Oficjalna propaganda wszelkimi metodami wciska ludziom watę medialną ? wedle której samo mówienie o katastrofie smoleńskiej jest domeną frustratów i oszołomów, czymś niegodnym rozumu i rozsądku. Sama katastrofa jest w zasadzie wszak wyjaśniona ? i ? czego tu się czepiać?

Tylko chyba z powodów politycznych. Opozycja w swej chorobie psychicznej i parciu do władzy, ima się każdej deski ratunku i metody. A to debatuje o brzozie, a to o in vitro, a to o związkach partnerskich, choć to pierwsze to maligna a dwa następne ? to sprawa oczywistego postępu, nowoczesności i praw człowieka. Czy postępu i czy maligna ? niech każdy sobie sam odpowie, byle sam, a nie za pomocą TVN, Kuby czy Lisa. No i GW.

Cel wciskania tej waty jest dość oczywisty ? odkryty już bardzo dawno temu, gdy obecni politycy byli jeszcze w pieluchach ? przez Stanisława Lema. Nazywał to On ? aerozolem szczęśliwości. Diagnozę wykorzystano potem celnie nawet w komedii ?Wyjście awaryjne? hasłem ? na propagandzie nie wolno oszczędzać, a fikcja by stała się prawdą ? musi być prawdopodobna. Jak pamiętamy, w owej krainie szczęśliwości noworodkom podawano szczepionkę, a potem rozpylano w powietrzu aerozol, powodujący uczucie szczęśliwości. I choć ludzie mieszkali w psich budach, mieli odczucie posiadania apartamentów, choć jedli papkę z misek ? sądzili, że jedzą wykwintne dania w świetnych restauracjach, a wózki z ręcznym napędem były luksusowymi samochodami o cichym napędzie. Mówiący o rzeczywistości ? byli przestępcami.

Nie ma chyba drugiego kraju na świecie, którego obywatele dali by sobie wmówić, że w ciągu pierwszych w zasadzie godzin po katastrofie było wiadomo jaka była jej przyczyna. Katastrofy, w której zginął, co prawda paranoiczny i śmieszny (pamiętamy te wypowiedzi sprzed katastrofy), Prezydent i prawie setka znaczących ludzi w Państwie. Pamiętajmy, że z Prezydentem zginęli ludzie którzy ? bez względu na opcję polityczną ? każdy na swój sposób ? troszczyli się o Polskę i pamiętali o bezprzykładnej ofierze Tych, których tylko reprezentowały te 22 tysiące zamordowanych. Takie katastrofy bada się latami, a każda bez wyjątku hipoteza jest weryfikowana na wiele sposobów. Wynik to powiedzenie ? najprawdopodobniej działo się to a to.

Stała się rzecz niespodziewana. Tuż po katastrofie ludzie się obudzili, że ani Prezydent nie był śmieszny, ani tez Państwo nie ustrzegło się wielu form swojej abdykacji. Ludzie zobaczyli co to znaczy godność Urzędu, Państwa i swojej podmiotowości. Obudzonych z letargu należało czym prędzej uśpić ? znieczulić. Zastosowano aerozol wścieklizny. Puszczenie bezkarnie ? czyli z przyzwoleniem - hord ? bo inaczej nie da się tego nazwać lżących modlitwę, wiarę symbole - dało efekty. Nie dotknęły one myślących samodzielnie.

I tak powstała społeczna siła ? mówiąca dość tego kitu. A tzw elity ciężko się zszokowały. Powróciły czasy bliźniacze do tych gdy to obywatel Popiełuszko handlował dolarami i miał w prywatnej kawalerce ukryty arsenał. Dlatego REM ? jest w kręgach. Ks Jerzy rzeczywiście miał arsenał ? ale argumentów i zasad. Znaleźli się ludzie, którzy z własnej wiedzy i miłości ojczyzny ? zaczęli zadawać pytania w sprawie katastrofy a gdy nie otrzymywali odpowiedzi lub słyszeli niegodne rozumu opowieści ? mając chęć dochodzenia do prawdy w sobie, zaczęli rozważać kwestie związane z katastrofą, na których się znali.

