W czasie trwania krótkiej i intensywnej kampanii do tak ważnych jak te zbliżające się wyborów – grzechem zaniechania byłoby nie zareagować na tekst zacytowany w www.krakowska.biz (podpisany jako Jecek Kamiński) za Salonem 24 „Strach przed Pawłem Kukizem”. Jest dość oczywistą rzeczą, że obecna kampania w wykonaniu ugrupowań, których jedynym realnym programem jest zajęcie miejsc w ławach Parlamentu, będzie się opierała na niby prostowanych kłamstwach, pomówieniach, bujdach na resorach czyli wprowadzaniu elektoratu w błąd tak, by ten niekorzystnie dla siebie rozporządził swym majątkiem – czyli głosem wyborczym i przyszłością.

Dyskusje programowe – z konieczności - bo z posuchy realnych propozycji programowych, mogą być z konieczności tylko pozorowane. Ochroną przed koniecznością podjęcia takowych rozmów będą tak kierowanie każdej rozmowy na tory jazgotu, wycieczek personalnych, jak i wskazywanie dowolnych, nawet wymyślonych, afer i zdarzeń. Sufitowe dane, snucie atrakcyjnych medialnie koncepcji i unikanie jak ognia konkretnego odpowiadania na konkretne pytania i stawiane problemy w takich manipulacjach opinią są bardzo pomocne. To taka polit-publicystyka.
W tych klockach jako brydżysta Pan Korwin-Mikke jest świetny, choć z braku narzędzi medialnych mało skuteczny.
Inną techniką, którą stosują manipulanci – a jest to rzecz znana od starożytności – to zarządzanie, najlepiej wywoływanym przez siebie celowo konfliktem. Jest ona używana, gdy ogłaszający stan konfliktu ma w ręku narzędzia realnej, a nie nominalnej władzy na danym terenie. I tak, w małych Gminach, w których na ogół wszyscy się znają, a plotka ma olbrzymią siłę rażenia - w rządzeniu samorządowym bardzo pomocnym jest ogłoszenie wojny pomiędzy np. wójtem a plebanem, albo pomiędzy lokalnym bogaczem a wójtem. Ludzie tym się zajmują a nie tym czym powinni we własnym interesie. Na poziomie wojewódzkim – można identyfikować różne wojenki – te też zajmują gawiedź a lokalni kacykowie różnej rangi a stosownych wpływów, mają wolne ręce do realizacji innych celów. Na poziomie ogólnopolskim mamy ogłaszaną wojnę z Kościołem (akurat jednym – bo tylko ten do tego celu jako powszechny się nadaje) lub – jeszcze bardziej skuteczną bo dotyczącą wszystkich nie tylko wierzących – wojnę Polsko – Polską. Tej – nie patrząc na źródła – nawet się w tej formie nie kwestionuje. Kto zaczął, o co chodzi – ma być mało ważne – ma być spokój poprzez oddanie pola prowodyrom, a ci zresztą mianem tym z reguły obciążają zdziwionych przeciwników.
Jeśli się zauważy jaka jest istotna funkcja wywoływania konfliktów po identyfikacji faktów, i rozpoznaniu kto owe konflikty generuje, można sobie odpowiedzieć jaką figurą jest ktoś, kto z jednej strony woła – jak zostanę wybrany ten konflikt, tą wojenkę – ugaszę, ominę, a z drugiej wręcz mówi – zwalczymy (czyli jednak będę prowadził wojnę) tak skutecznie przeciwnika, że zapanuje pokój. To już było – podpalimy cały świat aż zapanuje pokój.
W tym względzie logika Kukiza wręcz powala i wykazuje swą wartość sukcesem początkowego pozyskania zaufania wyborców i losami ugrupowania przez te 4 lata. Wchodził do polityki jako wróg polityki – by likwidować partyjniactwo, czyli grupy ludzi, którzy z definicji mają działać dla wspólnego dobra. Przyciągnął ludzi - bez odpowiedzi na prostą kwestię. Jeśli nie partie w organizacji życia społecznego ku wspólnemu dobru – to co? Jedynie słuszna monopartia w miejsce demokracji jako metody konkurencji koncepcyjnej? Korwin na to przynajmniej odpowiada – Król. Działać niepartyjnie w monopartii – to w deklaracjach już było. PSL wcześniej i PPR też mają na swym koncie zjednoczenia – z czego wyszło co? Super partyjniactwo, aż do zawłaszczenia państwa i wolności ludzi. I dziś, ten antysystemowiec widać stwierdził, że nie da się istnieć w świecie realnym bez struktur i w grupie zarządzanej niestabilnie emocjonalnie i koncepcyjnie. Model dobry w showbiznesie, odrzucający nawet najbardziej wartościowych ludzi, mających swe zdanie i prezentujących jakąś wiedzę, doświadczenie i myśl skłonił do wyczyniania łamańców logicznych dla wyjaśnienia dlaczego ma się wchodzić jako przystawka do posiłku zatwardziałego systemowca. Na dodatek, dzisiejszy PSL powołuje się na ciągłość od lat Witosa. Ten na widok przeistoczeń powojennych tej formacji politycznej chyba w grobie się przewraca.
