Nauczyciele właśnie natrafili na poważną przeszkodę, a przewodniczący ZNP nie pomoże im jej pokonać - na rozjuszonych rodziców. Negocjacje związkowców z rządem się przeciągają, a ogłoszona godzina strajku tuż tuż. W tej sytuacji dyrektorka szkoły w dzielnicy piszącego te słowa przesłała informację przez elektroniczny dzienniczek, że rodzice mają śledzić media, czy strajk się odbędzie czy nie, a jeśli tak, to dziećmi zaopiekuje się w szkole co najwyżej ona i jej zastępczyni.Genialne, prawda? Mimo bezpośredniego kontaktu dyrektorka każe śledzić media!

No i przede wszystkim nauczyciele nie potrafią się zdecydować co do rozpoczęcia akcji strajkowej. A przecież to nie przewodniczący Broniarz podejmuje decyzję w konkretnej szkole, tylko miejscowi nauczyciele.

Przy czym rodzice chcieliby dostać informacje o strajku odpowiednio wcześniej. Skoro w szkole dzieci miałyby pilnować tylko dwie osoby (jak to się ma do przepisów?!), to trzeba zorganizować opiekę. Nie zawsze da się to zrobić w ostatniej chwili, w niedzielę wieczorem. No i nieco inaczej wygląda organizacja weekendu, kiedy w poniedziałek dziecko idzie do szkoły, a inaczej, gdy ma wolne.

Spora część społeczeństwa pewno nawet popiera w jakimś stopniu roszczenia nauczycieli. Jednak rodzicom szybko to przejdzie, gdy będą dalej wodzeni za nos. Wygląda na to, że Broniarz walczy o swoje siedząc spokojnie w kwaterze głównej związku, a dyrektorzy i nauczyciele zaczynają się wykrwawiać na pierwszej linii frontu. Może skończy się buntem wobec generała?

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 5 kwietnia 2019r