Wyniki Ich badań i interpretacji oparte nawet w zasadzie na oficjalnych informacjach o faktach ? bardzo się różnią od wersji ich interpretacji podanej jako oficjalna. Powyłapywano ewidentne kłamstwa. Tak to powstał kłopot. Należałoby tym badaniom przeciwstawiać argumenty i inne badania. W nauce, a w szczególności technice ? porównywanie racji nie ma barw politycznych. Postawa przeczenia wyliczeniom ? o ile nie da się podważyć samej techniki liczenia (a to też trzeba umieć zrobić) dyskwalifikuje. Tak oto dochodzimy do najważniejszego powodu, dla którego uznano, że jedyne co można zrobić to unikać bezpośredniej konfrontacji na argumenty.

Przekształcić to należy w odpowiedź na banalne pytania, z jakich to powodów wszelkie spotkania z twórcami opracowań konkurencyjnych do oficjalnych są konsekwentnie ignorowane by nie rzec, bojkotowane. Oczywiście ? powiedzenie; tak, nie można, wręcz nie da się zaprzeczyć tym ustaleniom ? nie wchodzi w rachubę. Co więc chroni wersję doktrynalnie przyjętą natychmiast po katastrofie? Pozostaje tylko właśnie unikanie dyskusji, powtarzanie mantry i podważanie kompetencji Tych, którzy pokazują inne dowody, wyniki opracowań, interpretacje. To jest to, co kompromituje badacza, a bywa przyjmowane za argument. Słyszymy wszak nawet czasem ? za dużo musiałbym zmienić w swoich poglądach bym mógł Panu przyznać rację ? choć niewykluczone, że Pan ją ma.       

Niechęć do podjęcia próby udzielania możliwie spójnych odpowiedzi na najprostsze wątpliwości czy pytania ? choćby w tym przypadku takie; jaką w końcu miała średnicę owa brzoza, jak mogła ona przeciąć skrzydło, którego utrata wedle informacji o konstrukcji samolotu i tak nie powinna wpłynąć na tor i zasadnicze możliwości lotu, a właściwie i toru wymuszonego inercją całej 80 tonowej masy, jak z tą beczką i kokpitem, dlaczego upadek takiej masy nie wyrył w miękkim podłożu całej rynny, dlaczego tylko jedna brzoza a nie przecinka, gdzie podziała się jedna czarna skrzynka, skąd ukrycia informacji w raportach MAK i Millera, jak nity pracując na ścinanie wyskoczyły ze swoich miejsc, dlaczego mamy tysiące fragmentów, gdy w podobnych wypadkach samolot ulegając destrukcji łamie się na części, skąd takie obrażenia pasażerów i dlaczego żaden z Nich się nie uratował, jak to się stało, że obecnie ujawniona inwentaryzacja miejsca zrobiona przez samych Rosjan wnosi dodatkowe dane rzeczowe itd. ? To cała gama pytań czysto technicznych ? to nie jest polityka. Nie dajmy sobie tego wmówić. Polityką jest ucieczka od odpowiedzi. Obok tych pytań więc są oczywiście pytania już bardziej polityczne ? na przykład jak wygląda rząd którego przedstawicielka mówi o przekopaniu (pieczołowitym w ciągu parędziesięciu godzin!) na głębokość metra całego terenu katastrofy ? a potem polscy archeolodzy znajdują tam tysiące części, dlaczego każda cześć i każdy dowód są w rękach Rosjan i jakie są powody ich nie udostępniania itd. itd.