Mam oczywiście pewne krytyczne uwagi do PiS-u a właściwie też ogólniej Zjednoczonej Prawicy. Są to jednak uwagi, co tu dużo nie mówić – korekcyjne. W doświadczeniu z tych ostatnich czterech lat mogę wskazać parę przykładów, z których każdy zastanawia. Nie zauważam też by uwagi w tych sprawach były zbyt często rozważane a brane na warsztat – to rzadko. To początki, choć energicznie zwalczanej ale jednak istniejącej, a niestety naturalnej choroby co najmniej pychy niedojrzałości dołów funkcyjnych. Choć więc mnie jako emeryta wszelkie zjawiska podnoszenia stopy życia dotyczą w minimalnym stopniu - jednak to, co widzę wokół siebie – perspektywy dla przyszłości moich wnuków, utwierdza mnie nie tyle w doktrynalnym, co całkiem racjonalnym wspieraniu tego właśnie obozu politycznego. Patrzę i widzę to co widzę - i w gospodarce, i w pozycji Polski, i w zmianie sposobu podejścia do naszego narodowego interesu, oparcie się o wartości fundamentalne i co ważne – faktyczną troskę o przyszłość. Zmiany - od demografii, poprzez młodzież – po zmiany (choć brutalnie hamowane i skręcane oporem kast posiadających nadal realną władzę) zasad działania mechanizmu Państwa w tym też gospodarki. Rozumiem, że sabotaż kast musi być zlikwidowany – i tylko w tym względzie można mieć nadzieję w kontynuacji postaw wobec UE z pozycji klienta do postawy partnera. Choćby dla tych dwóch ostatnich powodów wiem, że inna opcja polityczna nie może być nawet dziś, w obecnej sytuacji, rozważana. Lepiej-gorzej ale zawsze coś do przodu, z odrzucaniem zjawisk – chorób ciągnących się od lat 40 tych, a tylko przetworzonych na nowszą modłę przez postkomunoexubeków. W tym tych ubranych w wielce godne szatki wielkich opozycjonistów lat przeszłych o co najmniej dziwnych dzisiejszych posunięciach. Tak więc utrzymanie obecnie prowadzonego podejścia do Państwa, Narodu i naszej przyszłości uznaję za absolutny i niepodważalny priorytet.
Dopiero po tym co zostało powiedziane – można w sposób umotywowany a krótki wyrażać opinie na temat kto, dlaczego i czy może się obawiać Kukiza. Oczywiście, nigdy, nikogo nie wolno lekceważyć i uważać Go za niegodnego uwagi. To ostatnia rzecz, którą może robić każdy – a zwłaszcza polityk. Tak więc należy raczej zapytać na jakich racjonalnych podstawach można się obawiać Kukiza. Ileż On zmarnował dróg politycznych ludzi o wyrazistych poglądach i mających dobre pomysły? Tak – można się Go bać jako wewnętrznej demolki. Sprawa JOW – nie jest nowa – pamiętam taki cały ruch z połowy lat 90 tych. Czy to na pewno jest lekarstwo na wszelkie choroby demokracji czy może wszczepienie jej nowej choroby – totalnego koniunkturalizmu. Czy dziś dojrzali politycy mają niezasadnie krytyczne opinie na ten temat? Pamiętam dyskusje na ten temat – sprawa nie jest uważam jednoznaczna. I podobne omówienia można odnosić do innych koncepcji Kukiza. Wtedy pokazywanych jako nowości ale prezentowane przez ekipę zupełnie nie znającej czegoś co w demokracji jest naturalne i konieczne – swobody i otwartości dyskusji nad każdym rozwiązaniem. Nie dyskusji ku niemożności podjęcia rozwiązania a dyskusji ku wyborowi najlepszemu dla ludzi i ogółu. Równocześnie.
Dziś po czterech latach – utrata wiarygodności – wraz z zaprzeczeniem fundamentów wyjściowych deklaracji to seppuku. Może mi się Kukiz podobać jako autentyczny apolityk – mówiący wprost to co myśli. Lecz mam pewność, że to dla działania ku wspólnemu dobru to mniej niż minimum.
Wierzę też w to że moje argumenty i sposób myślenia o sprawie nie jest obcy sporej grupie wyborców. I tylko dlatego Kukiza jako polityka się nie boję. A myślenie że czysta składanka arytmetyczna z wyborców w aliansach politycznych jest lekceważeniem wyborców. To tak nie działa i ludzie widzą co mają przed oczami.
Mariaż nie do przełknięcia.