Wiele lat temu (zanim jeszcze polska scena polityczna podzieliła się na wyznawców PiS i tzw. totalną opozycję) postulowałem dwa punkty do reformy ustrojowej państwa, z mojego punktu widzenia absolutnie najistotniejsze:

  1. Zakaz zmian danej ustawy częściej niż raz w kadencji parlamentu.
  2. Wszelkie zmiany ordynacji wyborczej mogą obowiązywać dopiero od kolejnych wyborów +1.

Pierwszy punkt może się wydawać utopią, ale jestem mocno przekonany, że zalew prawa niskiej jakości, pisanego na kolanie, pod naciskiem różnych lobby, jest podstawową bolączką naszego państwa. Dlaczego mamy pozwalać parlamentarzystom na byle jaką pracę, na głosowanie ustaw pod dyktando dyżurnego, często bez czytania ich treści? Świadomość, że problematycznych zapisów nie da się łatwo odkręcić, ma szansę zmusić posłów i senatorów do przyłożenia się do roboty.

Drugi punkt dotyczy również jakości prawa. Prawo nie może być pisane "pod kogoś", ale musi być po prostu dobre. Szczególnie dotyczy to sytuacji, gdy posłowie piszą prawo pod siebie, tak aby ułatwić sobie wygranie następnych wyborów. Jest to poważna patologia.

Dziś dodałbym jeszcze trzeci punkt. W przypadku ogłoszenia przyspieszonych wyborów, a w szczególności z takiego powodu jak nieuchwalenie budżetu, obecni parlamentarzyści powinni mieć zakaz kandydowania w najbliższych wyborach. Skoro zawiedli, powinno się znaleźć na ich miejsce odpowiedniejszych kandydatów. Byłby to dobry hamulec dla politycznego szukania dróg na skróty i motywacja do rzeczywistego rozwiązywania problemów, zamiast nastawienia na to, jak wygrać kolejne wybory.

Niestety zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszej rzeczywistości politycznej moje postulaty są nie do zrealizowania. To, że politycy (z którejkolwiek strony sceny politycznej) powołują się na jakieś wartości typu demokracja, prawo czy dobro wspólne, to jedynie przykrywka dla myślenia w kategoriach własnego interesu i mydlenie oczu wyborcom.

Zastanawiam się, jak długo potrwa, zanim nasi rodacy przejrzą na oczy i pogonią tę bandę pozorantów, jakimi są nasi politycy? Czy Polacy są tak naiwni, czy może tak bierni, że dają się robić w bambuko, ciągle przyjmując puste obietnice wyborcze za dobrą monetę i nie weryfikując ich spełniania? Czy nie znajdzie się ktoś, kto bez względu na swój krótkoterminowy interes polityczny oczyści tę parlamentarno-prawną stajnię Augiasza? Przyznam, że przy ostatnich wyborach miałem pod tym względem jakieś (słabe, ale zawsze) nadzieje co do Kukizowców, ale widzę, że jest to środowisko zbyt niedojrzałe politycznie, zbyt rozbite i niekonsekwentne, żeby mogło się im udać coś zmienić.

Pozostawiam tę notkę bez konkluzji, bo ogarnia mnie coraz większe poczucie bezsilności. Politycy robią z nami, co chcą, a nadziei, że będzie inaczej, raczej nie widać...

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 20 grudnia 2018r