felekNiestety czas dopisał wzmocnienie tego, co nie tak dawno pisałem po zniknięciu małego Dawidka i samobójczej śmierci jego ojca. Przyznaję – myślę o sprawie wracając do niej też i dlatego, że sam mam wnuka w wieku 5-ciu lat i po prostu nie stać mnie na obojętne odbieranie informacji podobnych to tej o losie Dawidka, bez jakiejkolwiek próby zrozumienia tego co się stało. Przynajmniej zastanowienia się nad sprężynami podobnych działań, choć jest oczywiste, że każdy taki dramat ma swe tło, uczestników i ma swe indywidualne odcienie.

Nie ma schematu – ale zawsze musi być jakiś wspólny korzeń – jeden wśród wielu. I ten jednak warto identyfikować. Stąd mój głos.
Onegdaj, pisząc o sprawie i to jeszcze na etapie gdy wszyscy mieli nadzieję, że maluch tylko się zagubił, a poszukiwania mają szanse powodzenia – wskazywałem na ściśle egoistyczne, wręcz egocentryczne postawy rodziców – jako podstawę, grunt, na którym dramat dojrzewał i owo zdarzenie przybrało taki kształt. Nie każdy konflikt tego rodzaju tak się kończy lecz ważnym źródłem każdego z nich jest skrajny ekocentryzm, skupienie się na swoich odczuciach i emocjach. Postawą ma być moje - szczęście i to rozumiane wprost jako realizacja moich własnych oczekiwań, co jest wręcz traktowane jako bezwarunkowe prawo człowieka. Ma być pięknie bezproblemowo i koniecznie tak, jak ja oczekuję. Dziecko, drugi człowiek pozostaje w tle. Jest przeszkodą w zaspokajaniu moich oczekiwań –fundamentu przyjmowanej hierarchii. Co jest ważne? Aborcja – bo z małe mieszkanie – zaczyna być akceptowana – no tak – nie miała wyjścia. Rodzina, wieź, zasady, poświęcenie, satysfakcja z dawania a nie brania – w tej optyce są nie do pojęcia. Ma być szczęście – najlepiej ze wzorca propagowanego przez model konsumpcyjny.
W tej konkretnej sprawie – dla ojca Dawidka – jego niepowodzenia w relacjach rodzinnych nie były do przyjęcia i pobudzenia myśli o naprawie dla przyszłości dziecka. Matka dziecka takie próby wykluczała? Może. Oznaczałby to w takim przypadku, ze i dla niej dziecko było mniej ważne niż niechęć do męża czy partnera. Dla tego człowieka ważniejsza stała się chęć ukarania matki syna niż jego życie, jego przyszłość. Jak się dziś okazało rozwiązaniem miało być zabójstwo i dzieciobójstwo. Zemsta czy raczej imperatyw zadania rany nieuleczalnej stanęły na szczycie hierarchii. Syn użyty jako narzędzie zadania ciosu. Już nigdy syna nie zobaczysz. A niestety – zobaczyła. Cała rodzina została z raną do końca życia. Czy o to chodziło? Czy matka dziecka wcześniej liczyła się z tym jak będzie wyglądała dalsza droga dziecka bez ojca? Dziś to „normalne” nie liczenie się z tym, tak jak i uszczęśliwianie dziecka na przykład homoseksualną „rodziną” zastępczą. Tu też chęci czy widzimisię dorosłych stają się ważniejsze niż to, jak sytuację odbierze dziecko i jaka czeka go przyszłość. Dla ojca maluch stał się tylko narzędziem ukarania matki dziecka. Zadanie jej ciosu się liczyło i miało być metodą przecięcia sytuacji, z którą się nie był w stanie zgodzić. Dziecko – nie człowiek a narzędzie do zadania ciosu.
Dziś uwaga skupia się na ojcu i jego reakcji. Faktycznie - jak można sobie tak realnie - wyobrazić sytuację, w której ojciec, dziecku, które mu ufa bezgranicznie, zadaje z zimną krwią, w ściśle zaplanowany sposób serię cisów nożem.
To obraz jak z tragedii antycznej.
I faktycznie.
Matko, ojco, dzieciobójstwo to nie są wszak zjawiska nowe. Nasze czasy jednak w tym mają w sobie coś, co je wyróżnia i to na ten element pragnę zwrócić tylko uwagę w tym tekście. Mówmy o społecznej akceptacji dla wywrócenia, unieważniania, zmianie dotychczas obowiązującej hierarchii wartości. Oczywiście zawsze u podstaw podobnych tragedii staje skrajny egoizm i takie odwrócenie hierarchii wartości. Jednak dziś, jak można wskazywać, postawy egoistyczne są wysuwane jako akceptowalne. Nie są czymś nagannym a zaczynają być czymś zwyczajnym, przyjmowanym za oczywiste.
Niegdyś złodziej kradł i wiedział, że robi rzeczy niedobre. Nikt tego inaczej nie nazywał. Dziś i to zależnie o jakich kwotach mówimy – bywa zaradny, kreatywny, wykorzystującym luki. Egoizm był wadą. Był, istniał, kierował ludźmi, ale nie był cechą dodatnią, raczej zwalczaną. Dziś jest on czymś co jest cechą właściwą dla warunków konkurencji – ba – jest postrzegany jako cecha pozytywna bo dająca większe szanse na sukces w świecie konkurencji. Altruista przecież przegrywa.
Dziś cała – jak się ją wprost nazywa – cywilizacja śmierci, ma swe oparcie w promocji egoizmu, motywacji egocentrycznych jako walorów.
Ta tragedia jak się wydaje bardzo wyraźnie wskazuje na właśnie takie przewartościowanie. Bez niego ten człowiek tego by nie wymyślił. Miał on pewność, że moje odczucia i osobiste życiowe niepowodzenie są ważniejsze niż wartość życia mojego i mojego dziecka. Rezygnacja, poświęcenie mają być nieracjonalne.