznacza to też propozycję kierowaną do każdego wyborcy, zastanowienia się jak Pan Prezydent wypracowuje owe decyzje, pracując równocześnie na rzecz co najmniej dwóch innych miejsc zatrudnienia. Co tam robi, niech się martwią ci co Mu zlecają owe prace. To ich należałoby ewentualnie pytać o uzasadnienie wypłacanych kwot. Tak więc tylko na tej samej zasadzie mieszkańca musi interesować wypełnianie zadań w ramach funkcji Prezydenta miasta. Miasto pięknieje, remonty bieżące trwają, są uciążliwe ale trudno, śmieci są odbierane, komunikacja jakoś działa, trasy jakoś powstają, turyści jako stonka lub też jako niby turyści, są obsługiwani. Czy ponownie będą mieli ochotę przyjechać? Kogo to interesuje w postawie klient nasz .. tam, tego, ma zapłacić i spadać. Jest kasa? Liberał będzie zadowolony. Administrowanie więc działa. Co będzie po nas też i dla wielu osób, w tym myśleniu nie jest tak ważne.  Są tacy mieszkańcy, którzy uważają, że to wystarczy. Lecz czy to jest rozwój czy trwanie i do czego prowadzi takie rutynowe trwanie, może warto jednak pomyśleć. To w istocie trwanie w miejscu. Rozwoju nie będzie bez zmian funkcji miasta, bez nowej koncepcji na źródła dochodów i z utrwalaniem tendencji do zwalczania pamięci. Wręcz symbolem tego ostatniego może być sprawa pomników Ofiar Komunizmu i ku czci Armii Krajowej,  także  można pokazać inne przypadki – za szczupłe to miejsce by teraz się o tym rozpisywać . Mamy stać w miejscu bez faktycznego rozwoju, choć jest ciepła woda w kranie? Kto ma oczy to widzi. Do tego, samo zarządzanie, to tylko mała cząstka zadań Prezydenta. Maszynka biurowa sama i tak działa jak od zawsze, a rola szefa to tylko i aż, sprawy regulacyjne i nazwijmy to, jej smarowanie, gry na polu piekiełka urzędniczego. Co najwyżej można się zastanawiać czy owa maszyna urzędnicza działa ku swej wygodzie czy ku szukaniu optimum pomiędzy oczekiwaniami mieszkańców a naciskami wywieranymi w odwrotnym kierunku. Czy jako mieszkańcy nawet z tego możemy być zadowoleni? Kto komu służy o po co – warto się zastanawiać. Do tego mam poważne wątpliwości. Mam je też co do roli prezydenta nie tyle jako pociągającego za lejce, a jako troszczącego się o dalsze perspektywy miasta. Zadania te wymagają współpracy z Radą, sprawnych i rzeczywistych konsultacji społecznych oraz pracy nad wyciąganiem wniosków z dokumentów. Tak się wydaje, ale to ogromna praca tu dzielona czasem i zainteresowaniem  z dwoma innymi zatrudniającymi.  
       Na dziś – jako mieszkaniec i tylko jako taki, podsumowując działalność Pana Prezydenta – wyrażam jak sądzę uzasadnioną opinię, iż wyraźnie brakuje w tej działalności wyważenia interesów mieszkańca z interesem innych podmiotów i osób. Również cała sfera wypełniania przez Miasto jego roli i zobowiązań wobec całej Polski jest, jak można ocenić, pod silnym wpływem ideologii co najmniej lewicującej, czyli  zwalczającej z natury istotne strony aktywów miasta świętych i dwóch Sanktuariów o zasięgu światowym. Sam zamiar puszczenia Białych Mórz na pola golfowe mówi wszystko. Nie mówię, że interesy zewnętrzne i elementy liberalizmu w biznesie, są czymś złym. To przecież naturalna część gospodarki, też i obsługi miasta. Niemniej, brak równowagi między kierunkiem lewicowym i prawicowym z uwzględnieniem interesu mieszkańców jest źródłem szkód. Jakich? Wprost mówiąc, w naszym przypadku, mamy do czynienia z wpychaniem Krakowa w jego żywotnych interesach w dyktando – ogólnie ujmując – interesów lewicowo-liberalnych co można  często wskazać. Proszę bardzo. Popatrzmy pod tym kątem na sprawy – np. płatnych parkingów, palikowania miasta, podejścia do walki ze smogiem, podejścia do obsługi turysty, działania ZIKiT- u, śmieci i EC Łęg itd. Zauważmy, że każdy z tych tematów jest ważny dla mieszkańca, a wynik pytania o uwzględnienie w tych sprawach jego interesu może być co najmniej poddawany pod wątpliwość. Zupełnie przykładowo - związanie walki ze smogiem jako zjawiskiem wieloaspektowym – tylko z likwidacją pieców i systemem zakazów odnoszących się do dyktatu co mieszkaniec ma obowiązek zrobić w tym zakresie – właściwie przenosi główny kłopot i koszty sprawy na mieszkańca, choć smog jak był, tak robi się okresowo większy. Nie zastanawia prosta wątpliwość jak to się dzieje,  że do likwidacji (wedle tego co Pan Prezydent mówił w debacie telewizyjnej) pozostało tylko 4 tys. palenisk – co jest już stosunkowo tylko częścią ilości, o której była mowa w latach 90 tych – a dodajmy do tego zlikwidowane lokalne kotłownie oraz małe i duże zakłady przemysłowe z kotłowniami - a tu smog jak