Wygląda na to, ż transakcja z „inwestorem” miastu i Wiśle nie wyszła.Dobrze to czy źle? Kibic powie pewnie – źle, jakby się jednak zastanowił powiedział by – chyba w efekcie - dobrze. Zdanie mieszkańca powinno być – na pewno lepiej niżby miała potem wybuchnąć afera i długoletnie kopanie się z koniem. Dodatkową pocieszającą informacją jest wyraźny sygnał, iż oto miasto staje się bardziej uodpornione na podawanie się różnym kombinacjom i wprost – próbom dokonywania matactw. To stwierdzenie jednak pociąga za sobą drugie – ogólniejsze.

Oznacza to, że jeśli jakaś kombinacja ma, lub będzie miała miejsce to odbywać się ona może jednak coraz to z większym prawdopodobieństwem w jakiś większym stopniu za cichym i świadomym przyzwoleniem – bez zaskoczeń, Jakieś mechanizmy zabezpieczające widać już działają, I to jest pocieszający sygnał płynący od urzędników miejskich.
Oczywiście nie jest dobrze, że i miasto i klub stoją przed problemem.
Mogę tylko powiedzieć – sami sobie a właściwie nam – wystrugaliście to co jest. Jednak na tym skończyć się nie da,
Przekornie i trochę wbrew swym emocjom a bardziej na chłodno powiedzmy sobie dlaczego można ocenić rzecz z rezerwą pozytywnie, Były dwa wyraźne sygnały niebyt dobrych zamiarów gości prezentujących się jako inwestorzy. Pierwszy to było ciężkie ponoć zdziwienie zakresem przewidywanej transakcji. Drugi – to już jawna kpina – ponoć ciężkiej samolotowej choroby jakiegoś Prezesa. To już była wyrażona językiem co prawda nieco infantylnym zapowiedź – rezygnujemy. Na zdrowy rozum – decyzja zwłaszcza po podpisaniu wyrażenia intencji – już przecież była chyba podjęta. W takim razie - co to za firma, w której niedyspozycja lub wakacje szefa, ją paraliżują w działaniu. Mógł zachorować a nawet zejść z tego świata (czego mu rzecz jasna nie życzę) lecz nie jest prawdopodobne by incydent zdrowotny jakiegoś kogoś ważnego w firmie miał powodować zablokowanie – wielomilionowej transakcji dającej zapewne nadzieje na zwielokrotnione zyski.
To może po prostu w samolocie nie tyle gość się ciężko pochorował co ocenił, że spodziewanych zysków w takich rozmiarach – nie będzie.
Pierwsze – owo zdziwienie zakresem transakcji – wprost stawia pytanie o kompetencje firmy. Ta, podchodząc do transakcji i to nie za 2 złote nie czyni wcześniejszego dokładnego rozpoznania przedmiotu kupna? To nie nasz problem.
Ale o co mogło chodzić? Proste.
