To temat cyklicznie odgrzewany przez lewaków. Gdy tylko kończy się paliwo do kłótni politycznej lub kończą się argumenty (lub ich nie ma) w jakieś sprawie, a także w perspektywie zbliżających się wyborów, wzburzenie emocji światopoglądowych jest szansą na silną i irracjonalną polaryzację opinii oraz skonsolidowanie twardego lewackiego elektoratu. Efekt jest silniejszy gdy sos w jakim się podaje problem światopoglądowy jest wyprowadzony z pokładów szoku cywilizacyjnego i zanurzony w manipulacji znaczeniem słów, które są używane.
Ostatnio – coraz częściej odgrzewa się problem świeckości państwa – rozumianej czy raczej przedstawianej jako `postulat eliminacji wiary z życia publicznego.

No tak – zbliża się festiwal wyborczy.
Dalsza rozmowa w tej sprawie wymaga więc bezwzględnie odniesienia się do samej istoty nazewnictwa „świeckość” i słów „rozdział Państwa od Kościoła” Umożliwi to sensowna rozmowę – bo przynajmniej będzie wiadomo o czym mówimy.
Świeckość – co to znaczy?
Wierzący, jeśli nie jest osobą konsekrowaną wedle kanonów wiary –też jest osobą świecką. To raz i już z tego można wyprowadzać dwuznaczność i łatwość manipulacji postulatem lewactwa. Słowa lewactwo używam tu nie bez powodów – o tym dalej.
Po drugie - używanie pojęcia świeckości w rozumienia zaprzeczenia istnienia Pana Boga stawia następny problem. Zauważmy, że obydwa poglądy, że Pan Bóg istnieje jak i ten że Pana Boga nie ma – swe korzenie mają w wierze w jedno albo w drugie. Dla obu owe wiary nie mają żadnego pokrycia w dowodach doświadczalnych. To raczej już wierzący w Boga mogą takowe doświadczenia fizykalne przedkładać w postaci zdarzeń określanych jako cuda. Wierzący w nieistnienie Boga mówią wtedy o subiektywnych odczuciach lub o niedostatkach obecnego stanu wiedzy i nauki i to ma wyjaśniać ich stanowisko, iż Pan Bóg jest wytworem niewiedzy i wyobraźni. Stąd swój pogląd nazywają naukowym choć w tym zakresie ani nie ma badań ani doświadczenia – jest tylko ich wiara. Właśnie w nieistnienie Pana Boga. Wręcz cynicznie w swym zacietrzewieniu lub w świadomym pozbawionym jakichkolwiek hamulców kulturowych dla sterowania emocjami ujął to w pewnym programie telewizyjnym opartym, (nie w zamiarze - a w wykonaniu takich właśnie osobników) - jatce telewizyjnej – jeden z lewaków. Powiedział on wprosi – cytuję - można wierzyć w Boga lub w pokemony. Nie mówię tu o poziomie kultury tego człowieka – mówmy o tym, że on już wie jak podlać oliwy do ognia wymiany poglądów – chamstwem i bezczelnością. To socjotechnicznie jest tylko metodą blokowania poważniejszej rozmowy i wzburzenia rozmówców. I faktycznie, publika dała się temu gościowi podpuścić i rozmowa w studio została przekierowana – a on stał się chyba jakimś odważnym w oczach swoich fanów, bo takich pewnie ma.
A wystarczy tylko zauważyć, iż obydwie wiary w to, że Bóg jest jak i ta, że go nie ma, są równoprawne i nie ma powodów by jedna z nich miała się stawać wiarą obowiązującą w życiu publicznym, a druga ma być zeń eliminowana
Samo więc żądanie wprowadzenia świeckości Państwa, w tym ujęciu i obecnym rozumieniu tego określenia – jest po prostu żądaniem zaprowadzenia Państwa wyznaniowego opartego o ową wiarę w nieistnienie Boga. Było by to zresztą wbrew tak przez lewactwo niby bronionej, bo rzekomo łamanej – Konstytucji. Ta mówi o wolności wyznania, a nie o przymusie wyznawania czegokolwiek czy prymacie jakiejś wiary. Proszę zauważyć, że w tym tekście używam słowa – lewactwo – przez co rozumiem ludzi o orientacji politycznej lewicowej a doktrynalnie do ślepoty nienawidzących wiary i kościoła a w naszych warunkach, wprost katolików. Dziś = o tym się zbyt często nie mówi – jednej z najbardziej i fizycznie prześladowanej grupie wyznaniowej. Tak nawiasem mówiąc niech lewak postawi się w sytuacji chrześcijanina dziś na codzień nie mordowanego a zamęczanego na śmierć za wiarę. Czy dotrzymałby Mu kroku i Wiary? Ten stan ducha lewactwo - musi być odróżniany od naturalnego w demokracji współistnienia w społeczeństwie ludzi o przekonaniach lewicowych, nie tylko tolerancyjnych dla innych poglądów, a w tym i wprost wierzących w istnienie Pana Boga. Poglądy lewicowe jako wrażliwość na problemy społeczne i dążenie do równości (co nawiasem mówąc trudno uznać za bezwzględnie dobre), nie muszą przecież automatycznie pociągać odrzucanie Pana Boga i wiary.
