Wczoraj Wojewódzki Sąd Administracyjny po raz drugi rozpatrywał skargę przeciwko Samorządowemu Kolegium Odwoławczemu w Krakowie w sprawie naliczenia opłaty adiacenkiej dla jednego z mieszkańców tej gminy. O perypetiach mieszkańca Trojanowic p. Krzysztofa w tej sprawie piszę już prawie od trzech lat.

Nie ukrywam też, że byłem współautorem wszystkich odwołań i pism składanych w tej sprawie od 2012r. Wczoraj WSA po raz kolejny odrzucił , chyba już czwartą, decyzję wójta gminy Zielonki w tej sprawie. Wczorajszy wyrok ma tą wartość, że udowadnia, iż ostatnia decyzja wójta została wydana po upływie trzech lat od czasu jak kanalizacja w gminie, zgodnie z prawem budowlanym, została oddana do użytku. Nie chcę się tu pastwić nad gminnymi urzędnikami z wójtem na czele, ale zdumiewa mnie stanowisko Samorządowego Kolegium Odwoławczego w tej sprawie. Niewtajemniczonym czytelnikom wyjaśniam, że cała procedura wygląda w ten sposób, że wpierw wójt ,jako organ administracyjny wydaje decyzję dotyczącą opłaty adiadenckiej, którą jeden z mieszkańców gminy ma zapłacić. Mieszkaniec się z tą decyzją nie zgadza i pisze do Samorządowego Kolegium Odwoławczego skargę na decyzję wójta. SKO skargę mieszkańca Trojanowic odrzuciło obszernie to uzasadniając. I w tej sytuacji ten ma dwie możliwości: albo zapłacić kilka tysięcy albo zaskarżyć decyzję SKO do WSA. Wniesienie skargi kosztuje 160 złotych, więc zaryzykowaliśmy, bowiem argumenty mieliśmy bardzo mocne. Skarga do WSA musiała iść przez SKO i do Sądu trafiła z jego opinią. Oczywiście SKO zdecydowanie sugerowała WSA aby skargę p. Krzysztofa odrzucić i postanowieniu wójta nadać obowiązującą moc prawną. Ale, już po raz drugi, w tej samej sprawie liczne rzesze prawników z SKO przegrywają z naszą rzeczową argumentacją. Na wczorajszej rozprawie Sąd poinformował, że od tego wyroku można wnieść skargę kasacyjną w terminie jednego miesiąca, ale nakazał też zwrot opłaty sądowej, (owe 160 zł) mieszkańcowi Trojanowic przez SKO. Patrząc na to postępowanie, oraz czytając wokandy innych spraw przed rozprawą, widać, że w kilkudziesięciu procentach spraw, jedną ze stron jest SKO. Chyba czas aby zdać sobie pytanie, czy to „ciało” jest potrzebne. Nie dość, że znacznie wydłuża czas postępowania, to –patrząc z pozycji tej konkretnej sprawy- wydaje postanowienia całkowicie odbiegające od wyroku sądowego. Pytałem kilku samorządowców, czy uważają SKO za potrzebne, to wszyscy zapytani uważali, że nie.