felekPrzeszła nie zauważona i pozostaje bez komentarza informacja o zgłoszeniu przez Kanadę pretensji do części terytorium lub udziału we władztwie nad obszarem wokół Bieguna Północnego. Zapewne potraktowano to jak dziwactwo. Żyją sobie gdzieś tam w tej Kanadzie, widać problemów nie mają i szukają dziury w całym. To i czym się tu interesować. Proponuję więc zastanowić się nad inną interpretacją sprawy. Sądzę mianowicie, że to wystąpienie jest bardzo ważnym krokiem i to nie tylko dla Kanady ale i dla całej społeczności międzynarodowej.

Kanadzie trzeba chyba podziękować.

Cofnijmy się nieco w czasie. Pozwolę sobie przypomnieć już dawny incydent. Oto statek z ekipą aktywistów Greanpeace został przez Rosjan zatrzymany, aktywistów uwięziono z groźbą bardzo poważnych konsekwencji. Sprawa zrobiła się poważna. Tak nawisem można powiedzieć, że owa ekipa ta pod hasłami NGO miłości do Matki Ziemi i przyrody – była de facto misją rozpoznawczą w sprawie zasobów już rozpoznawanych i obejmowanych prawem do posiadania przez Rosję.  Dopiero po międzynarodowej akcji dyplomatycznej i wielkim huczku Putin udał, że się przestraszył i zostali oni wypuszczeni. Efekt? Rosjanie po ostrej reakcji można powiedzieć – warknięciu, wysłali sygnał – mamy prawo tworzyć fakty dokonane (wszak nigdy inaczej nie postępują)  i zagwarantowali sobie wolną rękę i spokój od zainteresowania kogokolwiek tym co na obszarze  niby niczyim  .   osiągnęli to o co chodziło. Wyegzekwowali zablokowanie zainteresowanie szerokiej opinii społeczności, międzynarodowej sprawą. Rosjanie objęli w posiadanie – choć nigdzie nie jest to zapisane – wszystko to co sobie znajdą i udokumentują swymi badaniami eksploracyjnymi. Warto zapytać od czego to zainteresowanie zostało odpędzone? Albo na co pozwala ten brak zainteresowania sprawą.  Sukces dyplomacji - aktywiści NGO zostali uwolnieni. Oni – NGO - mieli do dyspozycję statek i narzędzia. Społeczne niewiniątka - czystej wody entuzjaści – tyle że wyposażeni w instrumentarium, specjalistów i statek. Rekonesans – tyle że zakończony fiaskiem i sukcesem Rosji pozyskania praw niepisanych.  

Rosja jak wiadomo– surowcami stoi. Nie tak technologią a raczej zasobnością i wielością surowców –  jako źródłami dochodu i jako narzędziami polityki oraz wprost -  bronią. Przez lata mogliśmy się i my o tym przekonać. Zy jest tajemne dlatego Rosję tak boli nasze dążenie do uniezależnienia się w tym względzie od niej.

Nie jest tajemnicą, iż nasza cywilizacja wraz równolegle ze wzrostem populacji – przez ostatnie zwłaszcza 200 lat zużywa zasoby nienaruszane od pradziejów - w lawinowym tempie. Mamy realną perspektywę wyczerpywania się zasobów surowcowych i energetycznych. Oszacowania czasu na jaki przy obecnym zużyciu (i udokumentowaniu dostępnych zasobów) podstawowych surowców prognozują wręcz walkę o dostęp do tych zasobów. Ta walka już trwa. Jeszcze nie tak dawno szejkowie ropy byli rozrzutni – dziś inwestują. Najdłużej może trwać – z tych dziś używanych - dostępność węgla. Innych dotyczy całkiem realna perspektywa lat – nie wieków. Stąd też nie może dziwić  patrzenie łakomym okiem na posiadaczy dostępnych pokładów – im szybciej się ich opanuje tym lepiej bo agresor będzie w lepszej sytuacji. Dla agresora oczywiście. Gdy to zauważymy to można też inaczej patrzeć na wymuszanie silnych ograniczeń zużycia węgla na rzecz zastępczych źródeł energii nawet takich, dla których bilans ekologiczny wcale nie musi być korzystny – tyle że się go praktycznie nie robi. Nikt mi nie wytłumaczy dlaczego tzw. dekarbonalizacja Polski ma obejmować też zakaz używania węgla inaczej jak poprzez spalanie. Ponoć w tym zakazie ma tylko chodzić o emisję CO2. I dlaczego ma nie ma być przyjęte ustalenie Paryskie pozwalające na liczenie obciążeń za bilans emisji, czyli po odjęciu od niej tego CO2 które zostaje pochłonięte przez drzewostan lub tego, który zostanie przekształcony technologicznie.

Wracając do tego co robi Kanada. Ta usiłuje postawić tamę zakusom Kremla na wyprzedzające  zagwarantowanie sobie statusu właściciela, uprawnionego eksploatatora terenów, na których są zlokalizowane zasoby surowców. Kanada mówi – nie. Te tereny nie są niczyje, są one własnością ogółu mieszkańców ziemi – ergo w ich zagospodarowaniu należy dopiero decydować na forum międzynarodowym a nie drogą jakby prewencyjnej, wyprzedzającej aneksji.

Zachowanie Rosji w  tej sprawie po nauczce onegdajszej a niefortunnej z punktu widzenia Rosji sprzedaży Alaski jest zrozumiałe.      

Innymi słowy – powinniśmy się tylko dołączyć do postawy Kanady – co w konsekwencji doprowadzi do międzynarodowego nadzoru nad przyszłą eksploatacją tych do tej pory nietkniętych terenów – i zasobów.