był, tak, jest, i to też poza okresem grzewczym. Zagadka? O nierówności w prawie dostępu do środowiska mieszkańca i EC Łęgu już nie mówię. Najłatwiej pod naciskiem propagandowym, skrywając się za NGO i UE,  zarządzić, by najubożsi (bo to ci palą dziś w piecach) zmienili środek grzewczy, a wszyscy właściciele kominków przez domniemanie byli winni palenia w kominkach śmieciami – i można wprowadzając zakaz używania paliw stałych ogłosić, że walczymy ze smogiem. Pytam więc co będzie, gdy zniknie ostatni piec, ostatni najubożsi wyniosą się z miasta do okolicznych wsi, by nie wybierać pomiędzy ciepłem, a płaceniem lawiny kar – a smog sobie dalej będzie? Smog nie zna pojęcie granic miasta za to widzi brak korytarzy przewietrzania i problem rozwiązań komunikacyjnych. Pierwsza z tych tu przywołanych spraw – korytarze - to wynik podporządkowania miasta presji deweloperki i odsunięcia Planów Zagospodarowania choćby – dziś już można powiedzieć po uniewinnieniu – sprokurowaniu afery 5-cu v-ce Prezydentów wypchniętych z życia publicznego na 11 lat – bo zabierali się za te problemy krytyczne dla miasta zakłócając interesy kolejnych grup biznesowych. Policzmy lata – sprawa „afery” zakończyła się w zeszłym roku. Pamięta ktoś o złamanych życiach zawodowych tych ludzi, którzy dla Krakowa mogli zrobić dużo dobrego. Warto to pamiętać i rozważyć, co znaczyło 11 lat bezhołowia planistycznego i zejścia z podejścia do spraw środowiska w oparciu o zasadę zrównoważonego rozwoju. Wystarczyło do zatkania kluczowych korytarzy. Dziś, jeszcze w tym samym przecież zakresie starań o nie korkowania kanału przewietrzania, mamy walkę o Cichy Kącik – zaczyna się „niewinnie” od poszerzenia ulicy. Druga sprawa – smog a rozwiązania komunikacyjne - to przecież też rezultat zmuszenia do krążenia po mieście w sieci zakazów, splątania nieraz sprzecznie jednokierunkowych ulic i oczywiście braku dogodnych parkingów skojarzonych z systemem transportu publicznego. Rower nie jest dla wszystkich i przez cały rok – może by tak pomyśleć o interesach tej znaczącej jednak pozostałej części mieszkańców? To nie postulat wpuszczenia ruchu samochodowego do każdego zakątka – tylko nie wprowadzania zmian organizacji ruchu zza biurka i bez przygotowania oferty czegoś w zamian za utrudnienia czyli pomyślenia o mieszkańcu. Ten jak widać po wyniku wyborów, jest nadspodziewanie cierpliwy – albo – po prostu już przyzwyczajony do przedmiotowego, a nie podmiotowego traktowania. Od kiedy słyszymy opowieści o szybkim tramwaju, a dopiero rzutem na taśmę w akcji przedwyborczej wyborczej mieliśmy zlecenie sporządzenia studium wykonalności metra – i to mającego w istocie być wykonanym bez wskazania założeń wstępnych, Innymi słowy – myślenie o potrzebnym niebawem metrze – jest podejmowane w odwrotnej kolejności niż wskazywałaby na to prosta logika – najpierw rozpoznanie potrzeb, ich prognoza, a dopiero potem odpowiedź na pytanie jak, gdzie i co wykonać. A nie odwrotnie. Daję te przykłady nieco je przybliżając, by wspomóc, czy uzupełnić, moją osobistą opinią, próby indywidualnych odpowiedzi na pytanie o ocenę  zleconej Panu Prezydentowi działalności, tym razem w sprawach strategicznych.  Dziś obowiązuje tylko wiara w magiczną moc samych zarządzeń – że nieżyciowych  - komu to przeszkadza? A powinno. Tego rodzaju przykładów można dawać więcej. Prowadzę jednak do tego, o czym mowa w tym tekście – odnosząc się do niezbyt uważam właściwej dyskusji nad całością dochodów Pana Prezydenta. Mnie jako mieszkańca może obchodzić tylko to,  za co w ramach swego „etatu” miejskiego bierze On pieniądze i pytam jak zadania owego „etatu” są wypełniane.
         Moje podsumowanie w oparciu o to co napisałem dotyczące oceny naszych wydatków na zarobki Pana Prezydenta – bo o tych w całości  napisano w tekście w portalu Salon 24 – i do niego się odnoszę,  jako i tylko jako Prezydenta jest krytyczne.  Zdaję sobie sprawę, że na dzień dzisiejszy – sądząc po wynikach wyborów – jestem w mniejszości. Trudno.
A jak  mam rację – to co? A no nic. Samo mówienie – a nie mówiłem ma gorzki smak, pojawia się gdy już przysłowiowe mleko się rozleje, niemniej o takich rzeczach trzeba niestety przypominać i je pokazywać. Porównać opinie warto. Jestem emerytem sfery budżetowej i kasa, o której rozmawiamy to dla mnie i chyba nie tylko dla mnie – abstrakcja. Czy jednak ma być to powód do rzucania się na widok wysokości dochodów Pana Prezydenta i wypowiedzi nie na temat?
Próbowałem tu pokazać istotę, a nie peryferie tematu, w moim odczuciu populistycznie podniesionego w portalu Internetowym.