Dla ogółu mieszkańców hasło jak hasło – bawią się politycy w swoje klocki. Dla tzw ekologów – brzmi pięknie. Emisja, zasiarczenie, CO2 – globalne ocieplenie – w sumie ratunek przed hekatombą.
Dla gospodarki – bardzo poważne i niestety realne zagrożenie – ale ogół mieszkańców – tych z początku tej wyliczanki dowie się na końcu. Dyskusje i przerzucanie się argumentami – tez i tymi z piekła i agresji rodem – czyli z arsenału nowoczesnej broni ekonomicznej zastępującej czołgi i bomby – mogą trwać tyle długo co bezskutecznie. Bo Unia zdecydowała i już.
W tej sprawie argumenty – uważam – mają znaczenie narzędzi, a nie podstaw do racjonalnych decyzji.
Na tym tle można się tylko dziwić dlaczego do obiegu informacji wokół tej sprawy nie są dopuszczane czy nie są używane dwa proste stwierdzenia
- Założyciele, a właściwie ojcowie tego czegoś co dziś nazywa się Unią Europejską – mieli oczywiście swoje poglądy i wskazywali na wagę zasad gospodarczego i społecznego współżycia. Nie na darmo jeden z Nich jest kandydatem na ołtarze – co dla dzisiejszych euro – tęczowców musi być odczuwane jak kropienie święconą wodą. Niemniej ta przez Nich proponowana i zakładana nazwijmy ją PraUnia – nazywała się jak?
Wspólnotą WĘGLA i STALI !
To było przedsięwzięcie gospodarcze bo wszyscy wtedy myśleli o przedsięwzięciu gospodarczym. To że zostało ono przekabacone na broń ekonomiczną i co gorsze ideologiczną – to o tyle fatalnie – że oznacza niechęć do czerpania z doświadczeń Sowietów. Tam też ideologia stała się ważniejsza od realiów gospodarczych
Tu mamy jedną różnicę – nie ma Gułagów, ale są już za to wykluczenia i Komisja Europejska jako twór czysto administracyjny zaczynający panować nad ciałem wybieralnym czyli Parlamentem. Taki rodzaj pałki dowolnie używanej. Patrząc na chwiejącego się gościa podtrzymywanego przez pomocników i podawaczy marynarki – z można myśleć - walnym udziałem trunków
To już nie są żarty.
- Unia Europejska wręcz czci – jeśli mówimy o relacji gospodarka – środowisko, jako fundament dwie reguły ze sobą koegzystujące.
Jedna to Zasada Zrównoważonego Rozwoju - to już widzimy jako wyginany dowolnie element nowomowy poprawnościowej. W istocie jest ona co do samej swej konstrukcji prosta – choć trudna w wykonaniu. Najkrócej – mamy równoważyć interesy środowiska i gospodarki tak by żadne z nich nie było bezwzględną dominantą i mamy to robić na gruncie nalepszej osiągalnej techniki i wiedzy tak – by zachować zasoby i energię dla przyszłych pokoleń.
Druga reguła – to też powtarzane jak mantra przez tzw Ekologów a w szczególności w wersji Zielonych – to hasło
„myśl globalnie – działaj lokalnie”
Połączenie ze sobą obu wspomnianych filarów istotnych dla prowadzenia działań gospodarczych bez dewastacji środowiska – czyli podcinania gałęzi na której się siedzi – prowadzi wprost do nie tyle powiedzenia, co wręcz postawienia wymogu, by działania gospodarcze prowadzić zgodnie z ZZR w oparciu o to, czym się lokalnie dysponuje. Bratnia pomoc i zewnętrzne źródła są potrzebne gdy brakuje własnych zasobów.
Proste?
Nie wskazuje to wprost jak dyktat dekarbonizacji narusza nasze szanse na prowadzenie gospodarki zgodnie z literą prawa tak podnoszoną przez UE – jako owa ZZR i w oparciu o wykorzystanie możliwości lokalnych przy myśleniu globalnym?
Trzeba wyraźniejszego dowodu na to, że cała dekarbonizacja to sprawa niezgodna z wymienionymi a tak ukochanymi przez UE zasadami? – Wszak to kontynuacja akcji dążenia do niwelacji porozumienia Paryskiego. Wedle niego ładunek CO2 emitowany przez dany kraj miał być liczony z uwzględnieniem tego ile dany kraj potrafi unieszkodliwić z tego ładunku. Można tu mówić o przetwarzaniu CO2 dowolną technologią w tym działalnością lasów – „połykających” CO2 a dających w zamian ożywczy tlen.
