Świadectwa tego co się działo w szpitalu Szczecińskim pod rządami obecnego Pana Marszałka Senatu obok pytań czysto politycznych stawiają jeszcze inny a ogólny problem. I to nad nim chciałbym się zatrzymać – gdyż jak sądzę jest on kluczowy dla czystości życia społecznego – nie tylko politycznego a też dla samej sprawy Marszałka.
Trzeba przyznać, że do rzadkości należy, by w sytuacjach korupcyjnych, dotyczących mobbingu lub molestowania nie było stanu słowo – przeciw słowu. Wszak są to w zdecydowanej większości sytuacje mające miejsce w czterech ścianach, bez świadków.

Z jednej strony mamy milczenie ofiar - czasem wstydliwe, czasem wynikające z przekonania o niemożliwości wykazania prawdy – a z drugiej - całkiem realną możliwość cynicznego użycia zarzutu w celach szantażu, zemsty, wyłudzenia dowolnej korzyści itp. Wiara w nieomylność działań Prokuratury i Sądów powinna być tu wsparta przekonującymi dowodami co jest trudne. I dla samej natury tych przestępstw i dla naturalnej często konieczności zachowania szacunku dla dobra poszkodowanych. Opinia publiczna ma więc ograniczony dostęp do rzeczowej informacji. Dzisiejsze środki techniczne pozwalają nawet na udokumentowanie jednostkowych zdarzeń lecz i taki zapis z kilku powodów – procesowo może być podważany i wcale i nie zawsze jest uznawany. Nawet – i tak bywa - to przedkładający takie dowody napotykają zarzut, że materiał został pozyskany nielegalnie i sam staje w pozycji oskarżonego. Chyba też uprawniona jest rezerwa do relacji poszkodowanej osoby po dziesięcioleciach od zdarzenia. Jej brak stwarza łatwość dokonania linczu na osobie niewinnej. Jak ta ma po dziesięcioleciach udowodnić, ze zarzut jest wyssany z palca. Należałoby się tu odnieść do przypadków oskarżania osób duchownych o molestowanie, zwłaszcza, że wysyp tego rodzaju relacji nastąpił koincydentnie z akcją ataku na kościół, wiarę i system wartości zwanym dla jego zdeprecjonowania – średniowiecznym, wstecznym, niepostępowym. Wyraźnie podkreślę – nie podważam tego, że relacje o których tu mowa mogą polegać na prawdzie, wskazuję tylko na obustronną trudność w wykazaniu rzeczywistego stanu rzeczy. Jaką bowiem szansę ma osoba posądzona – wręcz oskarżona i z drugiej strony poszkodowana – by wykazać prawdziwość swych słów?
W konkretnym przypadku pana prof. Tomasza Grodzkiego mamy do czynienia z sytuacją, w której wiele osób potwierdza stan rzeczy. I wbrew temu co głosi Pan Marszałek porównujący się skromnie do męki bł. Ks Jerzego Popiełuszki - nie są to osoby anonimowe, a składające zeznania w prokuraturze pod przysięgą i po ujawnieniu tożsamości. To, że pan Grodzki tych nazwisk nie zna jest zrozumiałe i wystawia też świadectwo doświadczeń tych osób z kontaktów z panem – wtedy doktorem itd. Najwyraźniej do czasu procesu osoby te nie zezwoliły na ujawnianie swej tożsamości wiedząc, że może nastąpić ich starcie z rodzajem mafii korupcyjnej postawionej dziś w stan zagrożenia. Mowa jest przecież o systemie, o naganiaczach. Ta możliwość zwiększa więc prawdopodobieństwo, że informacje o procederze korupcyjny polegają na prawdzie. Człowiek przeciw grupie. Jedna Pani Profesor nie tylko zaświadczyła, ale i nie ukryła swej tożsamości W moim przekonaniu – sytuację komplikują nie tylko pozycja Pana Profesora – jak i prawo Neumana – tak je nazwijmy oraz to, że skrótowo ujmując cała opozycja nierozważnym wskazaniem i przeforsowaniem tego konkretnego człowieka na takie stanowisko, stała się jego zakładnikiem. W końcu wymiana Marszałka – to wybór, a ten oznacza ryzyko utraty obsady stanowiska. Razem - prawo Platformy mówiące o obronie swojego do dna i w zaparte, plus klincz, tworzą burzę polityczną i utrudniają dojście do prawdy. Widać więc z zachowania zainteresowanego i jego otoczenia politycznego że mają się czego obawiać. Wyczyny z prywatną bo niekonstytucyjną zabawą w politykę zagraniczną i medialną – tylko dodają – coś tu jest na rzeczy. Mówię o wrażeniu jakie musi odnieść każdy myślący człek. Lecz o pewności być nie może.