Kraków, z wielu powodów zupełnie zresztą wadliwie zwłaszcza jakościowo ocenianych przez obecne władze miasta, jest nawet śmiem powiedzieć - w skali światowej wciąż atrakcyjnym miejscem inwestowania i eksploatacji tych możliwości. Inwestora nie interesował smog i inne problemu miasta, a interesuje go tylko dobrze skomunikowany teren, blisko centrum pozyskany na własność, a piłkarze – mogą sobie kopać w tym miejscu do czasu gdy pojawi się ukonkretnienie zamiaru inwestycyjnego. Co takiego inwestora obchodzi ile miasto do tej pory wpompowało do różnych podmiotów pod hasłem budowy tego czegoś co jest nazywane stadionem, co go obchodzą lokalne sentymenty i entuzjazm tłumów pod hasłem Wi-seł-ka? Sama piłka, owszem, jest przedmiotem biznesu – ale nie przesadzajmy – Wisła Kraków to nie Real czy Inter Mediolan albo jakaś brytyjska drużyna. Potencjał jest ale nad nim dopiero należy pracować wraz ze zmianą podejścia do zadań klubów, drużyn, urealnienia pozycji piłkarzy i kibiców w Klubie. Ważne tu się wydaje też pytanie czy i jakie elementy tej układanki można wypuszczać z rąk dbając o interes ogólny. Nie bez powodu Polska ma kilku piłkarzy skrojonych do światowego formatu, a drużynę ma formatu „Polacy nic się nie stało” Wywalono Nawałkę – nie wiem czy nie w połowie Jego drogi – i co? Następca coś zwojował? Może Mu się to uda, czego życzę, ale inwestor liczy kasę i policzył ją w drodze pomiędzy zorientowaniem się, że tu miastu nie da się specjalnie dużo urwać za półdarmo, (teren i gotowa infrastruktura w dobrej lokalizacji) – a trapem prowadzącym do samolotu. Policzył i dodał perspektywę kłopotów z rozpasanymi kiblami i powiedział a nawet nie powiedział tylko wykonał – pas, odejście od transakcji i - się rozchorował .
Rozważania co by tu było można było zrobić, jakie są realne perspektywy Klubu – można snuć ale zawsze będą to dywagacje bez siedzenia w środku. Jak długo można poszukiwać, a właściwie oczekiwać jako ta ciężko chora panienka na rogu na kupca za psie pieniądze. Nie sądzę by abolicja i przejęcie Klubu przez Miasto były dobrym posunięciem. Demoralizującym i nic nie zmieniającym – to na pewno. Zapytać się musi, kto na tej operacji zyskał a na przestrzeni lat tacy być musieli i się pewnie rozpłynęli – i z tymi należało rozmawiać o konsekwencjach. Przejęcie przez Miasto – oznaczało by nie tylko że każdy mieszkaniec by tu ponownie dołożył i to do czego? Otwarło by t o tylko drogę do następnej operacji, której trudno nie zauważyć jako leżącej w planach jakiegoś nie koniecznie eleganckiego biznesu. Warto w tym kontekście powiązać ze sobą powstanie molocha apartamentowca w bezpośrednim sąsiedztwie Domu im, J. Piłsudskiego, przejęcia terenów Cracowii pod obecną zabudowę z zapewne łakomym spojrzeniem na Stadion, a właściwie na teren i poważne części jego infrastruktury. Przesadzam? Powiedzmy z powodów czysto biznesowych plajtuje Klub jako organizacja gospodarcza. Miasto staje się właścicielem tej masy upadłościowej i zgadnijmy co też może zrobić? Widać jaka była rola dopuszczenia kiboli do szarogęsienia się w zarządzaniu klubem? Czy cały ten cyrk z inwestorem, to nie mogła być po prostu ustawka biznesu deweloperskiego? Wiem, że to co piszę można uznać za jakąś spiskową teorię ale w każdej sprawie – by ją rozwiązać – musi się analizować bez oporów i obaw każdą możliwą nawet bardzo teoretycznie możliwość. Tu pojawia się też pytanie o faktyczne koszty jakie poniosło Miasto w klamrze czasowej od tzw przemian, czyli od prezydentury, tak dziś ochoczo komentującego rzeczywistość polityczną Krakowa z pozycji analityka ex Prezydenta, J. Lassoty, poprzez działania śp W. Obtułowicza jako człowieka wielu funkcji w mieście i projektanta, potem firm kręcących się wokół tych kolejnych zadań inwestycyjnych, poprzez następne i kolejne lata obecnych rządów. Ciekawi mnie czy tego rodzaju analiza została przeprowadzona i to przez faktycznie niezależną firmę. To jest przecież i tak konieczne działanie, jak ocena wartości samochodu lub nieruchomości przed sprzedażą. Czy bez tego w ogóle można podchodzić do racjonalnego rozwiązania problemu? W obecnej sytuacji pretensje firmy projektowej – są tylko dowodem na kompletny brak realizmu, i jest jak kuriozum bo i to ta firma w jakiejś części powinna przecież odpowiadać za swą działalność. Da się uznać fachowość przygotowania projektu obiektu sportowego bez poważnej infrastruktury choćby parkingowej?