Pytań jest tak dużo, że uczciwie nie pozwalają one w ogóle powiedzieć jak prawdopodobnie było, a jak było. Można tylko mówić o tym jak najprawdopodobniej było ? a ta wersja musi obejmować próbę wyjaśnienia choćby na poziomie wysokiego prawdopodobieństwa każdej z tych stawianych wątpliwości. Wątpliwości zaś nie ma, że opowieści o zalanym generale wywierającym nacisk i pilotach amatorach ? padła jak skóra na pasztetówce lub ta od banana ? i ktoś wywinął kozła ? choć narracja poszła w świat ? i brak reakcji w tym zakresie to już rzecz haniebna i niegodna..

Są odważni i wierni dążeniu do prawdy, którzy nie zważając na to medialne wycie o oszołomach i paranoi sekty, która rzekomo ze zwykłej, choć tragicznej katastrofy robi politykę. Są to nie tylko obywatele, którzy nie dają sobie wciskać kitu, dla których słowo Ojczyzna i jej Honor nadal są ważne. A wśród nich i są Ci, dla których dochodzenie do prawdy jest obowiązkiem. To naukowcy. Mający w rękach narzędzia badawcze ? prowadzą rozważania, stosują swoje metody symulacyjne, patrzą rzeczowo na wyniki badań i informacje dopływające z różnych źródeł.

Ich wiedza i informacja ? jest oczywiście albo traktowana przemilczeniem albo ? podważaniem kompetencji badaczy. Metoda prób odpowiedzi na merytoryczne pytania poprzez atak ad personam ? jest praktyką znaną. Dziś nawet nabierająca w niebezpieczny już sposób ram instytucjonalnych. Musi się bowiem zauważyć sam fakt, iż tytuł profesorski ? mający przecież znaczenie atestu na kompetencję zawodową ? naukową, jest u nas przyznawany drogą administracyjną przez najwyższego, ale jednak urzędnika (ten może być nie lub pół magistrem ? co w znaczeniu Ustawy i systemu - nie ma znaczenia) a nie władze uniwersyteckie, które mają być niezależne. Tymczasem w naszym systemie są one w każdym elemencie życia akademickiego zależne i finansowo i polityką personalną od administracji. Dziś korzystając z tej uzurpacji siły sprawczej wobec uznania kompetencji ? tenże urzędnik ma mieć teraz nawet prawo cofania nadanego wcześniej tytułu. Zasada znana z komunizmu ? weźmiemy gumkę od majtek ? nie podskoczy bo mu te spadną ? i zostanie z gołą sempiterną. Tak zlikwidowano dość dawno rzeczywiste tuzy Polskiej Nauki od prof. F. Konecznego, po Prof. J.Czochralskiego by tylko tych wymienić, choć każda poważana wyższa uczelnia z tradycjami, takich nazwisk zabetonowanych doktorów czy docentów ? lub w ogóle relegowanych za nieposłuszeństwo polityczne, może pokazać wielu.

Dziś ten system ma iść dalej. Do karania odebraniem tytułu.

Jak dla ludzi są ważne sprawy katastrofy wykazało spotkanie ekspertów by nie wymieniać całej listy nazwisk ? pod przewodem prof. W.Biniendy, prof. K.Nowaczyka, prof. J.Rońdy dr inż. W Berczyńskiego. Spotkanie to ? w Sali Sokoła (08.02.2013) w zamyśle miało mieć ? i w zasadzie miało, charakter panelu rozmowy profesorskiej, jako, że o to spotkanie poprosił krakowski Akademicki Klub Obywatelski im L.Kaczyńskiego. Salę udostępnił Prezes Sokoła ? adw. K.Firlej. Na sali duże zagęszczenie głów profesorskich, jako, że AKO jest grupą profesorską w swej istocie.

