Kiedy Grzegorz Schetyna powiedział, że PO będzie opozycją totalną, najtwardszą z możliwych - było wiadomo, że PiS może otwierać szampana. Wiadomo, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a historia lubi się powtarzać wyłącznie jako farsa, więc nie ma powrotu do lat 2005-2007, kiedy to Tusk ulicą, zagranicą i intrygami doprowadził do przedterminowych wyborów. Potem były Węgry, nowa Wędrówka Ludów w pasach szachida, zmieniły się nastroje na świecie - wszystko sprzyjało Kaczyńskiemu ... nawet nowy lokator Białego Domu.

No po prostu - głupotą było sądzić, że charyzmatyczny Schetyna z jeszcze bardziej charyzmatycznym Alimenciarzem poderwą lud na barykady przeciwko PiS: ten lud, na który jednocześnie krzywiło się nuworyszowskie nosy, bo, obżarte i opite tym PIŃĆSET PLUS, ośmiela się jeździć na wczasy tam, gdzie zwykła jeździć czerwona arystokracja, i obsrywa tam wydmy.

Koszmar!

Platorma nie była bez szans. Gdyby PO przyjęła strategię normalnej, demokratycznej opozycji, partia utrzymałaby znaczącą część elektoratu. Jednak Schetyna nie chciał (albo nie mógł) czekać, więc rówocześnie z nowym Parlamentem mieliśmy ulicę i zagranicę. Jak to wyznał później Schetyna na taśmach, o których prawie wszyscy już zapomnieli - sukces pierwszych protestów opozycji wpłynął na niego w ten sposób, że uwierzył, iż możliwe jest obalenie rządów PiS już, zaraz, natychmiast. Tyle, że ulica zaczęła dogorywać, wojsko nie chciało słuchać wezwań Czuchnowskiego do puczu, a napad na Sejm skończył się kolejną kompromitacją totalnych.

Proszę zauważyć, że najwięcej na warcholstwie - tak, PO to warcholstwo w postaci klinicznej, rodem z Polski przedrozbiorowej - straciła właśnie Platforma Obywatelska, czyli samo jądro totalności. Nowoczesna przez moment, ustami Petru (kiepskiego polityka, ale całkiem niegłupiego, choć trafiały mu się lapsusy językowe) chciała normalnej rozmowy z PiS, jak to się dzieje w państwach demokratycznych, ale Ryszard został dosłownie rozjechany przez PO i PO-wskich dziennikarzy, więc jego partia została skonsumowana przez Schetynę. Czarzasty, Zandberg i Kosiniak-Kamysz, którzy do totalności mieli zdrowy dystans, utrzymali stan posiadania lub go powiększyli, a PO, nawet po pożarciu przystawe, kurczy się niczym mumia w suche, gorące lato.

Bo Polacy, co wykazywalo wiele badań w ciągu ostatniego trzydziestolecia, chcą spokoju (lub choćby jego pozorów) i POWAGI.  A politycy, którzy robią zamieszki, demonstracje, burdy sejmowe, donoszą na Polskę - nie budzą szacunku. Ten pogardzany przez "elity" lud prosty doskonale wie, że poważni politycy głosują w Sejmie, zamiast szlifować miejskie bruki. Idioci, którzy kładą się na brudnym bruku i walą bezsilnymi piętami w beton, dziwnie jakoś przypominają głupią Stasię w ataku furii. Profesorowie, którzy wdrapują się na balkony, żeby tam protestować przeciwko Glińskiemu, kojarzą się z małpą - małpy też się świetnie wspinają. Od profesorów oczekuje się czegoś nieco więcej. Nauczyciele, którzy na kilka tygodni zostawiają dzieci, bo 500 zł podwyżki to dla nich za mało; oni MUSZĄ dostać 1000, uświadamiają rodzicom, że pedagog to zawód jak każdy inny i że ten każdy rzeczywiście (co już wcześniej podejrzewano) jest roszczeniowo nastawionym psychopatą, publicznie robiącym z siebie debila. A artyści? Jeszcze 10 lat temu, gdy internet nie był aż tak powszechny, jak dziś, taki Stuhr czy Pszoniak mógł uchodzić za autorytet - obecnie każdy Kowalski z każdą Kwiatkowską mogą się dowolnie przejechać w komentarzach po takim osobniku, więc czar prysł.

Czy mnie cieszy, że PiS nie ma konkurencji, a Polacy - rozsądnej alternatywy dla partii JarKacza? W życiu. Mnie to martwi wręcz straszliwie. Przez wiele lat głosowałam na PiS i wspierałam tę partię - w niedzielę też zagłosuję na PiS, bo naprawdę nie ma alternatywy - ale nie dlatego, że jestem "wielbicielką" Kaczyńskiego, co sporo osób o miernym rozumku próbuje często mi wpierać. Chciałabym wiedzieć, że głupie pomysły PiS (a miał ich sporo w ciągu ostatnich 4 lat) spotkają się z merytoryczną recenzją demokratycznej opozycji. Niestety - zamiast tego mamy sytuację, w której nawet znakomite idee zostaną przez totalniaków zakrzyczane, zaplute, oprotestowane i spotkają się z donosem do Brukseli.

Niestety: w obecnej sytuacji PiS jest jedyną w Polsce partią, która gwarantuje jako-taką normalność i merytoryczność, a pozostałe ugrupowania to albo mafia, co dobitnie udowodnił Neumann (w dodatku - mafia reprezentująca obce interesy), albo ... inna mafia, tyle, że reprezentująca interesy tych na wschód od partii Neumanna, więc wybór jest oczywisty.

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 8 października 2019r