Piłkarze mogą stracić stadion, a trenować i grać gdzie indziej. Teoretycznie. Jest to dla mnie, nawet jako nie kibica a mieszkańca i tak scenariusz nie do przyjęcia Jaka jest opinia w tej sprawie obecnej Prezes Klubu i czy naprawdę nie jest możliwy program naprawczy doprowadzający do samofinansowania się Kluby i ucywilizowania szpicy biznesowej, bo wcale nie do końca tylko chuliganów – kiboli. To ich rola w doprowadzeniu do obecnej sytuacji Klubu też powinna być bezwzględnie zanalizowana i pokazana, W regularnym prawnym postępowaniu, a nie poprzez działania czysto publicystyczne. Tu nie ma do gadać i przerzucać się mięsem
W obecnej sytuacji można też zapytać Krakowian czy chcą i za jaką cenę chcą, utrzymać tą swą – dziś może mniej chlubną, choć dumną pozycją ligową, wizytówkę, a piłkarzy czy interesuje gra i pozyskiwanie a nie dostawanie pieniędzy. Może od tego zacząć wraz z gwarancjami zachowania funkcji terenu i kontumacji naprawdę bogatej tradycji Klubu. Pamiętajmy też, ze Wisła Kraków – to nie tylko piłkarze i kibole. Ci jak chcą być, niech nie uważają, że będzie ich broniła sama nazwa i sentyment Krakowian
I na koniec. Wyjaśnienie czy teoria o decydującej roli długofalowych zamiarów inwestycyjnych biznesu jest realna – wskaże na ile to samym kibolom i dotychczasowym podchodom biznesu – i kibice i Klub i Miasto a więc i mieszkańcy – zawdzięczają obecną sytuację. Olbrzymim i owocującym na długo błędem byłoby umożliwienie osiągnięcie tak pomyślanych zamiarów. To byłaby potwierdzająca odpowiedź na manewry i to nie tylko tego jednego poligonu doświadczalnego. Pamiętajmy, wynik wyborów zamroził utrwalone warunki powiązań biznesowych w branży deweloperskiej. Drogi wyborco – jasna deklaracja powyborcza obecnego Prezydenta = Kraków będzie zabetonowywany bo być musi, złozona wbrew temu co było mówione nawet w debacie telewizyjnej – zobowiązuje do myślenia o przyszłości.
Nie mówimy o nowości. Podobny poligon biznesu już był testowany jeszcze w latach 90-tych w takich przypadkach jak IVACO czy inwestycja przy al. Washingtona, kaponiera Kopca i trwa, wciąż trwa przy udziale miejmy nadzieję tylko entuzjastycznych a pożytecznych inaczej – na Domu im J, Piłsudskiego, a nawet dawno temu na niesławnym przetargu na realizację PGO, który wygrała firma ESL- która po przedłożeniu jej listu intencyjnego nawet się nie odezwała – gdyby Kraków w to wszedł – dziś byłby dosłownie ugotowany- ale to inny temat. To technika prowadzenia biznesu który nie zna słowa kadencja. Biznes nie patrzy na interes miasta a to Prezydent, Radni i Urzędnicy mają pilnować interesu miasta
Sumując to dobrze, że inwestor, zgodnie z prawdą, nie okazał się inwestorem a miasto nie poddało się złudzeniom zapewne dając informację i stawiając swoje warunki. Z drugiej strony to źle, bo stoimy w punkcie wyjścia. Namawiam jednak na rozważenia tego co napisałem.
Niech to co wyraziłem nawet będzie tylko teorią ale może warto ją dopuścić jako wersję roboczą – bo z niej jednak wynikają propozycje działań.
Nie ma na co czekać – to akurat pewne.

fsd