Pośród wielu narzędzi, jakimi posługują się pseudo-ekolodzy, by w imię interesów różnych korporacyjnych lobby prostować drogę walki z konkurencją, znalazło się złowieszcze zjawisko SMOG-u, które ma strachem mobilizować ludzi do destrukcji rozwoju własnego dobrobytu. Można się uważnie wczytywać w różne definicje i opisy, czym jest smog i jakie niesie zagrożenia, a jednocześnie śledzić postęp w technicznych rozwiązaniach, które doskonalą detekcję różnych składników i próbują określić możliwe skutki z nimi związane, ale wnioski dotyczące zagrożeń obarczone są wyjątkowo dużą niepewnością.

Jak zwykle w takich przypadkach należy zachować sceptycyzm, a jeszcze lepiej odwołać się do pamięci o własnych wcześniejszych doświadczeniach i obserwacjach, by ustalić, w którą stronę idziemy. 
W większości przypadków lekarze potrafią ustalić bezpośrednią przyczynę zgonu człowieka, jednak powiązanie tego z innymi czynnikami, które miały pośredni wpływ na tak dramatyczny skutek jest najczęściej bardzo trudne, czasem wręcz niemożliwe. Można przywołać histerię po awarii w Czarnobylu, w której także lekarze brali udział, gdy prognozowano dziesiątki, a może setki tysięcy ofiar. Po kilku latach okazało się, że liczba rzeczywistych ofiar jest poniżej stu, a dość arbitralne statystyczne prognozy szacują liczbę 4 tysiące jako maksymalną granicę potencjalnych ofiar w przyszłości. W tych przypadkach, a także we wszelkich innych przypisanie zgonu jako skutku Czarnobyla jest po prostu niemożliwe, łatwiejsze byłoby powiązanie skutku z rozpętaną histerią i z budującymi histerię uczestnikami.
Od pewnego czasu serwowana jest publiczna informacja, że rocznie w Polsce umiera ok. 45 tysięcy osób z powodu smogu. Na przykład czytamy:     
- 45-48 tys. tys. osób umiera rocznie z powodu narażenia na zanieczyszczenie powietrza. To ogromna liczba z punktu widzenia takiego kraju jak Polska. To 12 proc. wszystkich zgonów, z wszystkich możliwych przyczyn. 12 proc. tych, którzy umierają, umiera dlatego, że mamy permanentny problem z jakością powietrza - powiedział dr hab. inż. Artur Badyda z Politechniki Warszawskiej.
https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2018-04-11/45-tys-osob-umiera-w-polsce-rocznie-z-powodu-smogu-to-12-proc-wszystkich-zgonow/
Inżynier? Doktor habilitowany? Taki respekt dla liczb wziętych dosłownie z powietrza?
Nawet NFZ jest bardziej ostrożny i wskazuje na niepewne domniemanie:
 Raport NFZ: główną przyczyną większej umieralności w Polsce w 2017 roku był najprawdopodobniej smog.
https://smoglab.pl/raport-nfz-glowna-przyczyna-wiekszej-umieralnosci-w-polsce-w-2017-roku-byl-smog/
Dziennikarze nie lubią liczb, często się w nich gubią i wolą bardziej obrazkowe przekazy. Mówią więc, że rocznie w Polsce z powodu smogu umiera miasto wielkości Sieradza, a rozczochrana uczestniczka „Loży prasowej” uściśla, że wielkości Otwocka, bo Otwock ma o 3 tysiące mieszkańców więcej, niż Sieradz. Tak to działa - ktoś wrzuci dowolnie wymyślone liczby, dla bezpieczeństwa zaopatrzy je słowem „najprawdopodobniej”, a potem tylko czeka na dziennikarzy, publicystów, polityków i „ekologów”, którzy je ogłoszą i rozpropagują, mimo że równie dobrze i zgodnie ze swoją intuicją mogliby informować, że smog najprawdopodobniej można wykluczyć jako przyczynę większej umieralności w Polsce w 2017 roku.
Normalny człowiek, do którego dociera tak złowieszcza informacja, stara się wydobyć z pamięci swoje własne doświadczenia i porównać dzisiejszą sytuację, do tej z przeszłości. Wielu z nas przeżyło długie lata w Krakowie i pamięta prawdziwy smog, regularnie nam towarzyszący i nieporównanie gorszy od dzisiejszego. Na tyle gorszy, że pojawia się pytanie: Jak my wtedy w ogóle przeżyliśmy, jeśli to czyste dzisiejsze powietrze jest takie groźne? O tym, że nie jest do końca czyste przekonują nas dokładne pomiary, ale wtedy myśmy smog widzieli gołym okiem, czuliśmy jego wielorakie zapachy i domyślaliśmy się, że ta najgroźniejsza chemia dodatkowo wnika w nas niedostrzegalnie. Czasem objawy były dramatyczne, ale zauważono je dopiero wtedy, gdy bydłu zaczęły się łamać kości. To była fluoroza, która niszczyła układ kostny ludzi, ale uwidoczniła się w pełni u bydła. Grupa z naszego Instytutu Fizyki Jądrowej w Krakowie zbadała zanieczyszczenie fluorem, a mapa skażenia jednoznacznie ukazała hutę aluminium w Skawinie jako jego źródło. Hutę zamknięto, ale nie wiem, czy ktoś na poważnie zbadał doraźne i długoterminowe skutki działań truciciela.
Zamykanie zakładów przemysłowych po 1989 roku było jednym z elementów transformacji niszczącej i zubażającej Polskę, ale towarzysząca mu poprawa ekologicznego stanu Polski, a zwłaszcza czystości powietrza, były bodaj jedynym pozytywnym skutkiem tej całej wieloletniej operacji. Ta poprawa była bardzo widoczna i musiała być przyjęta z ulgą, bo gołym okiem można było stwierdzić, że najgorsze pod tym względem za nami. Dawniej, tak jak wielu mieszkańców Krakowa prawie w każdy weekend wywoziłem dzieci na wieś nad Rabę, by odetchnęły świeżym powietrzem. Zawsze stromy wyjazd w górę za Wieliczką wyprowadzał nas z gęstego smogu w przestrzeń pięknej natury, pełnej słońca i przejrzystego powietrza. Dzisiaj tylko w szczególnie mgliste dni zauważa się różnicę i trudno przypomnieć sobie to dawne uczucie ulgi.
Nigdy nie jest tak dobrze, żeby lepiej być nie mogło, ale skala zjawisk smogowych i histeria ekologów, którymi kierują całkiem inne motywacje, niż czystość powietrza, kompletnie mnie nie przekonuje. Ponawiam więc pytanie, jak udało się nam wtedy przeżyć, jeśli dzisiejszy smog jest tak zabójczy? Nawet nie wiem jak te nieporównywalne sytuacje można by porównać i czym jest uzasadniona dzisiejsza histeria. Przemysłowe źródła smogu są w dużej mierze zlikwidowane, liczba kopciuchów w Krakowie nieporównanie mniejsza niż dawniej, samochodów o wiele więcej, ale jakość spalania paliwa, katalizatory i filtry nieporównanie lepsze, MPK wprowadza coraz więcej elektrycznych pojazdów, skąd więc wzrost umieralności?
 Jestem przekonany, że „inni szatani są tu czynni”, a gracze ekologizmu są na ich usługach. 

TEKST  UKAZAŁ  SIĘ  NA  SALON24.PL   27 GRUDNIA 2019R