Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Przeczytałem właśnie byłem, że szanowny redaktor Tomasz Lis wymyślił krok, który podjąć należy, żeby zneutralizować efekt referendum, którym prezydent Duda zaszachował partię rządzącą. Słowo zaszachował wydaje się w tym kontekście słowem najbardziej odpowiednim, gdyż wczorajszym orędziem zręcznie ustawił Andrzej Duda figury na politycznej szachownicy w pozycji szach. Zarządzone w akcie nocnej paniki po przegranej pierwszej turze referendum Bronisława Komorowskiego, z jednym pytaniem nieaktualnym, drugim niekonstytucyjnym, a trzecim bezsensownym, zostawione zostaje na pastwę frekwencyjnej porażki.

Skoro jednak mógł Komorowski, to może też Duda - odpowiada zatem własnym pomysłem referendum, który silny jest siłą 6 mln podpisów obywateli, zebranych w sprawach, których dotyczyć mają trzy pytania (lasy państwowe, sześciolatki w szkołach, wiek emerytalny).

Problem jednak w tym, że połączenie referendum z wyborami parlamentarnymi daje realną jak nigdy szansę na to, że przekroczony zostanie magiczny próg 50% i głosowanie stanie się ważne. Platforma niechybnie znalazła się więc w położeniu definiowanym przez literacką spuściznę starożytności jako konflikt tragiczny, a przez spuściznę mądrości naszej ludowej ujmowanym zgrabną frazą: jak się nie obrócisz, dupa z tyłu.

Wobec katastrofy tego rodzaju, zebrały się umysły najtęższe w programie J. Paradowskiej w TOK FM, radząc, co tu począć należy, żeby widomo katastrofy od siebie oddalić. I uradzili, a konkretnie uradził Lis Tomasz: Platforma musi zbojkotować referendum Dudy, wtedy nie będzie frekwencji, wtedy PIS nie sprzeda tego jako sukcesu, prezydent przegra, a argument, że Platforma ma gdzieś zwykłych obywateli, zostanie "wybity z ręki".

Tomasz Lis to mistrz gładkich formułek i pozy pewnego siebie besserwissera, jednak spanikowany umysł rozpoznać można zawsze, nawet wtedy, gdy jego właściciel skrywa to tak profesjonalnie, jak były kolega Karolaka. Nic bowiem tak skutecznie nie obnaża spanikowanego umysłu, jak głupie pomysły.

Platforma jest w głębokiej defensywie i walczy w tej chwili o dźwignięcie swojego wyniku z rozmiarów klęski do rozmiarów porażki. Jej wizerunek, który niegdyś był wizerunkiem partii przyjaznej, otwartej i nowoczesnej, przeistoczył się w wizerunek partii butnej, aroganckiej, pysznej, zarozumiałej, lekceważącej obywateli. Szczerze mówiąc, ma Platforma jeszcze bardziej przegwizdane, niż Bronisław Komorowski - on poległ w dużej mierze na tym, że próbował swoją twarzą firmować dokonania swojego ugrupowania politycznego. Teraz to ugrupowanie polityczne musi swoje dokonania firmować samo. Własną twarzą.

Otwarte wezwanie do bojkotu Dudowego referendum byłoby politycznym harakiri. PIS dostałby jak na tacy argumenty, za pomocą których mógłby beztroską pogłębiać narrację o butnej, aroganckiej, zarozumiałej, lekceważącej obywateli partii władzy. Koronną bowiem kwestią, sankcjonującą pytania referendalne Andrzeja Dudy, są podpisy, które zebrały pod odpowiednimi projektami odpowiednie, niepisowskie przecież, organizacje.

Idąc za radą Tomasza Lisa, Platforma musiałaby z jednej strony zachęcać do udziału w rozpaczliwie chybionym referendum Komorowskiego (tego zbojkotować nie może), które zarządzone zostało wyłącznie po to, żeby pokłócić PIS z Kukizem, co niemal dosłownie przyznaje były prezydent i ludzie z jego otoczenia. Z drugiej zaś strony musiałaby Platforma apelować do bojkotu referendum, które zarządzone zostało, oczywiście, że w najlepszym interesie partii obecnego prezydenta, ale którego pytania dotyczą spraw fundamentalnie ważnych dla społeczeństwa, czemu to społeczeństwo dało wyraz, podpisując się pod inicjatywami obywatelskimi sześć milionów razy.

Tomasz Lis się pewnie nie ucieszy, ale na mój nos sztabowcy Beaty Szydło już zacierają ręce, bo wiedzą, że, jeżeli decyzyjni w Platformie politycy posłuchają szanownego redaktora, sami wystawią swoją partię na propagandowy ostrzał, po którym pozostaną po niej wióry i kilkanaście procent.

Jedyne, co Platforma może teraz zrobić, to zablokować referendum w senacie, opowiadając przy tym z głupio mądrymi minami, że senatorowie są niezależni, bo wybrani przecież w JOW-ach. I siedzieć cicho, licząc na to, że po pierwszym referendum (6 września) gorączka referendalna minie, beznadziejna frekwencja osłabi entuzjazm, a ludzie się całymi tymi referendami po prostu znudzą. Jeżeli z jakichś powodów nie udałoby się jej zablokować inicjatywy Andrzeja Dudy w senacie, wtedy także powinna Platforma... siedzieć cicho, licząc na to, że frekwencja nie przekroczy 50%. Bo prawdopodobieństwo, że nie przekroczy, jest moim zdaniem ciągle większe. I wtedy grzmieć o porażce prezydenta.

Nie zapominajmy także o innej, mniej wymiernej, ale także ważnej kwestii. Elektorat PO jest w dużej mierze dosyć "letni", zdecydowanie mniej zmobilizowany i zdeterminowany niż elektorat PIS-u. Elektorat ten już zdążył się podwójnie zniechęcić: po pierwsze wygraną Dudy, po drugie dołowaniem swojej partii w sondażach. Ci twardzi, przestraszeni platformersi pójdą na wybory na pewno, ale Platforma ma także wielu wyborców, którzy o polityce wiedzą tyle, że Kopacz jest dobra, a Kaczyński zły. Jeżeli trafią na przekaz bojkotu referendum w dniu wyborów, mogą w swoich letnich głowach połączyć jedno głosowanie z drugim i... zostać w domu. Namowy do niewzięcia udziału w jakimś demokratycznym akcie wyborczym zawsze skutkują rozprężeniem. W tym wypadku może być to zabójcze dla Platformy rozprężenie kilku, i tak już wystarczająco rozprężonych, procent.

Spanikowane umysły rodzą głupie pomysły. Przekonał się o tym Bronisław Komorowski, pakując swoją partię referendalne tarapaty. Czy przekona się o tym Ewa Kopacz, aplikując swojej partii rady Tomasza Lisa? Myślę, że jednak nie. Donald Tusk nie oderwał się od rzeczywistości na tyle mocno, żeby na to pozwolić.

Tekst ukazał się na Salon24 w dniu 21 siepnia 2015r