Prezydent tryumfuje – takie zdanie jest wkładane do opinii publicznej jako kalka po decyzji o zbyt małej ilości ważnych podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie odwołania ze stanowiska Prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego. Inne określenia. to; fiasko, kompromitacja Gibały, a także – to cytat – Gibała jak Wańka Wstańka.

Można też znaleźć analizy o powodowanych tą akcją zmianach w Magistracie i zastanawianie się jaka będzie, a będzie na pewno, nowa strategia Gibały. Można wymieć parę powodów, dla których mowa o tryumfie nie jest prawdziwa. Ona tylko pozornie nosi cechy prawdy – bo w końcu Prezydentowi rzeczywiście – dziś - nic nie zagraża. Jest w tym jednak uznanie czy raczej przyjęcie, bądź narzucenie, punktu widzenia jakoby sprawy Krakowa sprowadzały się do meczu J.M – Ł.G.

Tego nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości.

W rzeczywistości po pierwsze mam poważną wątpliwość czy meczem tym ekscytuje się wiele więcej osób niż ci co złożyli podpisy pod wnioskiem o referendum Po drugie – narzuca to przekonanie – że sprawy Krakowa można sprowadzić do problemów personalnych. Tu zawiodłem się na Panu Ł.Gibale. Oczekiwałem od Pana Gibały wypunktowania spraw miasta, które obecny Prezydent zaniedbał, a którymi należy się zająć. Na tyle pilnie, że warto odwołać obecnie panującego, na rzecz kogoś, kto zajmie się tymi sprawami. Śmiem twierdzić, że są takie. Sądzę, iż ludzie którzy złożyli podpisy zdają sobie z tego sprawę. Przecież podpis nie koniecznie musiał oznaczać poparcie personalne dla Pana Gibały, a mógł oznaczać – jak się to teraz ujmuje – czerwoną lub w tym wykonaniu – żółtą kartkę dla Pana prof. J.Majchrowskiego.

I dlatego – na miejscu Pana Prezydenta bym się tak nie cieszył, a tym bardziej nie sprowadzał problemu do pokazywania wniosku o referendum jako karykaturalnego żartu człowieka żądnego władzy jak narkoman używki. Władza może i jest narkotykiem – ale w tym towarzystwie, kto nią się tak pożywia – że już tak naprawdę staje się szpicą całego splotu spraw nie na darmo w obiegu ludu krakowskiego zwanego majchrowszczyzną – warto się zastanowić. Ten system – przeciw któremu wystąpił wnioskodawca referendum działa już jak automat – jak dobrze naoliwiona maszyna. Mnie osobiście by i to nawet nie martwiło – gdyby ta maszynka działała dla przyszłości, a nie tylko dla samej siebie – dla utrzymywania władzy.

I realizacji rzeczy, które trafnie punktował Pan Łukasz Gibała.

By było jasne.

Uważam, że są poważne powody by niezwykle krytycznie oceniać czas tej prezydentury jako w dużej mierze stracony i co też ważne – niezwykle kosztowny (też i na przyszłość) – dla miasta i jego mieszkańców. Innymi słowy, w moim odczuciu, co najmniej krytycznie należy oceniać ten czas, nawet biorąc pod uwagę jako konieczną poprawkę, że tylko ten kto nic nie robi, nie popełnia błędów, a końcu prezydentura to decyzje. I to czasem naprawdę decyzje trudne. Jednak decyzje zachowawcze i irracjonalne, nie są niczym do wytłumaczenia. To jeszcze nie program, choć już –mogą się nawet w ogólnym odbiorze nawet podobać. Któż bowiem cokolwiek analizuje pomiędzy budzikiem, robotą, krzątaniną, gonitwą, załatwianiem różnych spraw, w końcu telewizornią lekka łatwą i przyjemną – i poduchą. Nie tak wiele osób. A jednak ocena w demokracji – należy do wielu. Otwiera to drogę do korzystania w sprawowaniu władzy z fruktów populizmu. I daje kariery polityczne – samorządowe. Można tak – i ludzie sobie na to pozwalają - sięgać po sukcesy. W końcu jest demokracja – a jak powiedział Autorytet – prof. R. Tadeusiewicz – w demokracji – to lud decyduje co jest moralne. Jeśli to przyjmiemy - no to mamy co mamy

