Przed 10 laty został wydany, w minimalnym nakładzie, bardziej na potrzeby rodziny, rewelacyjny pamiętnik ?Wspomnienia z magistratu?  pióra  dr praw Jana Garlickiego.  Autor, wiceprzewodniczący Rady Miasta Krakowa w latach 1951 ? 1971 ma co wspominać. W książce   przedstawia niektóre wydarzenia z historii miasta, oraz przypomina nam ludzi władzy z tamtego okresu.

  Pisząc o ludziach robi to bardzo obiektywnie, ciepło  z dużym poczuciem humoru. W swojej magistrackiej działalności odpowiedzialny był  za szkolnictwo, kulturę, sport oraz współpracę z zagranicą. Swoje wspomnienia ubarwił niezliczoną ilością anegdot. Pokazuje jak w tych latach, mimo trudnych politycznych warunków, zmieniało się na lepsze nasze miasto.

Garlicki karierę urzędniczą w samorządzie terytorialnym rozpoczął jeszcze przed wojną w Chrzanowie.  ? Przeszedłem wszystkie szczeble zarówno w księgowości jak i administracji. Po uzyskaniu w 1937r dyplomu magisterskiego zostałem mianowany zastępcą sekretarza zarządu miejskiego. Wówczas tytuł magistra był bardzo rzadki. Mieszczanie chrzanowscy tytułowali mnie: Panie magistracie?

Na czas wojny Garlicki przeniósł się do Krzeszowic pracując w kopalni ?Krystyna? w pobliskim  Tenczynku. Po wojnie na polecenie nowych władz wrócił do Chrzanowa by bardzo aktywnie działać na polu rozwoju gmin na podstawie podziału terytorialnego sprzed 1939r. We wspomnieniach  zanotował pierwszą uchwałę Gminnej Rady Narodowej w Libiążu ( na szczęście niezaprotokołowaną), że gmina pragnie być przyłączoną do ZSRR. Wspomina też przeprowadzenie reformy rolnej na swoim terenie. W jej przeprowadzaniu zaangażowane były rady narodowe. Chłopi podzieleni byli niejako na dwie grupy. Jedni ukrywali faktycznie posiadany areał ziemi, i ci otrzymując pełny przydział ? stawali się małymi ?kułakami? drudzy  nie chcieli w ogóle korzystać z dobrodziejstwa reformy uważając, że wcześniej czy później nadana ziemia zostanie im odebrana. Woleli mieć, jak tłumaczyli w gminie, mało ziemi, ale swoją własną. W Krzeszowicach reformę rolną przeprowadzał  w pałacu Potockich komisarz rolny o nazwisku Pałac. Ten, nie mogąc przekonać zebranych rolników o dobrodziejstwie reformy zwrócił się do najbardziej oddanego hrabiemu fornala, który także wzbraniał się przed przyjmowaniem nadziału, z następującym pytaniem:

-Pamiętacie jak wasz pan w jedną noc przegrał w karty wieś Pisary?

Jego odpowiedź miała przekonać zebranych o rozrzutności obszarnika.

-Pamiętam ? odpowiedział fornal ? ale muszę przyznać, że mu cholernie karta nie szła.  

 

Szczególnie trudną do spełnienia rolę mieli pracownicy samorządowi w czasie przeprowadzanego przez władzę ogólnonarodowego referendum. Większość mieszkańców gmin nie rozumiała pytań postawionych na karcie do głosowania. Na przykład pytali pracowników gminnych, dlaczego mają głosować za zniesieniem senatu skoro go nie ma. Albo- dlaczego mają głosować  za reformą rolną, którą już przeprowadzono.

Po kilkuletniej pracy w powiecie chrzanowskim (i obronionym w 1948r  doktoracie na Wydziale Prawa UJ) Jerzy Garlicki został przeniesiony do Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie. We wspomnieniach cytuje wystąpienie starosty nowotarskiego  Lei na temat ?band leśnych? na sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Krakowie: ?Oświadczam,  że będziemy tępić działalność band dywersyjnych, ale też nie będziemy współpracować z władzami bezpieczeństwa. U nas ludzie nie rozumieją, kto jest złodziejem, kto z lasu, a kto z bezpieczeństwa. U nas na Podhalu można chodzić bezpiecznie, ale tylko w samo południe?.

Garlicki  opisuje jak to w praktyce przytrafiło się wicewojewodzie z rekomendacji PSL   mgr Marianowi Rubińskiemu. Jadąc z naczelnikiem wydziału  zdrowia dr Anselmem do Rabki zostali zatrzymani i odprowadzeni do jaru leśnego. Byli przekonani, że mają do czynienia z organami bezpieczeństwa, więc namawiali rzekomego komendanta by się rozprawił z leśnymi partyzantami. Dla podkreślenia swoich słów pokazał legitymację wicewojewody. Wziął   ją do ręki nie kto inny tylko sam ?Ogień? mówiąc: Jeśli pana coś uratuje, to na pewno nie ta legitymacja, ale pańska przynależność do PSL. Nasz sympatyczny wicewojewoda zaniemówił. Zdołał jeszcze wyciągnąć srebrną papierośnicę, usiłując poczęstować swojego ?opiekuna? Ale ten spojrzał na niego lekceważąco. Aha ? pomyślał ? nie chce papierosa, bo po rozprawieniu się  z nami weźmie całą papierośnicę. Nie tracąc jednak rezonu, sięgnął po ostatni argument. Uprzejmie zawiadomił swojego ?opiekuna?, że   jedzie z naczelnikiem wydziału zdrowia do Rabki  w której wybuchła epidemia wśród dzieci. Ten argument poskutkował i zostali puszczeni wolno?