W tej tragicznej dla kultu i kultury sprawie warto zauważyć parę rzeczy.
Nie układam ich wedle ważności, niemniej każda z nich wnosi coś, co powinno być nie tylko zauważone, ale też i zapamiętane i najistotniejsze – wykorzystane.
Pierwsze co przychodzi na myśl, to głębokie znaczenie wołania św. Jana Pawła II – cóż zrobiłaś ze swym chrztem Francjo najstarsza córo Kościoła. Katedra – jak się okazuje zaniedbane i nie otoczone rzetelną troską 800 – letnie miejsce kultu, jako już własność zsekularyzowanego państwa, była już bardziej miejscem eksploatowania turystów, niż tym czym była od założenia.

Pozostawała już właściwie bez związku z wiarą i pamięcią. Wiara zakazana – pamięć zbędna. Strach pomyśleć co by było gdyby np. Wawel albo Kościół Mariacki dostał się w ręce Miasta – zwłaszcza w obecnej edycji jego władców Pożarem wyszła też na jaw skala nie tylko zaniedbań co wręcz celowego prowadzenia świątyni ku zniszczeniu. Dla nas nie do pojęcia – lecz czy pewne czy i u nas podobne zakusy nie istnieją? A choćby to oburzenie na przeznaczanie środków na zabytki w miejscach sakralnych, a wyczyny w związku z wiarą i wokół kościołów – to nic? To nie są wcale incydenty a metodyczny ciąg. I w Paryżu nie mówmy o przypadku, skoro ileś kościołów, mimo chętnych do wyłożenia środków – czyli wprost dla powodów czysto ideologicznych - zostało choćby tylko w tym właśnie mieście zniszczonych, rozebranych. Katedra - własność Państwa, nie Kościoła. Od dziesiątków lat była tylko eksploatowana turystycznie, nawet ponoć nie miała systemu porządnego dozoru i opieki konserwatorskiej. I ktoś mi powie, że fiksacja ideologiczna nie ma już rozmiarów bezrozumności? Mówimy najwyraźniej nie tyle i tylko zeświecczeniu, co o obłędzie, w Państwie zideologizowanym w, i to wybiórczej, nienawiści do chrześcijaństwa. Szkoda dla kultury i to światowej jest zwieńczeniem całego ciągu decyzji, zaniedbań, niechęci – i to bez względu jaka była ta bezpośrednia iskra pożogi. A tu - dziennikarz G.W w pożarze zauważył tylko miły zapach palonego drewna – jakby wszyscy dookoła zapalili kominki. Milusiński troglodyta, nie rozumiejący tego co się dzieje na jego oczach. Nie tylko ślepy na znaki ale i nie zdający sobie sprawy z faktów jakie ma pzed sobą. Choćby dlatego warto ten tekst napisać, bo „światłość” takiego reportera może kogoś przypadkiem zarazić, Nie porazić a właśnie – zarazić.
Czyż też w ramach politycznej poprawności nie zapowiada się też realna możliwość dążenia do ukrycia prawdziwej przyczyny katastrofy, jej ewentualnego przemilczenia lub przeinaczania. Bezpodstawnie się nad tym zastawiam? Nie widzimy symetrii do tego z czym mieliśmy i mamy do czynienia – gdy oficjalna wersja tragicznego zdarzenia była ogłoszona jako pewna natychmiast po nim? Katedra jeszcze płonęła a już podawano pewnik – wykluczenie podpalenia. Przy tej skali gwałtowności i rozległości źródła tej pożogi i wobec wcześniejszych licznych podpaleń w całej Francji – skąd ta pewność? Czy i tam lewactwo nie będzie odpędzało od siebie ewentualnej odpowiedzialności?
Co dalej można zobaczyć w świetle owego pożaru.