I tak dochodzimy do słów – rozdział Kościoła i Państwa. I ten, znów już jest zapisany w prawie i o tym o najwyższej randze. On jest w naszym Państwie faktem.
Należy więc po raz kolejny od czasów, gdy ów zapis był wprowadzany, zapytać w końcu stawiających ten postulat – czy chodzi im o rozdzielność instytucjonalną czy personalną i czy też w zakresie współdziałania.
Jako osoby – obywatele, jesteśmy rozdzielni – wszystkim, każdy jest oddzielną jednostką, nie oznacza to jednak zakazu odzywania się do siebie na ulicy, nawiązywania relacji w sąsiedztwie, troski o wspólne dobro we współdziałaniu. Gdy np. dziecko sąsiada robi sobie krzywdę mam w to nie ingerować? Nie mogę w imię owej rozdzielności nie udzielać lub korzystać z pomocy sąsiedzkiej, z nim współdziałać – wprowadzić stan wzajemnej izolacji itd.? Wspólnie coś budować i dbać o dobrostan materialny i duchowy? Żywy nonsens. Odnosząc to do tak rozumianego rozdziału Państwa i Kościołów – bo nie mówimy przecież tylko o jednym Kościele – Katolickim bo w Polsce jest ich wiele, czy ma nie być współpracy Państwa i Kościoła w zakresie np. ochrony zabytków, kształtowania postaw wspólnotowych i kulturowych? Tak myśląc - duchowni mają być pozbawieni praw obywatelskich i mają mieć formalny zakaz wypowiedzi w każdych wspólnych sprawach, w tym wyrażania swych opinii w zakresie tego, na czym się znają – to znaczy wyrażania ocen moralnych opartych o Dekalog? Ksiądz Prawosławny czy Imam lub Pastor – mają być w tym zakresie wykluczeni społecznie i razem z wiernymi zamknięci w kościołach, cerkwiach, zborach czy meczetach? Zakazy procesji mających tradycje wiekowe – owszem, były – ale to dopiero od czasów Rewolucji przeróżnych i za rządów totalitarnych. Warto zauważyć czym taka totalna nieobecność wykładni moralnych i usuwania fundamentów się kończy. Tylko ślepy nie powtórzy zdania założyciela Unii Europejskiej – Schumanna, że albo Europa będzie chrześcijańska – albo jej nie będzie. Obecne sformułowania dodają do tego jako rzekomo wyraz rozdziału Państwa i Kościoła – zakaz nauczania religii w szkołach. Religia jest dziś przedmiotem nauczania – prowadzonym nie tylko przez konsekrowane osoby ale tez przez osoby świeckie o odpowiednim przygotowaniu merytorycznym. Istotą tej propozycji jest więc w istocie usunięcie z wiedzy i z kształtowania młodzieży problematyki związanej z podstawami kulturowymi naszego Narodu i przedłożeniem jako tej, którą należy się kierować – etyki odwołującej się do Dekalogu. To nie jest wcale tylko zamiar na potrzeby bieżącej gry politycznej. W zasadzie łatwo przewidzieć, podnoszenie tej sprawy nie tylko ze względu na układ polityczny ale też dla generalnie panującego klimatu społecznego – dziś nie rokuje nadziei na realizację postulatów i to tak stawianych. I nie to jest głównym celem. Z takiej zadymy żonglerki argumentami, półprawdami i kłamstwami oraz chwytliwie brzmiącymi hasłami – zawsze zwłaszcza w umysłach wyćwiczonych mediami typu antychrześcijańskiego – coś się przesączy. I się odkłada. Dalekosiężnym zamiarem jest uzyskanie w następnych obrotach pokoleniowych społeczeństwa pozbawionego pamięci o podstawach kulturowych nie mającego pojęcia o ciągłości historycznej i kulturowej oraz patriotycznej – innym słowy – rodzaju bezwolnej i podatnej na manipulacje medialne pulpy społecznej, Ta jest w swej części już dziś - spolegliwa przy kasie w supermarketach i przy urnach wyborczych. Mówimy więc o planach zapanowania nad kasą i o posiadaniu władzy. Od czasu do czasu wrzucany też jest temat opodatkowania. Ależ księża katecheci jako zatrudnieni na etatach nauczycielskich są opodatkowani. Inne dochody to sprawa wspólnot a na końcu tych żądań jest – zdajmy sobie sprawę – kontrola fiskalna czegoś co jest w ramach mojej wolności – nie powinno poddawać się kontroli a także przejęcie przez instytucje koncesjonowane działalności charytatywnej, Raz – że na ile i komu i dlaczego pomagam – Państwa nie może obchodzić tak jak nie obchodzi go to czy zarobione pieniądze wydam na ubrania dla siebie czy moich dzieci czy nieznajomego A po drugie w takim razie porównajmy koszty i efekty działalności Caritasu (choć to nie jest jedyny kanał pomocowy Kościoła) i dowolnej innej koncesjonowanej a systemowo obsługiwanej instytucji też charytatywnej, O Owsiaku lepiej w tym kontekście lepiej nie mówić – a nikt tego by lepiej nie zrobił niż Pan Hartman w swych dwóch ostatnio opublikowanych tekstach co prawda tylko w Internecie (05 i 06. 01.19 S24 „Ikona w owsem, czy sianem..”.i „Czyżby mi się upiekło?” ) a piszę to mimo dalekiego dystansu do Osoby Pana Hartmana. Ale jak mówi przekonywująco – dlaczego nie przyznać Mu racji?