Przyznam, że skrzętnie ukrywane poglądy i sprężynki Pana Gibały –– jak dla mnie, są nie do przyjęcia i zupełnie mi nie odpowiadają. Wybór pomiędzy tymi dwoma osobami – mnie po prostu nie interesuje. Gdyby rzecz sprowadzać tylko do person. Inicjatywę referendum jednak poparłem - by wyrazić swoją negatywną opinię o obecnej prezydenturze, a z pełna świadomością, że nawet udane głosowanie nie oznaczałoby posadzenia Pana Łukasza Gibały w fotelu.

Skoro ma być demokracja – niech ludzie wyrażą swą opinię i naprawdę wybierają. .

To dlatego we swych wcześniejszych tekstach – wyraźnie pisałem, że cały czas oczekuję na bliższe i zobowiązujące deklaracje Pana Gibały w sprawach miejskich. Jak zobowiązujące? Tak zobowiązujące, by mnie – jako wyborcę - ich treść, wiarygodność i sprawdzalność – przekonały. I nie doczekałem się, a ujawnienie tak potężnej liczby nieważnych podpisów – mnie zdziwiła i napełniła rezerwą do samej gry przy zielonym stoliku. W końcu nie pierwsze to referendum tak oddalone zakwestionowaniem prawidłowości zebrania podpisów.

Zastanówmy się jednak choćby tylko nad tym triumfalizmem przyjęcia faktu zduszenia referendum.

Wszak tryumf może być tylko owocem realnej rywalizacji, a w tej kwestii Pan Prezydent oficjalnie był w pozycji czysto statycznej. Owszem – podjął akcję – bo oto się nagle okazało na przykład, że da się pchnąć do przodu patową, by się wydawało sprawę Zakrzówka, a zdarzenia z przecinaniem wstęg nagle ilościowo wzrosły. Tak wyszło – przypadkiem? Może – ale dla ludzi to realny sukces tej sytuacji wymuszającej kontrakcję – której by nie było, gdyby nie zagrożenie ucięcia pasma władzy. Bardzo realnej – tak realnej, że aż Radnym można się czasem dziwić .

Też i praca ludzi dobrej woli nad ŚDM – dała się tu jakoś zaprząc do tej roboty.

Pomińmy nawet to. Nieważne czy 80 czy 40 tys. ale to i tak spora liczba mieszkańców, którzy już chcą sięgnąć po kroki radykalne i mają zdecydowanie krytyczną ocenę. Czy to mało i powód do poczucia dobrze pełnionej funkcji? Pewny jest zachwyt tych wszystkich pozostałych? Można się pocieszać – biedni ludzie – nie wiedzą co mówią, a plotą to co się im podpowie wroga propaganda.

Na pewno?

Ten zamiar, wniosek o referendum – niesie jeszcze jedną bardzo ważną konstatację

Pokazuje demokratycznej konkurencji do władzy – że nie tylko jest pewien potencjał sprzeciwu. Takiego nie dla samego sprzeciwu a z jakąś motywacją. Są kierunki, które pokazują pola zaniedbań.

Swoją drogą, cała ta sprawa zupełnie fałszywie pozwala na wprowadzanie do opinii publicznej wrażenia, że w Krakowie – albo jedna albo druga osoba. Ktoś inny kto się pojawi to fantasmagoria. Zainstalowanie takiej kalki dla obywatela nie żyjącego na co dzień sprawami publicznymi widzę jako sukces obu Panów z tym, że rzeczywiście Pan Prezydent może go potraktować jako dar Niebios, Komisji Wyborczej i samego Pana Gibały jeśli ten się faktycznie decydował na jakieś nieformalne wspomaganie akcji zbierania podpisów. Lecz w tej skali? Nie jest to dla mnie jasne – i nie musi.