Zauważmy. Nikły procent jawnie praktykujących (pojęcie u nas w tej skali jeszcze nieznane), strach księży, wyklęte krzyże, nawet dyskryminacja w modlitwie (to co wolno muzułmaninowi już nie wolno niby odwiecznemu gospodarzowi tej ziemi chrześcijaninowi) – to Ich codzienność. Przekreślone do dna dziedzictwo kulturowe. Zupełnie na marginesie - sam ten stan rzeczy ujawnia też przy okazji, jaką hipokryzją jest, że przy tej skali dyskryminacji i takim ustroju, w którym brakuje swobody dla wyznawania wiary, owo Państwo śmie w ogóle zabierać się za pouczanie w sprawie praworządności, a władcom UE nie przeszkadza stan praworządności (cokolwiek to oznacza) w tym kraju. Gdyby nie ten pożar – takie informacje, nadal byłby skryte, wiadome niektórym i traktowane jako izolowane od siebie.
A tu takie coś wyszło bokiem, przy okazji jako informacja dodatkowa.
Wróćmy do informacji zasadniczych. Nie sposób nie zauważyć uważam bardzo już ważnej sprawy. Oto, w tej Francji, w której krzyż, znaki wiary, publiczne jej demonstrowanie jest przekraczaniem prawa - ludzie – katolicy - przestali się bać terroru poprawności i neoideologii. Zupełnie spontaniczne i naturalne zgromadzenie ludzi w jednym miejscu, we wspólnocie śpiewu i modlitwy, publicznie i na kolanach się modlono. Dla nas podobne obrazy są naturalne – u nich to przestępstwo. Formalnie, Policja miała prawo to zgromadzenie rozpędzić pałami. Nie odważono się. Oto nastąpiło ujawnienie wiary i z drugiej strony - strachu rządzących. Jakby Ich ktoś pokropił wodą święconą. Ci, którzy nie boją się od miesięcy pałować protestujących w kamizelkach, tu najwyraźniej zobaczyli już ścianę. Ktoś może zauważy w końcu, że wiara jest ostoją walki o godność, o prawdę i o prawa człowieka. Ową spontaniczną reakcję trzeba uznać za wielkie świadectwo i doświadczenie na podobieństwo tego, którego my, Polacy, doznaliśmy po wyborze Karola Wojtyły na Biskupa Rzymu, w I wszej – Solidarności i w I-wszej wizycie Ojca Świętego. My wtedy się policzyliśmy i przestaliśmy się bać ówczesnej poprawności politycznej. Nastąpiło przełamanie strachu przed jej okowami. To tamta władza zobaczyła kruchość swej siły. Co prawda w obecnych warunkach nie na tyle ci ludzie się jeszcze odważyli, by do ręki brać Krzyż – ale taki mały, prywatny, trzymany na piersiach, ten z różańca – pojawił się. Swoją drogą dużego mogli nawet nie mieć pod ręką.
Wobec tych obrazów – my z kolei doceńmy to, co jeszcze mamy oraz zauważmy, że nie jest to sytuacja dana nam jako pewna i stała. Mówił to nam św. Jan Paweł II, a my wolimy pamiętać kremówki. Tam przecież kiedyś, małymi krokami, wierzący w Boga zostali zepchnięci na margines. Niegdyś wytłumaczono społeczeństwu, że wiara to wstecznictwo i zaścianek. Wierzący popadli w dyskryminację i to w społeczeństwie mającym tolerancję i prawa człowieka teoretycznie na sztandarach. Wniosek dla nas jest oczywisty. Nie zaniedbujmy ostrej i zasadniczej obrony tych resztek naszych – już przecież niedoskonałych, swobód wiary. Wbrew opowieściom, jakoby czarni rządzą czy, że są prawie mafią rozpasania uciech wszelakich. Nie brońmy Ich wad rzecz jasna, a brońmy Ich statusu i jako ludzi. To Francuzi niegdyś – chyba sobie odpuścili ową obronę, może nawet przez – być może tylko - dążenie do świętego spokoju i w posłuszeństwie temu co dziś się nazywa (patent red Ziemkiewicza) LGBT - kuku . Wiara jednak wymaga świadectwa i działania, a nie gwarantuje nicnierobienia.. Choć kaleka u nas ta wolność wiary i własnych wypowiedzi, ale jeszcze