Oto zgłębiłem już sekrety

Ach, filozofii, prawa, medycyny

I teologii też, niestety,

Żmudne poświęcił snu godziny.

Lecz chociaż tyle się trudziłem,

To głupi jestem, tak jak byłem!

Magistrem tytułują mnie, doktorem!

I dziesięć lat już moich uczniów sforę

Wodzę za nos raz tędy, raz owędy,

W skos, wspak i nie wiem już, którędy

Widzę, że wiedzieć nic nam nie jest dane!

(J.W. Goethe Faust; tłum. J.St. Buras)

Niedługi okres czasu trwało opamiętanie opozycji, mowa "miłości i zrozumienia" dla zwykłych ludzi, owe pochylenie się nad "szarymi prostaczkami", którzy wybierają "patologię PiS" z powodu "skrajnej biedy i głodu". 

Wystarczyło ledwie ponad dwa tygodnie, by znów wypłynął z miłością niezawodny profesor Jan Hartman, postulujący nazywanie "chama chamem", czy jego przyboczny wielbiciel z "Gazety Wyborczej" Przemysław Szubartowicz, oraz wybitny, w swoim mniemaniu, inteligent (także głównie w swoim mniemaniu) Wojciech Sadurski.

I tak oto Polak, stał się znów sprzedajnym zdrajcą za pięćset złotych, handlującym wolność swoją i swoich dzieci, przyszłość nadchodzących pokoleń, które z pewnością żebrać będą o bułkę i kefir od bogatego Niemca i na których składać się będzie musiała cała Europa, ku wstydowi i zaczerwienieniu "mądrzejszych" członków narodu polskiego. Taki wstyd! Matko Bosko kochano, taki wstyd!

Wyjeżdżając, wiele lat temu, na tak zwany zachód, słyszałem od różnorakich mędrców "słuszne rady", by nie przyznawać się że pochodzę z Polski, bo to przecież wstyd pochodzić z "zaścianka Europy", kraju kruchty i krzyża, tak zwanego ciemnogrodu. Ostatnio przeczytałem nawet jak to jakaś "mamusia" mądrze radziła "córci" by nie rozmawiała po polsku na ulicy, bo to się lepiej nie przyznawać do tego, że jest się z "tego kraju". Innym razem, lecąc samolotem pełnym Polaków i tylko Polaków, widziałem pijaną grupkę "bananowej" młodzieży, której udało się sforsować opór załogi samolotu i dostać na pokład (jakim cudem - nie wiem), gdzie kontynuowali spożywanie alkoholu, kupionego w strefie wolnocłowej w ilości znacznej. I wtem nagle, zza swoich pleców udało mi się usłyszeć - "No tak, Polacy na wakacjach. To są właśnie Polacy" - owemu Panu wypowiadającemu te słowa oczywiście umknął fakt iż na pokładzie samolotu było ponad stu pięćdziesięciu Polaków, którzy zachowywali się normalnie.

Wbrew "mądrym radom", nigdy nie skłamałem na temat swojego pochodzenia, a nawet więcej - byłem z niego zawsze bardzo szczęśliwy, tak jak i jestem nadal. O dziwo to właśnie ja, przyznający skąd jestem, budziłem w cudzoziemcach większy szacunek aniżeli Ci, którzy kłamali. Kiedyś od znajomego Amerykanina, profesora historii, usłyszałem dość dosadne określenie tychże naszych rodaków - mówiąc wprost osoby wstydzące się "bycia Polakiem", nazwał dosłownie "kundlami".  

Przez całe lata, różnorakie gadające głowy, dawały Polakom do zrozumienia, że powinni się wstydzić, nie określając przy tym za co i wobec kogo, wmawiając przy tym iż jesteśmy gorszym narodem aniżeli inne, mniej wartościowym, mniej zdolnym, leniwym, roszczeniowym i zakompleksionym. W mediach głównego nurtu stworzono istny przemysł pogardy, nawet nie do naszych wartości, nie do naszych wad i zalet, ale w ogóle do Polski. Udało im się zaimplantować wielu ludziom istny kompleks niższości, wynikający jedynie z kraju urodzenia, tak jakby przyjście na świat w "ten kraju", było samo w sobie powodem do krępacji wobec innych. 

I oto przyszli inni, przyszli tacy jak ja, burząc cały ten mitologiczny obraz Polaka-buraka, mówiąc Polakowi-burakowi, iż on tyle samo wart co i uniwersytecki "profesur", i że ma prawo do swoich poglądów bez względu na wszystko, oraz iż jego dzieci są tyle samo warte co i dzieci owego "profesura".