Widząc to musimy sobie zadać sprawę, że ta dzisiaj wzbudzana dyskusja obok funkcji podsuwania tematów zastępczych ma o wiele szersze tło – i nie wolno wobec tych zamiarów przechodzić bez i to możliwie spokojnych a zasadniczych reakcji.
Rozdział osobowy osób wierzących – a to Ci tworzą cały Kościół – od Państwa, jest jak widać nonsensem i zamiarem wprowadzenia segregacji czy dyskryminacji. W państwie żyją osoby wyznające obie wiary zasadnicze – tą, że Bóg jest i tą, że Go nie ma. Wprowadzenie dla jednej z tych grup zakazu uczestniczenia w życiu społecznym – jest wprost zamiarem dyskryminacyjnym.
Zauważmy tez, że o ile osoby konsekrowane nie korzystają dziś na przykład z biernego prawa wyborczego, to nie dlatego by był w tej sprawie formalny zakaz. To jest raczej Ich wybór wynikający z tego, że mają – mówiąc językiem dzisiejszych polityków – nałożone sakrą – obowiązki sięgające ponad kadencję a których wypełnianie technicznie by kolidowały z obowiązkami Posła Radnego, mówiąc krótko – polityka – agitatora. Nie odbiera to tym osobom, jak każdemu, prawa a nawet obowiązku do wyrażania opinii pozostających w zgodzie z nauczaniem Kościoła. I tak, gdy ksiądz powie – nie popieram pana X – bo jest zwolennikiem wprowadzenie swobodnego prawa do aborcji, czy dlatego, że łamie kolejne przykazania – zwolennicy wyzwolenia ludzi z zasad na rzecz zniewolenia dowolnością podnoszą larum – ksiądz wtrąca się do polityki. A co? Ma nic mówić? Nie reagować? Reakcja jest Jego obowiązkiem z racji roli społecznej jaką pełni. Chodzi o cenzurę i zapis na niewygodne wypowiedzi Przećwiczył to bł, ks Jerzy Popiełuszko. Wściekłość bezpieki wzbudzały i treści i to że nie mówił o polityce jako takiej i nie można było się tu do niczego przyczepić. Dziś lewactwo – zachowuje się jak bies pokropiony święconą wodą.
Z kolei rozdział instytucjonalny Kościoła od Państwa nie tylko jest już zapisany w prawie ale też jest faktem. Powiązanie instytucjonalne miało na przykład w carskiej Rosji gdy Car był równocześnie zwierzchnikiem Kościoła a elementy tego myślenia mamy nawet dziś w Federacji gdy to maluje się ikony Putina i tenże ma problem z autokefalią Kościoła Prawosławnego. Podobnie w krajach wschodu w których prawo Koraniczne jest prawem państwowym a duchowni są strukturalnie włączeni we władze Państwa. Najświeższy przykład – dziewczyny która – zdaniem wyznawców Islamu – złamała prawo Koranu a jest ścigana przez organy władzy państwowej – jest też przykładem na powiązanie Kościoła z Państwem. U nas nie ma takiej możliwości by ktoś kto złamał prawo kościelne był ścigany przez władze cywilne. Rozwodem – łamie się prawo kościelne – lecz ma to konsekwencje tylko i wyłącznie na gruncie tegoż prawa – czyli w dziedzinie obrządku, sakramentów ale za kratki można trafić jak się już uprzeć (choć takiego przypadku niestety nie było) za przekroczenie prawa karnego obrazą uczuć religijnych. Nawet w tym zakresie nasze prawo jest martwe – a znaczna część tzw kabareciarzy czy osób mianujących się artystami powinna być pod tym kątem osądzana. Chowają się za wolnością wypowiedzi tyle że ta jakoś działa tylko jednostronnie.
Czy to dobrze? Raczej nie. Co prawda nie powoduje tego o co lewactwu chodzi – czyli wojenki światopoglądowej lecz z drugiej strony zachęca do łamania prawa – podkreślam – cywilnego i czynnej dyskryminacji ludzi wierzących w istnienie Pana Boga.

Tak więc myślę, że dobrze byłoby się zastanowić nad intencjami stawiania postulatu tytułowanego rozdziałem Kościoła od Państwa. Gdy to się robi dziś, w naszych warunkach, w zrozumieniu tego co jest podstawą spójności i ciągłości naszego Narodu i Państwa przez stulecia, to ocena może być jedna. Nie o rozdział u chodzi. Chodzi o interesy w wielu wymiarach.
To jak mam nadzieję – wykazałem.