jakaś jest. Mimo co najmniej szokujących wyroków w sprawach, gdy to bezkarnie leją się kubły pomyj na wierzących, na kler, na świętości - jednak jakąś tam wolność w tym względzie mamy i jest co jeszcze ratować i zachować. Francuzi muszą chyba odbudowywać. Jeszcze nie zostaliśmy jak kierdel wypędzon w podziemie. Warto mimo wszystko walczyć nie tylko z wręcz aberracyjnymi wyrokami, które są oczywiście wydawane pod pięknymi hasłami, ale i z działalnością antychrześcijańską i to często uprawianą za nasze pieniądze. Działa leninowska zasada, że burżuje sami przyniosą sznur, na którym się ich powywiesza. Konkrety? Jak można na przykład dotować teatr, który pod nazwą „sztuka” twierdząc, iż jest mowa o działaniach artystycznych, uprawia i propaguje obscenię, obrazę uczuć religijnych itp. mimo, iż takowe są wprost zabronione prawem. Ponoć wszyscy są równi wobec prawa. Może są równiejsi. Niby racja– lecz władzę takiej choćby Warszawy ktoś wybrał lub pozwolił na wybranie pozostaniem w domu, Nie trafia jeszcze? Uczyć się widać trzeba na sytuacji wiernych we Francji. Za obronę życia poczętego już u nas można mieć kłopoty, a za pochwalenie się aborcją bo za ciasne mieszkanie – ma się chwałę i akceptację tłuszczy. U nas też już Krzyż ponoć narusza świeckość państwa. Może by w końcu powiedzieć głośno, że tak zwana świeckość nie jest wcale neutralnością, gdyż wprost oznacza promowanie wiary w nieistnienie Pana Boga. To też wiara. Czym jest i na jakim doświadczeniu się opiera pojęcie światopoglądu naukowego? Nauka to doświadczenie i wiedza A zarówno pogląd, że Pan Bóg istnieje tak jak i pogląd, że Go nie ma – nie opierają się na doświadczeniu tylko na wierze. W tym rozumieniu tzw państwo świeckie jest państwem, w którym wprost obowiązuje wiara w nieistnienie Pana Boga – jest więc państwem teokratycznym na swa modłę owej wiary. Neutralność – to swoboda okazywania, demonstrowania swej wiary, potrzeb, osądów. Czy z tej tragedii kultury Francuskiej i światowej nie warto wyciągnąć i takie praktyczne nauki dla nas. My jesteśmy jak widać jeszcze przed a nie po – przewróceniu realnej demokracji i praworządności
Nie wolno na takie zjawiska jak te tu pokazane, patrzeć już dziś z pobłażliwością. Po Fracuzach widzimy, że do niczego dobrego nie prowadzi pobłażliwość, fałszywie rozumiana tolerancja, uznawanie za autorytety pseudonaukowców wyprowadzających z powagą swych tytułów (ktoś im je nadał – to jest też problem), że np. Polak może do najwyżej posiąść umiejętność czytania nagłówków, oglądania seriali i liczenia do iluś tam = bo do niczego innego jak do łopaty się nie nadaje. W stosunku do tych problemów już mamy używaną polityczną poprawność - jako przymus akceptacji. W tym lewackim wykonaniu tolerancja w drugą stronę nie działa stanowiąc tylko technikę zdobywania pola dla skuteczności swej propagandy.
Agresja kulturowa to są armaty. Armat się nie lekceważy.
Następne co zobaczyliśmy w akcji na tle płonącej Katedry – to Prezydenta Macron’a. Tego samego, który na ewentualne prace konserwatorskie dawał kroplówki. Dziś wypowiadającego się do kamer z wielką troską i deklaracjami chęci szybkiej odbudowy Pytanie jakiej – to wbrew pozorom wcale nie ma znów takiej proste jak by się wydawało w oczywistej odpowiedzi. Dla nas – odtworzenie byłoby odtworzeniem tego co było, tak jakby 1:1, lecz czy w warunkach Francuskich nie są możliwe i inne pomysły? Trzeba wyraźnie widzieć i brać pod uwagę – co ćwiczymy i u nas, iż oto nagle - bies ubiera się w komżę i na Mszę dzwoni.
