felekOpowiem krótko – lecz sądzę, iż warto powiedzieć to, na czym sam się przyłapałem. Już dziś wiem, że w dniu wyborów do PE nie będzie mnie w moim okręgu wyborczym. Niestety nie będę więc miał szans zagłosowania na osobę, której kandydaturę uważam nie tyle tylko za dobrą, a wprost rewelacyjną i niezbędną w starciu z tym co dzieje się i dziać będzie w PE. Mówię o prof. Ryszardzie Legutce. Szkoda – niemniej sądzę, iż i bez mojego głosu się niestety obejdzie.


Naturalną koleją – zainteresowałem się listą w okręgu, w którym będę głosował..
Tu – zero orientacji.
Pracowicie – dzięki wujowi Google zrobiłem sobie przegląd kandydatów, których mogę wesprzeć. Klucz wstępny jest dla mnie oczywisty. Afiliacja umieszczenia na liście czyli rekomendacja – stanowi podstawę do pojęcia o przekonaniach, o wartościach czyli decyduje o zawężeniu pola poszukiwań do jednej konkretnej partii – w moim przypadku – jest nią PIS . Nie każdemu to się może podobać, ale wcale nie musi. Ktoś woli tęczę – i jak mówi młody talib lewicy promowany w jednym z programów TV – info – i może wierzyć w pokemony albo jakiegoś Boga, ja tam jednak wolę tą zacofaną 1000 letnią wiarę dzięki której trwamy. Mało wie ten kto sądzi, że jest inaczej. Podaję oczywiście tylko ten jeden powód mojego zdecydowania bo ten może trafić nawet do wierzącego – ale w nieistnienie Pana Boga. Bo Polska jest i ma są historię jaką ma i perspektywy – tylko dzięki wierze. Utrzymującej się trwałej, Maryjnej a teraz wspartej kultem Miłosierdzia Bożego. To akurat pewne i możliwe do wykazania – jak i to, że społeczeństwa, które odrzuciły wiarę się zwijają.
Perspektywa Meczetu lub Ośrodka Mulikulti w upaństwowionej Katedrze Notre Dame – wystarczy za dowód wyrzucenia za okno pamięci i ciągłości kulturowej. Nie tylko wiary. Ta może kogoś nie obchodzić, lecz podstawy kulturowe społeczności i jej ciągłość – to trwanie. Takie zerwanie – to skręt ku likwidacji.
Czyli – skoro PiS – to po kolei – zacząłem sobie przeglądać fiszki informacji ogólnodostępnych kolejnych kandydatów tego okręgu, w którym będę w ową niedzielę. Chciałem Ich o tyle poznać by decydować przynajmniej z grubsza racjonalnie.
I teraz będzie o tym, na czym się właśnie przyłapałem.
Wśród Kandydatów jest sporo nauczycieli. Skąd ta nadreprezentacja zawodowa? Można gdybać. Jestem jednak pewien, ze z racji przynależności partyjnej żadna z tych osób nie maczała palców w ostatnich – uważam – haniebnych w formie, przebiegu strajku i wyczynach przedstawicieli tej profesji. Innymi słowy powinienem mieć raczej nadzieję, że są to osoby, które mogą znacząco wspomóc naprawę sytuacji w tym środowisku. Tak – ale naprawa systemu oświaty to sprawa lokalna, nasza. Państwowa, jedna z najważniejszych – ale nasza. Tam, w PE mój przedstawiciel ma walczyć ze skostniałym myśleniem schematów prowadzących nas do Europy nierównoprawnych i niesuwerennych podmiotów. Tam, takie coś jak kontakt z chorobą nauczycielską – nabycie jej cech będzie raczej utrudniało pracę w PE jest słabością w skutecznych negocjacjach. Tu należy wyjaśnić co rozumiem pod tą skrótową nazwą – choroba nauczycielska. Mówimy o cechach osobowych, które są kształtowane warunkami wykonywania zawodu i atmosferą w środowisku. Mówimy też o nabytych skłonnościach do – wydawałoby się irracjonalnych działań, przewidywalnych zachowań.
Powszechnie znane są objawy choroby, o której mówimy. Jej skutki choć bywają niemiłe – to na ogół nie są kojarzone z tą umownie mówiąc „jednostką chorobową”. Tylko wyjątkowo odporni jej nie ulegają. Skąd się bierze i na czym owa choroba polega?
Proszę zauważyć, że w stosunku do ucznia, a także w sporym zakresie i rodzica - nauczyciel ma zawsze rację. Mniej nauczyciel akademicki. Ten zajęcia prowadzi w zakresie najwyżej kilku przedmiotów i dla różnych roczników kursu. Widzi studenta przez semestr – i ścisła zależność w zasadzie znika. W szkole podstawowej jest jedna „pani” lub „pan”. Podobnie w szkole średniej. Nauczyciel ma zawsze rację – staje się dla ucznia prawdą, ale tylko na tyle na ile trzeba nauczyciela utwierdzić w tym przekonaniu. Podobna relacja działa u nauczyciela w odniesieniu do przełożonych tyle, ze w odwrotną stronę.
I tak buduje się w danej osobie – nauczycielu - głębokie przekonanie, z jednej strony o jego wszechwiedzy i wszechwładztwie w odniesieniu do „podwładnych” i o racjonalności nie wychylania się ze swym zdaniem w stronę odwrotną. Trzeba mieć silną psychikę oraz autentyczny autorytet by oprzeć się tak powstałemu napięciu. Potrzeba dominacji – odczuwana całe otoczenie i nieprawdopodobna uległość na naciski ze strony szefów to jakby kliniczne objawy schorzenia.
Zakażenie chorobą nauczycielską może być fatalna w skutkach dla pracy wymagającej z jednej strony – twardego własnego zdania ale i umiejętności słyszenia innych i odporności na dyktat „z góry”.
Na takich to podstawach, na dzień dzisiejszy – wyrobiłem sobie opinię na kogo będę głosował. Nie zarzekam się że jest to moja decyzja ostateczna a także pewną niezręcznością byłoby prowadzenie jakiejś promocji politycznej z pozycji człowieka cokolwiek by nie mówić słabo osadzonego w lokalnych realiach. W tym tekście tylko pokazuję pewien sposób myślenia wyborcy. I na zakończenie konkretniej mogę więc tylko powiedzieć - myślę o jednym kandydacie, stosunkowo młodym człowieku, o którym wiadomo z relacji ogólnodostępnych o wykształceniu i dokonaniach – jest tym na którego prawdopodobnie zagłosuję. Z tych informacji jak dla mnie wynika, że dla Niego sprecyzowane własne zdanie, fechtunek ale i osiąganie kompromisu (ale tylko w dopuszczalnych granicach) są, czymś naturalnym, a nie czymś do przyuczenia. A ktoś dotknięty chorobą nauczycielską najpierw będzie musiał się przyuczać do tych cech tak potrzebnych w PE
Czy mam ową kandydaturę zdradzać? Nie koniecznie.
W tym tekście mówię tylko o kryteriach i o tym na czym sam się przyłapałem
Pozostaje życzyć świadomego i przemyślanego głosowania w swoim okręgu. Bo z tego punktu widzenia moja osobista sytuacja nie jest tak znów komfortowa.