Posłuchałem dzisiaj wyrywkowo przemówień liderów Koalicji Europejskiej wygłoszonych na wyborczej konwencji. Przyznam, że nie rozumiem języka jakim oni się posługują i posługuje się nim szeroko rozumiana opozycja w Polsce. Na pewno nie jest to język polski, a przynajmniej nie jest to język polski komunikatywny. Typowa wypowiedź "antypisowskiego totalniaka" to w istocie puste komunikaty w pokrętnym języku sowieckim - nie mylić z rosyjskim. Pół biedy, jeśli "antypisowiec" anonimowo rozpływa się w tłumie kodziarzy - gorzej, kiedy chodzi o liderów poważnej z pozoru siły politycznej i posłów na Sejm, którzy pewną słowną solidność i znajomość procedur komunikacji powinni mieć w małym paluszku.

Mówisz – zatem wiesz, o czym mówisz i słowa dokumentujesz - ta zasada jest "totalnym" posłom tak odległa, jak odległa jest Mgławica Andromedy. Weźmy wcześniejszą "programową"  wypowiedź Schetyny, w której dokonał prezentacji deklaracji programowej Koalicji Europejskiej.

" Chodziło o to, żeby Polakom dać możliwość podjęcia wielkiego wyboru i zbudowaliśmy to. Mamy pomysł, mamy zespół, mamy ludzi, mamy cel, który stawiamy przed sobą (...) Celem tym jest doścignięcie najlepszych i najbardziej rozwiniętych krajów Europy Zachodniej. To jest realizacja marzeń pokoleń Polaków, żeby być w zachodniej części Europy, żeby decydować o przyszłości kontynentu, żeby brać udział w wielkiej, wspólnej polityce. (...) Polska musi znowu być liderem UE; dzisiaj polski rząd jest w kącie, w narożniku i oddaje sprawy polskie w UE; my idziemy do Unii, żeby to zmienić, żeby usiąść przy najważniejszym stole. "


Jeżeli słowa szefa Koalicji Europejskiej rozebrać na czynniki pierwsze, to otrzymamy typowo sowiecki komunikat o awangardzie klasowej, komunikat pełen frazesów i pustosłowia, którymi sowieci i sowieccy namiestnicy w Warszawie karmili polskie społeczeństwo przez długie lata. Jedyna zmiana polega na tym, że PZPR zmieniła nazwę na POKO, a Unia zastąpiła ZSRR. Gdyby sytuacja polityczna w Polsce była już sytuacją stabilną i wolną od jawnej agresji, w której rozbrzmiewają armaty armii "zagranica" i rodzimego pospolitego ruszenia najgorszego sortu, byłby to znakomity temat szydery i błaznowania w kabaretach, ale jest wręcz przeciwnie. Bowiem sojusz skompromitowanej PO, bezideowej resztki po Nowoczesnej, imitacji PSL-u, zielonych ekoterrorystów i pezetpeerowskich zombie jest dla Polski potężnym niebezpieczeństwem -  z wagi którego chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę.

Niebezpieczeństwo owo polega na tym, iż sowiecki język, jakim posługują się liderzy Koalicji Europejskiej to jedno z ogniw łańcucha, na którym „ojcowie założyciele” III RP uwiązali miliony Polaków. Umocowaniem tego łańcucha jest wpajane przeświadczenia, że tylko demokracja i tylko narzędzia wytworzone podczas mistyfikacji z początku lat 90- tych. mogą wyznaczać drogę polskiej państwowości i decydować o naszym losie. Jeżeli przyjrzymy się dobrze historii transformacji w Polsce i porównamy ją z historią przekształceń w innych "demoludach", to łatwo zauważymy, że tylko w III RP i tylko w Rosji wmówiono obywatelom, że przepoczwarzone reżimy komunistyczne dobrowolnie przyjęły reguły demokracji i uznając wolę suwerena podczas tzw. wyborów powszechnych, wkroczyły na drogę ewolucyjnych przemian. Od czasu, gdy komuniści dostrzegli, że kontrolowany system demokratyczny w niczym nie zagraża ich władzy, "transformacja ustrojowa” stała się wygodną metodą zrzucenia starej formy komunistycznej i zastąpienia jej nową. To genialne w swojej prostocie fałszerstwo, nie ma sobie równych w dziejach współczesnej Europy i chyba nawet świata , a poprzez analogię z państwem Putina, nieomylnie wskazuje źródło i zakres inspiracji.

Stąd właśnie bierze się ów sowiecki język komunikowania się Koalicji Europejskiej ze społeczeństwem - zresztą starannie "uszlachetnianym" przez wiadome media. Genialne fałszerstwo wręcz wymaga posługiwania się takim językiem - nie tylko dlatego, że takie jest ogniwo łańcucha, ale także z powodu ogromnego ładunku słownej, propagandowej agresji pod adresem Prawa i Sprawiedliwości, która to agresja jest w tym języku dominująca. Dzieje się tak tylko z jednego powodu - PiS, który w najczarniejszych snach autorów fałszerstwa miał rządzić rok, najwyżej dwa i boleśnie upaść w wyniku ulicznych zamieszek i unijnej presji, nie tylko rządzi już bez mała lat cztery, ale - w obliczu zbliżających się wyborów - ma autostradę do przedłużenia swoich rządów o co najmniej następne cztery lata. A zardzewiały łańcuch III RP się rwie i pęka, mocowanie już ledwo trzyma - następne cztery lata rządów PiS oznacza przetopienie łańcucha na żyletki. I o to idzie gra, w której bez kozery komuchy i "totalniacy" dmuchają w ten sam mikrofon i po sowiecku wypluwają z siebie takie same dyrdymały i brednie - na tej samej, wspólnej konwencji wyborczej. Klasyk sowieckiego języka, Włodzimierz Czarzasty, mówi, że " Nie pytajcie się nas, czy mamy lepszy, czy gorszy program niż PiS. My mamy tolerancję i uśmiech." Oj tak, tolerancja i uśmiech to znany i ceniony znak firmowy poprzedniego ustroju. Problem w tym, że tej tolerancji i uśmiechu było aż nadto i pewnego pięknego dnia - konkretnie: 29 stycznia 1990 r. zakończył się ostatni zjazd Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Sztandar PZPR został wyprowadzony z Sali Kongresowej, która wcześniej była widownią pokazów mocy "przewodniej siły narodu” i sowieckiego języka po polsku.

Panie Czarzasty - mówi to panu coś? Musi mówić, zatem idź pan do diabła, który czeka przy rozgrzanym kotle, żeby was rozliczyć za komunistyczne zbrodnie i upadlanie ludzi - razem z ich ambicjami i marzeniami. Jeszcze o tym pamiętamy, bo robiliście to - a jakże - z komunistyczną tolerancją i uśmiechem. Nie jestem - wbrew pozorom -  ślepym wyznawcą PiS, Jarosława Kaczyńskiego: widzę liczne wady i ułomności rządów PiS, które nie zawsze jasno odgradzają się od "dobrostanu" III RP, ale burzy się we mnie krew kiedy słyszę sowiecki język w ustach Schetyny, Kosiniaka, Lubnauer i komunistycznej ferajny Czarzastego. Suma wszystkich błędów, ułomności i nieudolności Prawa i Sprawiedliwości to naprawdę pikuś z tym, co czekałoby Polskę w wypadku wygranej "łańcuchowych". Polska niedoskonała, ale rozwijająca się w miarę samodzielnie, czy Polska kolonialna, zależna i poklepywana po plecach przez niemieckich "panów" Europy z siedzibą w Brukseli? 

Mówi Wam to coś?

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 6 kwietnia 2019r