I kto to i po co czyni?
Nie sądzę by nasza droga Akademia Górniczo – Hutnicza była czymś wyjątkowym w sprawie, którą poruszę. Dzisiejsi władcy wielu instytucji – zwłaszcza uzależnionych od pieniędzy publicznych tak mają. Wiedzą oni, że rezultaty działalności merytorycznej można upakować w papierki sprawozdań, a te - system kontrolny jakości pracy zawsze jakoś przełknie. Mało tego – jak trzeba będzie premiował. Na propagandzie – potrzebnej obu stronom i płatnikowi i odbiorcy kasy – w tym systemie nie wolno oszczędzać.
Co innego firma, która musi się utrzymać z tego co zarobi – dla niej tylko rozpowszechnianie informacji o jakości produktu i jej sprawdzalność się liczy. A tu propaganda to priorytet. Tyle tła ogólnego, które wydaje mi się jednak istotne w tym o czym będzie ten tekst.
Jak sądzę mianowicie, to jest podstawowy powód wielkich wysiłków organizacyjnych, przełykania kosztów operacji wykonywanej na jednej z największych i jakby nie patrzeć – znaczących dla gospodarki uczelni technicznej – Akademii Górniczo-Hutniczej. Chyba tu już trzeba wprowadzić korektę – Uczelni, która powinna być i ma potencjał by być, jedną z bardziej znaczących dla gospodarki. Czy jest – można dyskutować, jednak wciąż mam nadzieję, że jest na tyle na ile gospodarce w ogóle Nauka jest potrzebna.
Cóż to za operacja?
Jest ona pozornie zagadkowa, a na dodatek niezbyt dobrze świadcząca o stanie świadomości co do materii, z którą się ma do czynienia.
Mówimy o ciągnących się jak guma arabska obchodach 100 lecia Akademii Górniczo-Hutniczej. Wydawałoby się, że 100 lat to 100 lat i kwita. Jednak chyba tylko dla potrzeby obchodzenia kolejnych jubileuszy pod tym samym hasłem – data początkowa – czas - 0 – może być – z każdym razem z jakąś tam motywacją – przesuwana. No i mamy cały ciąg jubileuszy. Jak nie przymierzając u Boy’a. W końcu jesteśmy w Krakowie.
Rzecz się zaczęła gdy oto z frontonu budynku głównego A-0 stosowna ekipa (oczywiście nie dlatego, że się jej zachciało) zdjęła z napisu na frontonie z wypisanego roku założenia – zawsze tam umieszczoną datę 1919 r i zamieniono ją na 1913 r. Jakaż to motywacja? Poszukajmy.
Jak wiadomo – jeszcze w czasach zaborów i to w tym czasie już najluźniejszego politycznie z zaborów czyli Austriackim – w Galicji – od końca XIX w kiełkowała myśl o powołaniu polskiej uczelni technicznej. Tak naprawdę początek tej myśli sięgał czasów jeszcze wolnej Polski - XVIII w – od Stanisława Staszica, ale w tym czasie przełomu wieków pojawiła się jakaś szansa jej realizacji – mimo czasów zaborów. Przełom wieków i początek XX w to już ciągłe drążenie i monitowanie austriackiej administracji rządowej poprzez Posłów Sejmu Krajowego, by tą sprawę popchnąć do przodu. W roku 1909 – o ile wiem – Sejm Krajowy – bo tak się nazywała reprezentacja każdego kraju tworzącego Austro-Węgry – podjął stosowną inicjatywę, że w ogóle trzeba się starać. Nieco później bo w roku 1911 prof. Leon Pitułko – geolog z Uniwersytetu Lwowskiego wydał, nawet własnym sumptem, książeczkę pod znamiennym tytułem „O potrzebie i zadaniach Akademii Górniczej i Hutniczej w Krakowie”. Nakładem własnym Autora, Kraków – Lwów 1911. Znajduje się ona nawiasem mówiąc w zbiorach Muzeum AGH – a jest takowe.
On – geolog, związany ze Lwowem, wtedy najważniejszym ośrodkiem Galicji – robi w niej metodyczny wykład, wręcz daje instrukcję, dlaczego i jak Akademia ma powstać i to koniecznie w Krakowie. Pisze tam, jak się powinno sformułować zadania takiej uczelni, dlaczego w Krakowie, jak utworzyć kadrę – jakie są najistotniejsze powody od gospodarczych po patriotyczne, by takowa uczelnia powstała. Coś pięknego – źródło, do którego i dziś powinni sięgać dzisiejsi władcy, tak wiele mówiący o konieczności zmian w Polskiej Nauce. Nihil Novi – tyle, że wtedy pamiętano o zadaniach i konieczności kontynuacji Akademii Krakowskiej a nikomu nie przychodziło do głowy chytre marketingowe podłączanie się do tradycji, poprzez nadawanie nowej, prywatnej szkole „sprytnej” jak przystało na delikatnie mówiąc czasy – nazwy z przestawieniem słów nazwy. Poziom wiedzy i techniki się zmienia – zasady nie powinny – bo są właśnie zasadami – kręgosłupem. Tyle, że dziś te jakby są odstawiane do lamusa. Dla skuteczności.
Na pewno są to zabiegi skuteczne?
