Gdyby szef ZNP brał udział w zawodach pokera, to po zagraniu z ubiegłego tygodnia powinien rzucić blotki na stół i cichutko wycofać się z rozgrywki. Ciekawe, jakby to wyglądało, ten totalny strajk nauczycieli. Oto pod koniec półrocza wychowawca oznajmia rodzicom, że ich dzieci nie otrzymują promocji do następnej klasy. Oj, nasłuchałby się taki wychowawca, nasłuchał. Pewnie doszłoby nawet do rękoczynów. Przecież nauczyciele to nie anonimowi urzędnicy, ale część lokalnej społeczności.
Nawet w dużych miastach, gdzie więzi międzyludzkie są słabsze, nauczyciel musi stanąć twarzą w twarz z rodzicami, a trudno znaleźć większą siłę niż rodzic walczący o swoje dziecko.
Pan Broniarz złamał jedną niepisaną zasadę strajków: można walczyć o swoje dopóki postulaty nie przekraczają tolerowanej przez społeczeństwo granicy. Sporo osób chętnie przyzna, że nauczyciele zarabiają za mało, ale jeszcze więcej widzi, że system edukacji w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Jednymi z głównych beneficjentów programu 500+ zostali przecież wszelkiej maści korepetytorzy, zwłaszcza prywatne szkoły i szkółki języków obcych. Nie byłoby aż tak wyraźnego wzrostu zainteresowania dodatkowymi zajęciami, gdyby nie były potrzebne.
No i przede wszystkim postulaty Broniarza. Podwyżki płac - tak, ale likwidacja Karty Nauczyciela, reliktu z czasów PRL - zdecydowanie nie! Ściąganie wzorców z krajów, gdzie reformy edukacji odniosły sukces - też nie. Innymi słowy Związek Nauczycielstwa Polskiego działa tak samo, jak wszystkie inne związki zawodowe, na przykład górnicze. Warszawiacy nieraz musieli pogodzić się z blokadami z płonących opon na stołecznych ulicach. I dokładnie tego samego, co nauczyciele, żądali górnicy - większych pensji, byle bez reform w zakładach pracy i choćby próby ruszania patologicznych układów.
Rzecz w tym, że kwestia edukacji dzieci jest o wiele bliższa obywatelom, niż sprawy związane z wydobyciem węgla. Co tam, węgiel można ostatecznie kupić od Czechów lub Rosjan. Ale dziecko zatrzymane w tej samej klasie na kolejny rok - no pasaran. Właśnie dlatego Broniarz wpakował nauczycieli na minę i za chwilę może się okazać, że nawet w interesie związkowców niechętnych obecnemu rządowi lepiej będzie fatalnego pokerzystę odstawić na boczny tor.
Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 17 marca 2019r