Kandydaci PiS-u, którzy weszli do drugiej tury wyborów na prezydentów i burmistrzów miast, przepadli. Tyle wiemy. Teraz zaczniemy dywagować dlaczego mieszkańcy tych miast i miasteczek nie zaufali kandydatom partii rządzącej. Ja dywaguję tak:

1 po niemal dekadzie, w latach 2007-2015 kiedy PiS był z dala od władzy lokalne struktury partii realnie przestały istnieć. Tliły się czasem jakieś grupki działaczy, „od rocznicy do rocznicy”, czasem z powodu osobistych krzywd zadanych przez sądy, banki czy administrację. Przy okazji wyborów 2015 roku lokalne koła PiS przeżyły jednak – w naturalny sposób – odrodzenie. W dużej jednak mierze struktury partii w regionach to zlepek lokalnych działaczy których ludzie od dwóch dekad znają spod różnych szyldów: od Samoobrony, przez LPR po PiS.

Często zresztą ludzie ci są ze sobą tak skonfliktowani że gdyby PiS nie sprawował władzy w parlamencie to nie tylko w życiu nie spotkaliby się w szeregach jednej partii ale może nawet nie podawaliby sobie ręki. Zaglądając na poziom lokalnych struktur PiS-u trudno nie zauważyć że na listy była po prostu "łapanka" - czasem z rad parafialnych, najczęściej też spośród ludzi bez doświadczenia w działalności publicznej. Przez osiem lat ludzie ci nie mieli także żadnej szansy zajmować stanowisk decyzyjnych - nabrać doświadczenia i rozeznania choćby w regulacjach unijnych.  

Nie ma się co oszukiwać – w lokalnych strukturach PiS-u często bryluje też dziś masa cwaniaków którzy się rzucili na władzę choć nie mają żadnych kompetencji. A ludzie to widzą … - woleli więc zagłosować na „tych co zawsze” dla spokoju okolicy

  1. „Dobra zmiana” nie dotarła do administracji państwowej a w znacznej mierze także samorządowej. Ceny poszły w górę a pensje w administracji państwowej nie drgnęły – doświadczeni urzędnicy odchodzą do prywatnego sektora a najniższa pensja „na wjeździe” przyciąga głównie tych którzy chcą z niesmakiem  „od czegoś zacząć”. Klną wszyscy – i bez wątpienia urzędnicy państwowi na PiS głosować nie będą. Podobnie jak petenci brnący przez uczących się dopiero fachu urzędników. Ta bomba eksplodowała tam gdzie istnieją urzędy i tam gdzie mieszkają urzędnicy – w miastach powiatowych i powiatach grodzkich. W gminach ten problem nie doskwierał tak mocno.
  2. „Dobra zmiana” nie dotarła niestety także na poziom codziennych czynności administracyjnych. Szczytne założenia konferencji „Polska Wielki Projekt” , hasła konferencji w Katowicach czy programów „Alternatywa” - na które ludzie czekali, nie dotarły na ten poziom na którym załatwia się codzienne sprawy administracyjne – do miast powiatowych i powiatów grodzkich. Biurokracja pożera ludzki zapał i energię tak samo jak wcześniej – a śmiem twierdzić że jest jeszcze gorzej niż przed 2015 rokiem. Choćby z powodu fatalnego przygotowania struktury funkcjonowania Wód Polskich czy coraz większej przewlekłości postępowań przy pozwoleniach na budowę. Na poziomie miast – tam gdzie załatwia się sprawy administracyjne, ludzie się na PiS-e po prostu bardzo zawiedli. I to naprawdę widać.

Ktoś mógłby być zdziwiony że porażki te zdarzyły się także w tych miastach które odwiedził Mateusz Morawiecki, Jarosław Kaczyński czy Andrzej Adamczyk i w których liderzy PiS-u zostali bardzo ciepło przyjęci. Mnie to specjalnie nie dziwi – ludzie są bowiem zadowoleni z 500+, z mieszkania + czy darmowych leków dla seniorów. Zapewne widzą też dużo dobrych zmian – choćby w kondycji budżetu państwa czy polityki imigracyjnej. Ale te pozytywy zapewnia im państwo (być może też PiS uzyska ich głos w przyszłorocznych wyborach do parlamentu) – a nie lokalny kandydat na prezydenta czy burmistrza którego kojarzą od lat z lokalną przepychanką pod różnymi szyldami partyjnymi - bądź też widzą gościa pierwszy raz w życiu. Nawet jeśli zagłosują na kandydata Koalicji Obywatelskiej to 500+ nie przepadnie. Dla PiS-u w miastach i miasteczkach, szczególnie ta gdzie lokalne struktury PiS-u de facto nie istniały przed 2015 rokiem nie ma jeszcze pory na wygrywanie – tam zaczął się dopiero czas na odbudowę lokalnych struktur w oparciu o doświadczonych radnych. Trzy lata na zbudowanie regionalnych struktur partii (czytaj: grupy wiarygodnych liderów) to za krótko – i czasem myślę – choć podniosę ciśnienie – że może nawet lepiej że wyborcy nie zaufali nazwiskom … - nawet jeśli popierają partię.

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 5 listopada 2018r