Dobrze się stało, że eksperci zrezygnowali z metodycznego wykładu ? szczegółowej opowieści o swych wynikach, te w końcu w dzisiejszej dobie obiegu informacji są na ogół znane ? przynajmniej w warstwie samych rezultatów i wniosków. Stosunkowo szybko spotkanie przekształciło się w dialog z salą. Pytania, i to chwała prowadzącemu spotkanie dr M. Borucie ? zadawane tak, jak to się robi w pewnej dyscyplinie czasowej i merytorycznej - zawsze znajdywały merytoryczną odpowiedź. Choć dyskusje mogłyby trwać długo ? to i w tych dostępnych ramach, poruszono szczególnie te aspekty, które są przedmiotem zagadek interpretacji oficjalnych raportów. Zauważmy, że do wyjaśnienia tych problemów jakoś strona oficjalna w najmniejszym stopniu się nie kwapi - ewidentnie nie chcąc podejmować rękawicy na gruncie rzeczowym. Bez harców politycznych.

Muszę dopowiedzieć dwie rzeczy. Pierwsze ? duże wrażenie robi na mnie upór z którym zamilcza się takie dyskusje ? bo odpowiedzi Panów ekspertów a w szczególności pp. W.Biniendy, K. Nowaczyka czy J.Rońdy dotyczyły tylko Ich badań własnych i w dziedzinach w których są ekspertami. Zdajmy sobie sprawę, że w końcu f-ma Boeing nie wykłada pieniędzy i nie pyta o zdanie, nie zleca badań, nie podpisuje kontraktów na miliony dolarów ? z ludźmi o nieznanej kompetencji i proweniencji. Oglądałem kiedyś reportaż, w którym prof. W. Binienda oprowadzał po swoim laboratorium. Wtedy ? jako na materiałoznawcy ? zrobiło na mnie spore wrażenie to, że ewidentnie, nie jest to laboratorium do badania wszystkiego, nie jest to zbiór ?zabawek? do pokazywania kolegom ?że ja mam to czy tamto?, a to są wszystko maszyny do bardzo konkretnych przeznaczeń i mało tego, ewidentnie nastawione na badania nawet w mniejszym stopniu podstawowe ? a na testy pozwalające oceniać stany materiałowe w skali zbliżonej do tej, o której mówimy rozważając konkretne rzeczywiste konstrukcje o skali samolotu. Takich laboratoriów nie ma chyba na świecie wiele. To są narzędzia już ostrej weryfikacji wyników symulacji numerycznych. Pamiętajmy, że dziś, w nauce, budowa i sprzedaż aparatury naukowej, badawczej jest domeną specjalistycznych firm (mikroskopy, maszyny wytrzymałościowe, aparatura do badań strukturalnych, do analizy wszelkiego rodzaju itd.). Aparatura produkowana przez takie firmy dla zastosowań technicznych, o ile nie jest rutynowo używana do badań testowych w przemyśle - tylko ewentualnie nadąża za indywidualnymi potrzebami poszczególnych badaczy. Ci i tak, najczęściej, wykorzystują nieraz tylko część możliwości bardzo skomplikowanej funkcjonalnie aparatury, w miarę potrzeby rozszerzając sobie zakres badań o inne jej możliwości. To są nadal tylko pewne segmenty zastosowań takich kombajnów badawczych. Gdy już jednak coś jest wykorzystywane w konkretnych badaniach, to naukowcy robią to do granic możliwości aparatury, a nawet, napotykając jej ograniczenia budują swoje oprogramowanie, wykonują własne modyfikacje, albo nawet budują coś nowego. I tak jest najwyraźniej w laboratorium prof. W. Biniendy, w przypadku maszyny zbudowanej przez jego studentów na potrzeby konkretnych badań dla Boeinga.

I to jest dla mnie silny argument. Kompetencja tego człowieka przynosi Boenigowi takie pieniądze, że daje profesorowi ? imiennie - do dyspozycji miliony dolarów. Oby tak Ci, którzy u nas kierują finansowaniem badań zauważyli, że to jest też dobry kierunek inwestowania. Nieraz lukratywnego ? tyle, że nie można tego finansowania kierować po znajomości, z klucza politycznego, wedle mody naukowej a z elementarnym rozeznaniem rynku i potrzeb. To nie konkursy grantowe są ważne ? bo w takich i Einstein nie dostałby grosza.