Polska posiada węgiel – surowiec, którego zasobność – w odróżnieniu od innych nośników jest nawet globalnie wielokrotnie większa. Dziś mamy wojny – pod różnymi pretekstami – ale te dziś już się toczą o dostęp do surowców i zasobów energetycznych. Nie na darmo Rosjanie prawem kaduka (a przy faktycznej obojętności reszty świata) zajmują sobie tereny Arktyczne gdzie można się spodziewać dużych zasobów i nie tylko ropy. Pamiętamy ich gwałtowną i wręcz niespodziewanie silną reakcję na działania statku Greanpeace w tym rejonie? Afera i społeczność międzynarodowa usankcjonowała pozycję zajętą przez ten kraj. Dziś – bardzo mnie z tej perspektywy dziwi, że podnosi się larum z powodu zakupu jakiejś działki na dnie morza, w której można zasadnie oczekiwać jakiś zasobów. Głęboko – ale technologie postępują a te prawa mogą swą wartością znacznie poszybować. Nie martwi mnie tak aż bardzo zniechęcenie inwestorów do eksploatacji polskich łupków – bo dziś technologię mają tylko Stany ale kiedyś to tylko Chińczycy wiedzieli jak produkować papier. Co jeden wymyślił to i drugi to też potrafi. Taką Enigmę – chyba było łatwiej zrobić niż złamać. A się dało. Ten zakup działki może i niesie za sobą ryzyko – ale opłacalne.
To rozumiejąc, mogę też przyjąć, iż owe sprzeczne z ogólnymi regułami – na co wskazałem – decyzje w sprawie dekarbonizacji, są po prostu elementem metodycznej bitwy gospodarczej prowadzonej z powołaniem się na doktryny ekologiczne i z faulami w zakresie równego traktowania i rozsądku (łamanie ustaleń Paryskich). Obok jednak tego utyskiwania proponowałbym Decydentom i strategom gospodarczym rozważenie czy owa dekarbonizacja też nie jest elementem szerszej i to nawet przyszłej wojny o zasoby. Ropa wcześniej czy później zacznie się wyczerpywać, inne zasoby energetyczne z tych nieodnawialnych będą coraz szczuplejsze - i jeszcze ze względu na wielkość zasobów zostanie węgiel. Siłą będzie umiejętność jego pozyskiwania nie tylko do spalenia – co z punktu widzenia rozsądku jest czystą stratą i działaniem nierozsądnym, rozrzutnym. Traci się bezpowrotnie z dymem i szkodami środowiskowymi o wiele więcej z tego co węgla można wycisnąć. Dziś nieopłacalnie? Popatrzmy do przodu. Może by tak ową doktrynalnie wduszaną dekarbonizację potraktować jako okazję do natychmiastowej akceleracji prac nad innymi technologiami przetwarzania węgla. Fantazja? O tych sprawach już się dowiedziałem zaczynając studia w Akademii Górniczo – Hutniczej we wczesnych – wstyd się przyznać – latach 60 tych. Już wtedy żyła – i wcale nie jako nowa - myśl idąca w tym kierunku. Nawet i wcześniej – Niemcy w okresie wojny też przetwarzali węgiel na paliwo płynne. Opłacalność dziś i jutro to mogą być zupełnie różne rzeczy
Wnioski są z tego dwa
A/ dekarbonizacja jest niezgodna z zasadami ukochanymi rzekomo przez Unię Europejską – i na dziś jest ważnym elementem wojny konkurencyjnej w gospodarce zwłaszcza, że w UE są równi i równiejsi I nie widzę powodów by z tą sytuacją rodem z „Folwarku Zwierzęcego” się godzić w imię świętego spokoju. Z takiej postawy wiecznego szukania świętego spokoju bez jasnej obrony własnych interesów i własnego zdania - zawsze rodzą się nieszczęścia
B/ Warto by było potraktować ową dekarbonizację jako sygnał do pilnego zajęcia się innymi metodami nie wydobycia a wykorzystania węgla.
Zakładam oczywiście, że prace w tym kierunku trwają i byłoby dziwne gdyby było inaczej – niemniej zwiększenie tych wysiłków i to z inwestowaniem w Naukę – prowadzoną przez naukowców a nie speców od pozyskiwania grantów – należy uznać za niezbędne. Tu, ciężka choroba organizacyjna Nauki choć jest przeszkodą – to jej ominięcie będzie podstawą sukcesu w przyszłości. II RP wykazała, że takie zebranie sił – jest możliwe i działa skuteczne
Innymi słowy – może tak podejść pozytywnie – nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.