Nawet Sąd nie pomoże, bo Pan Marszałek ma immunitet i na to liczą chcący utopić sprawę korupcyjną w niebycie i twierdzeniach że to jest czystej wody atak polityczny. Jednak każda kadencja się kiedyś kończy a nie sądzę by aktualne otoczenie polityczne pana Marszalka chciało nadal mieć tego guza na głowie.
Dodajmy do tego sytuację w Sądach – gdy to Sędzia nie dopuszcza do obrony pozwanego – a to autentyk z procesu wytoczonego red. T, Sakiewiczowi przez dwóch dziennikarzy najwyraźniej miłych sercu bezstronnego Sędziego To jak ja – szary obywatel miałbym dawać wiarę w wyrok Sądu w sprawie mającej tak polityczne zabarwienie i to przy jawnej już nieobojętności politycznej Sędziów?.
Jak więc i na czym mam jako obywatel opierać nadzieję na rzetelność polityków, Sądu, Państwa. Tymczasem to w rękach samego, tak dumnie się odnoszącego ze swą godnością Pana Marszałka, leży wyjaśnienie tej konkretnej sprawy. Pomijam, że ten sam przyznał przyjęcie opłaty – tyle że w gabinecie prywatnym – o czym sam powiedział, wziąłem za to co potem robiłem jako zatrudniony w szpitalu. W takim razie musi się zapytać - czy jest ważne gdzie owa korzyść została wręczona? Czy na ulicy czy w prywatnym gabinecie czy w nocy o północy czy na cmentarzu czy w autobusie?>Jednemu przecież nawet koperta wpadła na skrzyżowaniu przez otwarte okno samochodu i już nie ma dyskusji czy wziął.
Innymi słowy - wystarczyłoby pokazanie dokumentów Fundacji a na nich powinny być wpisy. W podobnej sytuacji pan Owsiak Sądowi pokazał figę i o ile wiem żadnych papierów nie pokazał. Czy pan Marszałek pokaże cokolwiek więcej niż nagranie oświadczenia ex ubeka, donosiciela na własną żonę stawiane przeciw wielu zeznającym pod przysięgą?
Akcja polityczna?
Jednak wróćmy do ogólniejszego problemu wiarygodności oskarżeń o łapówki molestowanie czy mobbing.
Krakowski przypadek dyrektora teatru czy wiele lat temu zajmująca krakówek sprawa znanego aktora oskarżonego – przez żonę zresztą o pedofilię to w swej istocie mechaniki podobne sprawy . W tym drugim przypadku Sąd dał wiarę a jak się skończy pierwszy – nie wiemy. Zakładając że oskarżenia polegają na prawdzie – to jaki materiał jest w stanie przekonać Sąd o prawdziwości posądzeń?. Sąd jest zawsze skazany na proces poszlakowy a ten niepomiernie zwiększa ryzyko błędu. I na odwrót – czy łajdactwo ma uchodzić płazem – bo jest trudne do wykazania?
Oddzielną sprawą jest rozstrzyganie – łapówka czy wdzięczność, molestowanie czy umizgi, mobbing czy próba wprowadzenia dyscypliny pracy. To są pytania kluczowe. Wyobraźmy sobie sytuację, że każdą okoliczność relacji męsko-damskich należałoby dokumentować formalnie, każdy wyraz ludzkiej wdzięczności, objaw zadowolenia z jakości pracy lekarza i jego umiejętności – byłby przestępstwem, a wymóg szefa by podwładny w końcu nauczył się dobrze wykonywać pracę i przestrzegał dyscyplinę – byłby mobbingiem. Dom wariatów bez jakiegoś normalnego układu stosunków, kompletnie dysfunkcjonalny – stałby się normą. Zauważmy, że idąc dalej tą myślą – dziś poprawnością i utratą odwołania się do Dekalogu, pod dobrymi hasłami, którym nie da się zaprzeczyć, zostały narzucone w swej istocie szkodliwe narzędzia działań nieuczciwych, szantażu, wymuszenia, niemożliwość okazania ludzkich odruchów, które są naturalne w życiu codziennym i moszczenia dogodnych warunków dla obiboków i kanciarzy, szantażystów – do woli.
