Polski system edukacji wymaga głębokiej reformy.

Mój syn zdaje w tym roku maturę. Wiem, jak dużo pracy wkłada w przygotowanie się do niej i jak ważny jest dla niego ten egzamin. Od jego wyników zależy to, czy dostanie się na wymarzone studia. Od matury zależy jego przyszłość. Z niepokojem słucham gróźb strajkujących nauczycieli o możliwości zablokowania matur. Szef ZNP Sławomir Broniarz wielokrotnie powtarzał, że jeśli rząd nie ustąpi wobec żądań strajkujących nauczycieli, matury się nie odbędą. Branie maturzystów za zakładników protestu jest skandaliczne, pokazuje, jak ten związkowiec jest dziś daleko od zawodu nauczyciela i od spraw uczniów.

To nie młodzież jest winna złej sytuacji w systemie edukacji. Jest to efekt wieloletnich zaniedbań, nieudolności kolejnych rządów, jak i winą związkowców oświatowych, którzy przez lata siedzieli cicho i nie upominali się o reformę.

Strajk nauczycieli w Polsce miał na początku duże poparcie społeczne. Ja również zgadzałam się z tym, że warunki pracy nauczycieli powinny się poprawić. Jednak szybko okazało się, że jest on też protestem politycznym. Z tego powodu obie strony – strajkujący i rządzący – nie mieli woli do zawarcia porozumienia. Gdy rodzice zdali sobie sprawę, że cenę za ten pat mogą zapłacić ich dzieci, ich poparcie dla strajkujących zaczęło gwałtownie topnieć.

Cieszy postawa MEN, które przeprowadziło egzaminy gimnazjalne i ósmoklasisty. Mam nadzieję, że w razie obstrukcji strajkujących nauczycieli również matury odbędą się w terminie i bez problemów. Maturzyści zasługują na spokój i szacunek w tym trudnym dla nich czasie. Będą zdawać egzaminy przez cały maj. Nie można odbierać im tego prawa.

Nauczyciele powinni być dobrze wynagradzani za swoją odpowiedzialną i ciężką pracę. Wraz z wynagrodzeniem i poprawą warunków pracy musi pójść też głębsza zmiana: poprawa przygotowania do zawodu, weryfikacja programów nauczania, solidna kontrola podręczników. Pisałam na moim blogu m.in. o tym, że polska szkoła nie uczy systematycznej pracy i poważnego podejścia do obowiązków, za to przyzwyczaja do popadania w skrajności – nauki na gwałt i ponad siły, albo nic nie robienia (Polska szkoła na długim urlopie). Nie uczy pracy zespołowej, rozwiązywania problemów, nie docenia kreatywności, nie dostrzega podmiotowości ucznia.

Kilka miesięcy temu włosy stanęły mi na głowie dęba, gdy zajrzałam do ćwiczeń z języka polskiego dla szkoły średniej. („Maturalne karty pracy” dla liceum i technikum, wydawnictwo Nowa Era). Ćwiczenia składają się w dużej części z tekstów z „Gazety Wyborczej”, tygodnika „Polityka” i „Tygodnika Powszechnego”. Autorzy to m.in. Paweł Wroński, Adam Szostkiewicz, Paweł Śpiewak. Uczniowie muszą odpowiedzieć na przykład na pytanie, z czego wynika „opresja kobiet w świecie judeochrześcijańskim”, podać argumenty uzasadniające tezę, że „myśliciele chrześcijańscy nie lubili Ewy” lub wyjaśnić znaczenie wyrażenia „zawodowi patrioci”.

Nie chodzi mi o to, aby Wrońskiego zastąpić Terlikowskim, ale o zachowanie równowagi światopoglądowej, wzięcie pod uwagę innej wrażliwości niż reprezentowana w przytoczonych tytułach. Ktoś te ćwiczenia – przygotowujące do matury - napisał, ktoś je dopuścił do użytku, a na końcu nauczyciel wybrał do pracy z uczniami. Bezkrytycznie i bezrefleksyjnie. Albo celowo. Nie chcę, aby moje dzieci uczyli mierni nauczyciele nie rozumiejący otaczającego świata, albo wciągający je w wojnę światopoglądową.

Przed wojną zawód nauczyciela miał w Polsce prestiż. Nauczyciele się kształcili, mieli powołanie i czuli odpowiedzialność za wykonywaną pracę. Zniszczył ten zawód PRL, dopuszczając do szkół miernie wykształcone masy. Jak ktoś nie miał aspiracji, potencjału i zdolności, to zostawał nauczycielem. To się nie zmieniło także po upadku komuny. Jest to oczywiście uogólnienie, bo znam też wielu bardzo mądrych i ambitnych nauczycieli. Ale to są wyjątki.

Chciałabym, aby okrągły stół oświatowy, który ma się rozpocząć w piątek 26 kwietnia doprowadził do poprawienia warunków pracy nauczycieli, którzy powinni zarabiać dużo więcej niż obecnie, ale także głębokich zmian systemowych. Do stołu powinny usiąść różne środowiska związane z edukacją (nauczyciele, eksperci, związkowcy, rodzice), w tym także przedstawiciele opozycji, bo zmiany muszą być na wiele lat naprzód i niezależne od tego, jaka opcja polityczna rządzi krajem. Polska szkoła musi się zmienić, dostosować się do wyzwań współczesnego, szybko zmieniającego się świata., który wymaga innych kompetencji niż trzydzieści lat temu. Jeśli nie zadbamy o solidną edukację dzieci, Polska będzie słaba pod każdym względem. Wyedukowane społeczeństwo to świadomi wyborcy, rozsądni konsumenci, odważni przedsiębiorcy. Obywatele, którzy nie dają się manipulować, nie cieszą się z destrukcji, lecz budują dla dobra wspólnego. Na tym powinno nam wszystkim zależeć.

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 23 kwietnia 2019r