Dla Elbląga przekop Mierzei Wiślanej to być albo nie być. Oczywiście Elbląga jako portu morskiego. Bo miasto, aby istnieć nie musi mieć portu. Mamy setki miast w głębi kraju, które nie mają portu. I żyją! Niektóre nawet bardzo dobrze. Ale są też miasta nad morzem. I te miasta w stosunku do tych w głębi lądu mają dodatkowy atut. Mogą się rozwijać również dzięki korzyściom wynikającym z rozwoju portu. Takim miastem jest Elbląg. Leży nad morzem. I od początku swego istnienia miał prosperujący morski port, dzięki któremu miasto też prosperowało.  Za czasów króla Batorego, (gdy Gdańsk zbuntował się przeciwko królowi), obroty w porcie Elbląg przewyższały nawet te, które były w Gdańsku.

I tak było przez setki lat, gdy miasto Elbląg czerpało korzyści z portu, który tam istniał.

Ale przyszedł rok 1945. I Stalin, przykładając linijkę do mapy podzielił dawne Prusy na dwie części. Nie wiadomo czy celowo, czy też przypadkowo, ale pech chciał, że Cieśnina Pilawska (przez którą port w Elblągu ma dostęp do morza) znalazła się po rosyjskiej stronie. No i port w Elblągu utracił dostęp do morza. Za czasów PRL-u, władze sowieckie się nie krępowały i całkowicie zakazały statkom przepływu przez tę cieśninę. Nieoficjalnym wytłumaczeniem tego zakazu (i bez sprzeciwu akceptowanym przez naszych komunistycznych aparatczyków) był port wojenny w Bałtijsku, który tam się znajduje. Że niby przepływające statki, mogły podpatrzeć tajemnice, które marynarka wojenna Związku Sowieckiego tam ma.

Potem, gdy komuna upadła, naprzód u nas a potem również i u nich, ten argument zaczął trącić cywilizacyjnym zacofaniem (nie mówiąc o nie przestrzeganiu Konwencji o prawie morza, czyli w tym przypadku prawie do swobodnej żeglugi na wodach terytorialnych). Więc Rosjanie uwolnili żeglugę przez Cieśninę Pilawską (być może, dzisiaj już zapomniany, jachtowy rejs ówczesnego senatora R. Krasowskiego, na początku lat dziewięćdziesiątych do tego się przyczynił). Uwolnili, ale jednocześnie obwarowali takimi warunkami, że skutek jest taki sam jak był poprzednio, gdy był zakaz. Te warunki przepływu przez cieśninę Pilawską, to między innymi konieczność zgłoszenia przepływu przez cieśninę z kilku miesięcznym wyprzedzeniem. W dzisiejszych czasach, gdy kontrakty zawiera się elektronicznie i z dnia na dzień, żądanie takiego wyprzedzenia o przewidywanym przepływie statku przez cieśninę, to zwykła obstrukcja. W efekcie prowadząca do tego, że żegluga przez Cieśninę Pilawską, mimo że formalnie dostępna jest nadal niemożliwa.

Nie mamy możliwości, aby zmusić rząd Federacji Rosyjskiej do przestrzegania powszechnie akceptowanego prawa swobodnego przepływu przez wody terytorialne. Z kolei obowiązkiem naszego rządu (każdego rządu!) jest zapewnienie możliwości rozwoju każdemu miastu i każdej miejscowości. W przypadku miasta Elbląg, aby znajdujący się tam port, miał możliwość rozwoju musi mieć swobodny dostęp do morza. Ze względów, o których już wspomniałem, ten dostęp przez cieśninę Pilawską jest niemożliwy.  Więc nie ma innego wyjścia, jak zrobić przekop. Pisałem o tym już w poprzedniej notce na ten temat. Ten nasz przekop, w porównaniu do setek podobnych przekopów w Holandii, to pod względem ekologicznym to wręcz inwestycyjny drobiazg.

Rząd Platformy, z niezrozumiałych względów, nie dbał o rozwój portu w Elblągu. I blokował zbudowanie przekopu. Oczywiście oficjalnie nie blokował, skądże! Choć co prawda, w samorządowej kampanii wyborczej w 2013 r. Donald Tusk wieszczył klęski, jakie mogą nas spotkać, jeżeli ten przekop zostanie wykonany (btw D.T. niby taki Europejczyk a nie wie, że podobne przekopy w Holandii, która przecież jest zaraz obok Brukseli, to rzecz na porządku dziennym). 

Rząd PiS-u jednak dba. Taki zrównoważony rozwój wszystkich miast i miejscowości a w efekcie i państwa, jest programem tego rządu. W tym programie mieści się również Elbląg. I po ponad trzech latach przygotowań, sprawa przekopu zbliża się do pomyślnego końca.

I jak w znanym przysłowiu, uderz w stół a nożyce się odezwą. No i nożyce się odezwały. Chyba tydzień temu, odezwała się Bruksela. I w trybie pilnym zażądała spotkania w sprawie przekopu. Bo na mierzei w zimie wycięto  drzewa, żeby, aby ze względu na okresy lęgowe ptaków nie wycinać ich w lecie.

Wczoraj przeczytaliśmy, że w tej sprawie odezwał się rząd Federacji Rosyjskiej. Okazuje się, że tam w Moskwie też dbają o ekologię, Mierzeję Wiślaną i o nas. Tak jak ci w Brukseli.  Żebyśmy, gdy port w Elblągu będzie miał dostęp do morza i mógł się rozwijać, nie zrobili sobie krzywdy.

Ho, ho, dbają o nas tam w Moskwie!

Tekst ukazał się na Salon.24.pl w dniu 28 lutego 2019r