W końcu – w roku 1913 – w roku tuż przed wybuchem I wojny, po której Cesarza już nie było – Cesarz wyraził łaskawie zgodę – niech sobie Polacy coś takiego zrobią. Słowo – bez kasy i konkretów założycielskich. Nie Cesarz – zaborca założył Akademię. Takie opowieści to jakaś piramidalna bzdura. Z niewiedzy czy poplątania. Coś tak jak z oddaniem Wawelu w Polskie ręce – co jak wiadomo nastąpiło pod warunkiem, że w to miejsce Polacy wybudują koszary dla wojska, które do tej pory stacjonowało na Wawelu traktowanym jak właśnie – koszary. Do tej „łaskawości” potrzebny był też wybieg argumentu, że po tej operacji odnowiony przez poddanych Wawel stanie się siedzibą Cesarza jako jak by nie było – aktualnego Króla Polaków. Cesarz postawił warunek – wybudowanie nowych koszar. Tak więc po ich wybudowaniu (obecna Politechnika Krakowska) i wyprowadzeniu wojska – prace renowacyjne Wawelu rozpoczęły się nakładem społeczności Polaków już na początku XX w.
Akademia z kolei - mając łaskawą zgodę Cesarza - czekała z realizacją idei do czasu aż cesarstwa już nie było. Była za to II RP – czyli do roku 1919, kiedy to Polskie już władze, jak w wielu innych miejscach i mimo zbliżającego się śmiertelnego zagrożenia bolszewią, erygowały kolejną z wielu w Polsce Uczelnię. Też uznano, że będzie ona ważna. Nie dla splendoru a konkretnej potrzeby perspektyw gospodarczych. I kto był i kiedy faktycznym założycielem Uczelni? Zauważmy – Cesarz jako zaborca wydał zgodę a nie ufundował. Po jego zgodzie nic nie nastąpiło, nic nie powstało. To Wolna Polska – konkretnie erygowała uczelnię. Budynku oczywiście nie było. Pierwsze zajęcia odbywały się w różnych miejscach – między innymi też na Wawelu, w budynku dawnego wojskowego lazaretu.
Budynek Główny został stosunkowo szybko wybudowany a z wykończeniem i wyposażaniem nie skończono nawet do czasu gdy wpadł on w ręce Niemców – gdzie ci sobie urządzili w nim biura Generalnego Gubernatorstwa.
Ale to już późniejsze i zaręczam, ciekawe historie.
Ten fragment mojej opowieści pozwala wyjaśnić dlaczego mieliśmy wydawnictwa jubileuszowe – rok 2009, zmianę na frontonie, która dała jubel 2013 r i skąd obecne obchody 2019 r. Dziwnie nie zauważono 100 lecia książeczki prof. L. Pitułki bo i Jego można by było uznać za pomysłodawcę. A może w ogóle S. Staszic? No i jubel uciekł z przed nosa. W końcu prof. L. Pitułko mówił i pisał już o hutnictwie – choć huta (nie do przewidzenia) powstała 40 –ci lat później, Za to już wtedy wiedział, że w nowoczesnym państwie jest potrzebna wiedza hutnicza – choć o konkretnej hucie i to jeszcze im Lenina – nie mógł myśleć w najczarniejszych snach. .
Konsekwentnie czekam i może się doczekam na zmianę napisu na pierwotny – rok założenia 1919 r - bo to będzie nie tylko po prostu prawda, ale też powrót do elementarnego szacunku dla ludzi, którzy faktycznie Akademię powołali i fizycznie utworzyli. Nie zaborca to zrobił, nie spowodowała bezpośrednio uchwała Sejmu Krajowego, a świadome i konkretne decyzje, środki i czyny II RP. Podjęte w bardzo trudnej sytuacji zlepiania skorup z trzech zaborów. Po nich był trud pokoleń powojennych i działania z gatunku James Bond z ukrywaniem aparatury, zbiorów mineralogicznych itd
Cóż za pomysł uhonorowania łaskawej zgody zaborcy, za którą nic nie poszło i to przed tak wielkim trudem rozpoczętym w 1919 r.
I po co to było? Dla kolejnych jubileuszy?
By juble trwały i trwają. Czy przyniosły one Akademii cokolwiek i któż z boku stojący się połapie ile tych stuleć może jeszcze być.
Jak dziadek obchodzi 100 –lecie to wiadomo kiedy.
Chciałbym poznać bilans nawet tylko efektów marketingowych tych operacji. Nie ważne ile było pod tym hasłem jubileuszu knajp piwnych, ile spotkań towarzyskich a nawet i Konferencji Naukowych – bo te i bez Jubileuszów by się odbyły jako normalne życie Uczelni. Chodzi mi o to, co te operacje przyniosły. A jak przyniosły np. kolejne dotacje Ministerialne czy Unijne dla Uczelni czy nikt tu się nie połapał, iż oto ktoś kogoś buja? To akurat marketingowo byłby kłopot. Nikt tego głośno nie powie, ale czy nie zmniejszy to wiarygodność takiego aplikanta. Jakże łatwo wyrobić sobie o nim zdanie jako o naciągaczu. W przyszłości któż poważnie rozmawia z naciągaczem?
Akademia jest zbyt poważna, ma swój dorobek i tradycję. Nie jest godna operacji na poziomie taniego cwaniaka z Zabłocia.
Nie godzi się też szargać pamięci tych, którzy Akademię faktycznie i fizycznie powołali i zbudowali.
I na koniec musi też zostać postawiony problem – pokazany już na początku. Czy Uczelnia ma robić marketing swej działalności kolejnymi uroczystościami czy też może prezentacją jakości całej gamy osiągnięć.
Pozwolą Państwo że tego wątku nie będę już ciągnął szukają nie tylko w zakresie robotyki czy informatyki a wskazując, że co Wydział – to mniejsze lub większe źródełko informacji na ten temat. Pytam, czy promocję produktu – czyli absolwenta, informacji i wiedzy - Uczelnia ma prowadzić jublami i wzniosłymi uroczystościami czy też prezentacją wyników. Nie zabawą na Rynku – bo to może i zachęci maturzystów by podjęli studia w tej akurat Uczelni a w kontaktach z przemysłem.