Można szukać rozwiązań, lecz czy w tych sprawach relacji między ludźmi przepis może być skuteczny? Może sposób organizacji byłby jakoś pomocny W przypadku lekarzy, środkiem zaradczym mogłaby być np. albo rezygnacja pacjenta z usług takiego lekarza – albo pełne sprywatyzowanie służby zdrowia. Ten drugi wariant wydaje się być bardziej realistyczny w tym sensie, że pacjent miałby gwarantowaną płatność ze swego konta ubezpieczeniowego. Łatwo jednak sobie wyobrazić, że jest to też mało życiowy postulat.
Widzimy, ze żaden system nie jest w stanie zastąpić istnienia jasnego wzorca co jest etyczne co nie. Po prostu. Wszelkie zabiegi administracyjne nie będą leczyć systemu a tylko ścigać jednostkowo ujawniane sprawki. Nic nie zastąpi posiadania w mózgu prawości, przyjętej zasady, wzorca, Tyle, że w dzisiejszych czasach – taki wzorzec to zaprzeczenie dowolności przyjęcia norm etycznych – a to proponuje, wręcz narzuca - tak zwana nowoczesność kulturowa. W tym miejscu mamy jasno pokazane jak głęboką rację ma nasz Arcybiskup Marek Jędraszewski – mówiąc to tylko i aż to, co od zawsze mówi nauczanie Kościoła. Takie pojęcia jak zło, dobro, rodzina, wierność, zdrada – są w tym nauczaniu jasno określone i mają swoje wzory jak wzorzec metra pod Paryżem, Każdy kto robił coś niegodnego nie miał wątpliwości, że odchodzi od wzoru, postępuje niegodnie. A dziś? Złodziej może być zaradny, zło może być w zasadzie dobrem, rodzina – może być równie dobrze rodzajem układu zaspakajającym tylko osobiste preferencje bez zobowiązań wobec otoczenia, wspólnoty i przyszłości.
I tu dochodzimy do punktu, w którym możemy zrozumieć (nie znaczy zaakceptować) dlaczego Pan Marszałek tak się zachowuje. Popatrzmy na Jego drogę zawodową. Matura 1977, studia 1983 – doktorat 1991 –habilitacja – 2003 – profesura – 2010 . Normalne, wręcz nawet wolne tempo przechodzenia przez szczeble – ale w jakim środowisku? Co i jak Go formowało – to zobaczmy. O jakim środowisku i o jakich warunkach mówimy. Popatrzmy – nie odnosząc tego tylko i wyłącznie do sytuacji lokalnej Nie – to tak jest. Ogólnie i systemowo, po kolejnych obrotach pokoleniowych, to środowisko powoli zapominało o takich rzeczach jak obowiązek dochodzenia do prawdy i jej głoszenia, konieczność przestrzegania zasad etyki zawodu. Proces zmiany w umysłach trwał od czasów powojennych – zaczynając od ingerencji komuny w naturalny i odwieczny proces promowania i zarządzania (w tym finansowania) nauką, Zaczął się on administracyjnym a więc i politycznym uzależnieniem nauki. Zastosowano ręczne sterowanie nauką co zmieniło zasady w nauce. Niezależność? Tylko poprawność i to w każdej płaszczyźnie gwarantowała sukces w karierze formalnej. I tak jest. W przypadku tego naukowca mamy sytuację wejścia w życie dorosłe – gdy następował przełom od fikcji soc do fikcji o nazwie skuteczność rynkowa. Początek drogi naukowej to czas przełomu politycznego, ale też i zapewne ciężkiej pracy młodego naukowca na kilku frontach. Potem wejście w system, w którym naukowcy i naukawcy muszą żyć w symbiozie Tu wyjaśnienie – naukowiec to człowiek pytający i szukający odpowiedzi, naukawiec – (to określenie prof. Mazura z roku jeszcze 1970 tego!) to człowiek z tytułem ale urządzający sobie wygodne życie pod hasłem nauka, umiejący poruszać się w strukturach administracyjnych, umiejący wypełniać i rozliczać kolejne – dziś się to nazywa – granty. Lata pełnego panowania koncepcji organizacji życia społecznego poprzez tzw. wolny rynek wolną amerykankę w działaniu i nadal „załatwiania” wszystkiego. I tak powstał mix – naukowca z naukawcem.
Być zaradnym – to klucz sukcesu, Być skutecznym to być zauważonym. Stąd potrzeba wejścia w dobre kontakty z administracją – czyli polityka
To, co my tu sobie nazywamy łapówkarstwem może być z tej perspektywy widziane jako zaradność. Środowisko już dawno zapomniało co to takiego fair play, realny wymiar przysięgi Hipokratesa a triada Bóg Honor Ojczyzna w dzisiejszym świecie wydaje się być naiwnością.