Tego inni myślący o Krakowie, a nie tylko o fotelu jako takim, nie powinni zostawić w spokoju. Może tym razem – mam nadzieję – w ten sposób zostanie wymuszona akcja przedwyborcza z walką na konkrety, a mniej na personalia. Od tych się nie odejdzie, ale nie mogą one już abstrahować od realnych kierunków rozwoju miasta. Bo dla trzeciego zaczyna nie być miejsca, a to fatalnie.

Przypomnę też, że poprzednik Pana profesora – Józef Lasota – ocalał przy podobnie nieskutecznym referendum. Nie przeprowadzonym z powodu eliminacji dużej liczby podpisów. Tryumfował – lecz już w wyborach, w swej pewności co do trwania – nie wyszło - padł. Dostał sygnał, który zlekceważył

Przypomnieć też należy, że Prof. J.Majchrowski w 1988 uzyskał tytuł profesora nadzwyczajnego nauk prawnych. Od 1987 do 1993 pełnił funkcję dziekana Wydziału Prawa i Administracji UJ. Związany był również z Instytutem Nauk Politycznych na Wydziale Zarządzania i Administracji Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego w Kielcach. Kariera naukowa – jak w tamtych czasach. Politycznie i wielokroć okazywanymi przekonaniami Profesor jest związany z lewicą. Po wprowadzeniu Stanu Wojennego oddał legitymację PZPR, niemniej do polityki wszedł z rekomendacji SLD jak wiemy całkiem nowego tworu politycznego. Po przegranych wyborach do Sejmu w 1989r. – krótko bo w latach 1996-97 był Wojewodą Małopolskim Potem od 2002 – już nieprzerwanie jest Prezydentem Miasta Innymi słowy – z naukowca stał się politykiem i jak widać należy do znanej w samorządach kategorii niezastąpionych – nieusuwalnych.

Pełna demokracja i wybór ludu.

Przypomnę - Prezydenta Józefa Dietla zdejmowano w połowie drugiej kadencji, lecz wskazane przez Niego kierunki rozwoju Miasta (na tyle, na ile można było je widzieć w XIX) – można powiedzieć - są aktualne do dziś!

Warto może zadać sobie pytanie, co ze spraw związanych z wizją dla Krakowa zostawiają te cztery kadencje. Nie da się ich malować – zupełnie w ciemnych kolorach. Niemniej takie rzeczy jak tylko przykładowo; parking pod Wawelem oddany na 70 lat na takich warunkach jakie są, (zwłaszcza dla Miasta i Mieszkańców), skuteczne, jak na razie, zablokowanie rozwoju dwóch Sanktuariów o zasięgu ogólnoświatowym (polami golfowymi! to nie Matrix. a realia które uwypukliły ŚDM) – to panujące pojęcie o perspektywach dla Miasta. Można tez wymienić podejście do funkcji turystycznych Starego Miasta czy Kazimierza, pojęcie o powinności wobec depozytu wartości narodowych. Lista – jak dla mnie na tyle znaczna, i znacząca, że warto było podjąć próbę przerwania tego ciągu.

Te kadencje – przypomnijmy – to okres największej pompki kasy z UE – nad tym warto się też pochylić, jak to zostało wykorzystane. Było a nie jest, a o oceny można się spierać. Czy warto – wchodzić w szczegółowe

Te ponad 40 tys. podpisów – jednak coś znaczy i daje wyraźny sygnał nie tylko uczestnikom stojącym dziś w narożnikach tego „ringu” jakby to była tylko Ich walka. Bak gongu - to sygnał dla innych polityków.

Dla mnie osobiście – jedna jest sprawa pocieszająca. Zazwyczaj politycy – nawet, a głównie europejscy, z tego orszaku nas pouczających, \ strofujących – mogą sobie tylko wpisać do rubryczki – zawód polityk i miłośnik wygodnego życia, czasem i w oparach - nie tylko poprawności politycznej posuniętej do absurdu, którego Mrożek by nie przewidział

A tu wykształcenie i wiedza procentują. Pytanie tylko pozostaje – do czego jest użyta. Do trwania, czy dla perspektyw i czynienia dobrze dla przyszłości Gry w salonowca na salonach polityki nie liczę za politykę czyli działanie dla dobra wspólnego.

Tak przynajmniej stoi w definicji.