Z kolei Pana prof. J. Rońda ? ma dwie specjalności ? dwie dziedziny ? matematyka i materiały wybuchowe, eksplozje. Jego wiedza w tym zakresie pozwoliła na wyjaśnienie ? czy raczej przybliżenie problemu wydawałoby się bardzo krytycznego, a ciekawego zagadnienia, podanego pytaniem zadanym w bezpośredniej formie; skoro jest zapis ? skoro słychać w nim nawet głosy przerażonych ludzi ? dlaczego nie słyszymy rejestracji eksplozji? jeśli takowa miałaby być. I ten problem okazuje się mieć swoje wyjaśnienie, które zaprezentował prof. J.Rońda Jeśli nie mówi prawdy, niechże się odezwie inny spec od badań akustycznych i analizy procesu wybuchu.

Inny dyskutant zakwestionował stosowany model, a w szczególności podniósł wątpliwość nie uwzględnienia w nim reakcji materiału w trakcie deformacji. I on usłyszał nie tylko odpowiedź ? być może dla niego w tak krótkiej rozmowie mało satysfakcjonującą ? ale równolegle dostał zaproszenie do szczegółowej rozmowy i pomocy w zmianie modelu.

Rozmowa była więc otwarta i tylko na gruncie problemów technicznych, chociaż i powitanie gości i zakończenie spotkania, nie było czymś obojętnym. Powiedziałbym nawet o pewnym entuzjaźmie i podniosłości w poszanowaniu odwagi i znaczenia spraw. Nie pierwsze takie zdarzenie ? tak sobie pomyślałem ? widziały mury Sokoła. Lecz to na marginesie i dla upomnienia się o ogólniejszy kontekst i znaczenie tego spotkania To, może tłumaczyć dlaczego nawet w sprawach dyskusji technicznej nawet ? eksperci rządowi ? milczą.

Może, w takim razie, warto by było przeglądnąć listy referencyjne ekspertów komisji rządowej i parlamentarnej, choć dowody z autorytetu nie są dowodami, to jednak stosowana w tej chwili metoda dezawuowania kompetencji ludzi związanych z zespołem parlamentarnym wskazuje na taką konieczność. Muszą więc i w tym zakresie w końcu przemówić fakty i porównanie argumentów oraz ich niezależna recenzja. Dalsza gra w chowanego ? jest przegraną na starcie ? uciekających. Rejterada i krzyk zagłuszający tylko ośmieszają i kompromitują

Póki mamy do czynienia z uchylaniem się od rzeczowej rozmowy pozostaje pewność, że oprócz spraw kompetencyjnych chodzi o wzbudzenie i podtrzymywania emocji.

Takie odniosłem wrażenie po tym spotkaniu, po reakcji adwersarza na wspomnianą propozycję współpracy i z faktu, że jakoś eksperci rządowi ? nawet w zamkniętej konwencji nie podejmują rękawicy. Dla mnie ? na zdrowy rozum ? nawet gdyby znaczenie tej katastrofy nie było tak fundamentalne ? nie jest do zrozumienia inaczej ? jak tylko poprzez przyjęcie techniki blokady politycznej.

Boją się.

Tak jak onegdaj ludzi na Krakowskim Przedmieściu ? modlących się, jak Starucha itd.

To już przed nauką jest nawet obawa?

  • tu154_1.jpg
  • tu154_2.jpg
  • tu154_3.jpg
  • tu154_4.jpg
  • tu154_5.jpg
  • tu154_6.jpg
  • tu154_7.jpg
  • tu154_8.jpg
  • tu154_9.jpg
  • tu154_9a.jpg
  • tu154_9b.jpg
  • tu154_9c.jpg