Tak ukształtowany choć na pewno bardzo kompetentny zawodowo lekarz – którego – tak go środowisko wyszkoliło – już wie, ze bycie zaradnym i w dobrym układzie politycznym to „koniczność”– Po przyjęciu tych zasad, człowiek osiąga w końcu jakąś samodzielność pod warunkiem wpisania się w strukturę władzy Postać naukowca łamane przez naukawiec staje się naturalnym garniturem. W polityce – Senator – to już pozycja poważna – ale nadal w grupie. Jednak naukawiec – wiszący u klamki to tylko znajomość sposobów a nie koniecznie znajomość mechanizmów i twardych zasad polityki. A polityka to nie to samo co nauka. Można zapomnieć o praktyce, tak niewłaściwego z punktu widzenia sukcesu w każdym wymiarze, życia naukowca. Reguły działania naukawca znają ludzie nawet niezbyt dobrze wykształceni zawodowo ale z wielką praktyką w grze w nazwijmy to – salonowca polityczno- towarzyskiego. Uczymy się tej gry w tym zespole. Wszyscy to dziś potwierdzają – miły kontaktowy – zwyczajny Senator. Był.
I następuje przełom. Tak jak otwarcie butelki szampana. Duszone zewnętrznymi układami ego – dochodzi do prostego wniosku – to teraz ja jestem tym decydentem, mam lejce. A, że braki w znajomości reguł w polityce owocują dziwnymi ruchami i strzałami do własnej bramki, tego już nadymany balon pozyskania pozycji – nie jest w stanie widzieć. Stąd to podkreślanie – trzecia Osoba, własne media, własna polityka zagraniczna – Konstytucja? To ja tu jestem prawem, konstytucją i Senatem. Wszak Pan profesor już nie wie nawet ile lat jest profesorem, bo w Jego odczuciu jest nim od zawsze, nie łapie, że Marszałek to nie cały Senat Do tego dochodzi ciężki a częsty przypadek choroby nauczycielsko - profesorskiej polegającej na uogólnieniu swych obiektywnie wysokich kompetencji w jednej dziedzinie zawodowej, na wszechwiedzę. To też niepomiernie pompuje balon. W sumie nawet nie ma świadomości czym skutkuje to, co robi.
No i mamy wszyscy problem – i to nie tylko polityczny, gdyż nieodpowiedzialne ruchy znaczącego człowieka kosztują losy wielu. Niestety – przychodzi tu nieodparcie porównanie do rujnowania Państwa w XVIII w – gdy to też polityka zagraniczna była anektowana przez wielu, a na kakafonii – trzech mogło i koniecznie chciało, skorzystać. Najwięcej zagarnęła Rosja – stare porachunki. Dziś mamy traumę roku 1920 i mamy Putina. Już zaczął podgryzanie bo doszedł do wniosku, ze jest okazja, słaby moment.
Już wiemy dlaczego po reformie Sądownictwa – realna reforma nauki jest niezbędna? Nie mówię o reformie sięgającej roszad i liczenia punktów oraz traktowania nauki jak fabryki, a o reformie zawracającej naukę na ścieżkę jej faktycznej niezależności w dążeniu do prawdy i odpowiedzialnego tworzenia elity intelektualnej i moralnej, Tak – bo to kryterium w nauce jest szczególnie ważne i wpływa na wyniki pracy. I na mózg. Koniec końców – w tej dziedzinie to naukowiec sam się programuje w kierunkach badań a naukawiec jest pasożytem tyle ze powołanym do życia przez onegdajszą reorganizację nauki i nadal ma swą funkcję i ma się dobrze. Niestety dwa w jednym – jest dobre ale tylko w proszku do prania. Albo w szamponie.
To co napisałem nie tłumaczy oczywiście zachowań Pana Marszałka a pozwala tylko może je zrozumieć. A skąd aplauz fanów? Widać myślą - ten kraj – tak jak myśleli kiedyś targowiczanie, będzie w końcu tylko nasz. No i głupio wtedy wyszło, aż na 120 lat. Ale dzisiejsze nauczanie o tym nie mówi a system wartości podpowiada – róbta co chceta. To i robią.
Sądzę że próba zrozumienia istoty sytuacji – ekstremalnie już groźnej dla nas wszystkich nie tylko pisiorów też ma swą wartość na przyszłość.