Rozważenie tych spraw - to wielkie zadanie dla tamtych katolików i okazja dla pobudzenia powrotu świadomości znaczenia takich rzeczy jak symbolika, miejsca, patronat i konsekwencje faktu przejęcia Katedry przez Państwo. Już dziś na przykład znamy dysproporcję pomiędzy obecnymi deklaracjami Prezydenta Macron’a oraz zerową – bo to już wiadomo dodatkową dotacją Państwa Francuskiego, którego Katedra formalnie jest własnością a – zebraną w ciągu tych dosłownie dni wielkością społecznej zbiórki środków dziś osiągającej już miliard Euro. Co to? Społeczność międzynarodowa na dotować Państwo Francuskie? Jak temu Katedra jest tylko potrzebna jak kwiatek do kożucha – nich Katedrę odda wspólnocie katolików a ta, mając w ręku takie pieniądze ze zbiórki, da sobie radę a późniejszy dochód z turystyki przestanie ginąć w czeluściach finansów tych którzy wiary jakoś nie lubią. Do tej pory lubili tylko dochód z Katedry. Zdaję sobie sprawę, iż poruszam sferę relacji w obrębie Państwa Francuskiego i nic mi do tego, niemniej to co napisałem, chyba dobitnie prezentuje sam problem. Katedra Notre Dame – jest dziedzictwem kulturowym Francji i Świata a obojętność państwa – właściciela dziedzictwa światowego - wobec traktowania – nie tylko takiej perły nie powinna być akceptowana. Zawsze prymat ideofiksacji nad wartościami te niszczy. Już Starożytny Rzym to znał. Co Cesarz to leciały pomniki. Zobaczmy i na nasze potrzeby i tak przy okazji co oznacza i jaką ma wartość nieraz wykazywana „troska o Kościół” ze strony tych, którzy by tak naprawdę chętnie utopili by go w łyżce wody. I też tacy by chcieli pozbawienia dotacji państwowych obiektów sakralnych o wielkiej wartości historycznej i artystycznej.
Do rangi znaku urasta ocalenie z tej pożogi najważniejszych – jak słyszymy relikwii, obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Można powiedzieć – czego tu się doszukiwać. Uznać w końcu i przyjąć do wiadomości trzeba, że otrzymujemy takie znaki. Plac przed Katedrą ma patronat św Jana Pawła II – i nie patrzmy na to tylko z naszej, polskiej perspektywy, choć ta jest nam miła. I Matka Boska Częstochowska i św. Jan Paweł II mają wymiar ogólnoświatowy. To właśnie stawia problem do przerobienia, który wynika z tego znaku. Wszyscy, wraz z Francuzami, a nie Macronem i postępowcami jego pokroju przerobić. To zadanie wyjścia chrześcijan z zawstydzenia w morzu panowania wiary w nieistnienie Pana Boga – mającej już rangę religii państwowej. Mamy znak koniczności rozpoczęcia odzyskiwania wiary w Boga jako czegoś co nie może być dyskryminowane i spychane poza nawias życia społecznego. Mamy jako osoby wierzące uświadamiać wyborcom – że w tej sferze nie można być obojętnym a władza nawet wroga. Ta nie ma prawa wyjmować spod swojego zainteresowania jakiejś części społeczności i czynić tego z przyczyn czysto doktrynalnych promując wiarę w nieistnienie Pana Boga, dyskryminując pogląd że Pan Bó jest. Mówmy o nowym rodzaju totalitaryzmu szkodliwego społecznie. Bo strata dobra kulturowego i tradycji sięgającej 800 lat nie dotyczy tylko wierzących. Innymi słowy z niewątpliwej tragedii dla kultury można wyciągnąć coś dobrego i budującego.
Skala konsolidacji odruchów dobroci i to społeczności międzynarodowej – też musi dać do myślenia władzom zaślepionym poglądem o postępie opartym na kulturze posiadania i konsumpcji.
Ta nie znajduje niczego konstruktywnego w stracie materialnej a takową można jak widać pokazywać. Strata ogromna, lecz może być tak, że z niej wykiełkuje coś nowego i dobrego.
I na koniec.
My też swego czasu otrzymaliśmy znaki – lecz czy je zauważyliśmy i wykorzystaliśmy? Mam bardzo ograniczoną nadzieję.