Zapewne niewielu osobom mówi coś imię i nazwisko Anna Machalica. Jednak imię to i nazwisko połączone wraz z pamięcią o Jej mężu –Zbigniewie, pozostaną dla mnie znaczące. Mówię w czasie przeszłym jako, że parę lat wcześniej odszedł Pan Piotr a teraz pochowaliśmy Jego żonę. Ludzie żyją i umierają. Dlaczegóż więc myślę o tych osobach jako znaczących. Wszak dla mnie były to osoby obce, nieznane też publicznie. Państwo Machalicowie byli jednak –znani dla nieco szerszego a nie medialnie nagłaśnianego kręgu osób.

Tyle, że jest to świat inny od tego rodem z tabloidów nagłaśniany medialnie wieściami z magla i kreowany opiniami autorytetów – a jakże - mianowanych.

Mówimy o ludziach, którzy są warci pamięci sięgającej ponad sentyment. Za to są przykładem i wskazują na konieczną dziś refleksję. On prawnik – do końca swego życia nie pogodzony z bezprawiem prawa, otwarty na udzielanie pomocy i stosujący Dekalog w życiu bez kompromisów mających wyjaśniać jego wybiórcze stosowanie. Bez dzielenia przykazań na życiowe i nieżyciowe. Mało? Dziś – to aż tyle. Świadectwo i podstawa do refleksji na dzisiejsze czasy. Mówimy o regułach życia jakie znajdujemy w ludziach wychowywanych w II Rzeczpospolitej, a którzy uszli z życiem z pogromów sowieckiego i niemieckiego. Pani Anna – rocznik 1924 – ze Stanisławowa– z rodziny lokalnej polskiej elity Ojciec zginął nie w Katyniu tylko w mękach na Sybirze. Z matką pod fałszywą tożsamością przedostała się do Sandomierza, Tam ruch oporu i tajna matura - po wojnie studia - trzy fakultety i tytuły. Nie takie dzisiejszego chowu z testów i trybu rodem z taśmy. Równolegle – turystyka uprawnienia przewodnickie Tatrzańskie i Beskidzkie. Rodzina, wnuki. Wystarczy wyobraźni dostępnej w każdej polskiej rodzinie, dla których wiara, zasady, bezwarunkowe niesienie pomocy, Ojczyzna i Honor, to nie są słowa, dla których można się oszczędzać i które można stopniować. Do końca życia będę pamiętał, podnosił i przekazywał pamięć o tym, i dlatego też piszę ten tekst - jak to ówczesny „Salon” pookrągłostołowych Komitetów Obywatelskich po tzw. przemianach roku 1989, traktował to, co Pan Zbigniew Machalica mówił w swoich wystąpieniach. On wtedy pokazywał co znaczy wręcz młodzieńczy zapal połączony z wiedzą i doświadczeniem. Mówił o rzeczach po imieniu (grzech nr 1) i nie brał pod uwagę – bo o tym nikt nie wiedział –że obowiązuje Magdalenka (grzech nr 2) Nie pozostawiał wątpliwości co do nazywania po imieniu tego, co było widać. A skoro było widać, a Salon – nawet późniejszych rosnących do ważnych pozycji w polityce, nie tylko lokalnej Go wręcz lekceważył a w kuluarach zjadliwie wyśmiewał – to i wtedy dostałem od Niego lekcję kosztów mówienia i bronienia prawdy. Może to tak zauważyłem bo podobnego czegoś doświadczyłem w swej działalności społecznej jeszcze w 1980 r ale to Panu Machalicy zawdzięczam zauważenie, że to jest norma w świecie, w którym sukces polityczny jest ważniejszy niż współdziałanie w grupie i że tej niby normie należy się przeciwstawiać.

Pani Anna – jak sądzę powinna się stać żywym uzmysłowieniem tym wszystkim „wyzwolonym” do aborcji na życzenie i poszukiwania łatwego życia oraz sukcesu (bez definicji co nim jest) w jaką niewolę same się pakują. Niewola – to samotność i faktyczna niemożność działania. Ona życiem pokazała że istotne są rzeczy ważne i ile i jak potrafi zdziałać kobieta wolna od politycznej poprawności, ciesząca się stale i niezmiennie szacunkiem, miłością męża i rodziny za to mająca z nim wspólnotę zainteresowań i zasad. Żyli dzień za dniem – jak wszyscy i Ich przykładu na co dzień się nie zauważało. Normalność jako norma. Sądzę, iż właśnie dla poważnego i do końca dosłownego traktowania zasad dla wiedzy i przekonania, że są rzeczy ważniejsze niż komfort własnego ego - pamięć o tych osobach., o Ich postawach powinna zostać pokazana pokazywana i utrwalona. Nie pomnikowo, na cokole, a jako rodzaj ważnych przykładów, wzorów postaw do refleksji i to nie tylko dla młodego pokolenia – choć dla niego w dużej mierze. I by było jasne – wcale nie uważam że Państwo Machalicowie byli jedyni z podobnego chowu. Takich ludzi dziś zaczyna brakować a Ich niestandardowa normalność nie jest zauważana. A szkoda.

Można powiedzieć gdy umiera ktoś znany – media huczą a tu mówimy o osobach tak by się wydawało zwykłych, że Ich niezwykłość może być dobrym przykładem tego co osiągalne i warte stosowania przez każdego.

Byle mieć własne zdanie oparte o sprawdzony system wartości.

Acha – Salon zwalczał przekaz Państwa Machaliców.

Panu Zbigniewowi przyklejano łatki – a/ oszołoma b/ antysemity

Nie doczekał dziś często używanych epitetów c/ szowinisty lub d/ faszysty, lub co ma dobijać e/ seksisty –a to są pałki uniwersalne, którymi salon wali na odlew na równi z określeniem, że ktoś czy coś jest buractwem. To ostatnie bywa używane co prawda zupełnie bez sensu za to ma jedną podstawową zaletę poniżenia celu ataku bez konieczności prowadzenia wywodu motywującego zasadność sugestii, że to coś o czym się mówi lub ten ktoś o kim się mówi – nie jest po prostu godny uznania. Technika takiego opluskwiania przez Salon zamianowanych medialnie autorytetów jest na tyle uniwersalna że Salon używał ją nawet na potrzeby urabiania opinii publicznej w sprawie katastrofy Smoleńskiej

Pogardliwe profesorek z prowincjonalnego uniwersytetu w odniesieniu do Prof. Biniendy czy wyśmiewanie kompetencji naukowych Prof. J. Rońdy czy dr Nowaczyka używających dydaktycznie przystępnych przykładów dla ilustracji skutków działania praw fizyki w związku z właściwościami materiałów – to właśnie ta metoda, Ten profesorek staje się doradcą Prezydenta USA a pracuje na Uniwersytecie o którego wielkości i osiągnięciach a także budżecie cała Politechnika Warszawska mogłaby tylko pomarzyć. To nic że pęknięcie parówki czy zachowanie się puszki po piwie pod działaniem sił działających od zewnątrz i od wewnątrz – jest dobrym dydaktycznie praktycznym przybliżeniem rzeczywistości którą można przenieść na większe obiekty – nie ma znaczenia. Można tylko przypuścić iż to co pojmuje student nie musi wcale być przyjęte ze zrozumieniem przez polityka a nawet zamianowanego eksperta zespołu badającego problem bez dostępu do obiektu badań i nie używającego narzędzi symulacyjnych i laboratoriów podobnych do tych którymi dysponują ludzie działający wtedy wręcz społecznie.