Pamiętam, bardzo dawno temu, gdy jeszcze jako zupełny młodzian, wraz z przyjacielem zabłądziłem "w Polsce". Era GPS była wówczas w kompletnych powijakach, a my, mieszczuchy, wybraliśmy się na kilkudniową wycieczkę rowerową. Było piękne, słoneczne lato, świetne prognozy pogody. Nasze całkiem niezłe przygotowanie, dawało nam pewność iż nie spotka nas żadna przykra niespodzianka, a jednak - spotkała. Rower kolegi, krótko mówiąc - wykrzaczył się i to w sposób na jaki przygotowani nie byliśmy. W momencie gdy próbowaliśmy nareperować go by móc ujechać choć kilka kilometrów do najbliższego hotelu, zaczęło się ściemniać i chmurzyć, a po chwili lało jak z cebra, do tego grzmiąc. I nagle okazało się że pelerynki antydeszczowe - nie są tak idealne jakby się wydawało. Wtem nagle na drodze, gdzie psa z kulawą nogą wcześniej nie uświadczyliśmy, pojawił się stare, dymiące auto, marki już dziś nie pamiętanej. W aucie siedział wiekowy, ale wciąż bardzo sprawny dziadek, który zatrzymał się przy nas i po chwili jechaliśmy z nim. Poprosiliśmy go by podwiózł nas do hotelu, w którym wcześniej planowaliśmy się zatrzymać, ale on stwierdził że to bez sensu, bo przecież trzeba rower nareperować, a my nie mamy odpowiednich narzędzi a on się akurat na tym zna i odpowiednie posiada, tylko w domu, a my przy okazji zjemy obiad z nim jego żoną i wnuczką, która akurat jest, bo przecież musimy być bardzo głodni. Stwierdziliśmy - naprawimy rower, burza przejdzie może i uda nam się dotrzeć do celu. Domek starsi państwo mieli bardzo skromny, obwieszony nieco świętymi obrazkami, Janem Pawłem, Ojcem Pio i innymi. Taki typowy, wiejski, skromny ale przytulny i bardzo czysty. Wykąpaliśmy się, przebraliśmy i zjedliśmy pyszny obiad. Niestety pogoda nie chciała się poprawić, a i rower kolegi okazał się wyzwaniem, toteż zastał nas tam wieczór, gdy w końcu byliśmy gotowi jechać dalej. Babcia stwierdziła jednakże iż to tak daleko, tyle kilometrów, a zimno, a padało, a to a tamto, i powiedziała w końcu że nocować możemy przecież u nich, a i pieniądze zaoszczędzimy, a łóżka stoją puste od wyprowadzki dzieci. I tak oto, spaliśmy najedzeni, wykąpani i naprawieni, u zupełnie obcych ludzi, którzy nas pierwszy raz widzieli na oczy. Rankiem, uradziliśmy z wnuczką, po wcześniejszym przejrzeniu lodówki, gdy staruszkowie jeszcze spali, że kupimy im dużo jedzenia w miejscowym sklepie, gdyż jak dziewczyna powiedziała - obraziliby się oni gdyby im zaproponować pieniądze. Tak zrobiliśmy.

  •  
  • Minęło wiele lat, ale ciągle mam to w pamięci - życzliwość i serdeczność tej rodziny była dla mnie budująca. I dziś, gdy słyszę o wiejskiej ciemnocie, o sprzedajnych ludziach, o "starych k... głosujących na PiS", przypominając sobie tamtą historię - nie mogę wyjść ze zdziwienia jak bardzo można pogardzać innymi ludźmi, jak bardzo można kogoś obrażać, całkowicie nie znając tego człowieka, będąc jednocześnie - w zupełnie nieuzasadniony sposób - przekonanym o własnej, ogromnej roli społecznej.
  • Co ciekawe, wieloletnie badania pokazały, iż to właśnie osoby o zaniżonym poczuciu własnej wartości i mniej inteligentne, są bardziej skłonne do odczuwania wyższości nad innymi - dzieje się tak szczególnie gdy uda im się osiągnąć wyższy status społeczny czy majątkowy - nie jest istotne czy zdobyty dzięki własnym umiejętnościom, czy przejęty po rodzicach i znajomych. Osoby takie czują się niejako uprawnione do wygłaszania autorytatywnych, bezdyskusyjnych (w ich opinii) tez z racji bycia na szczycie drabiny społecznej, lecząc tym poniekąd swoje własne kompleksy.
  • Interesujące jest to iż wyniki badań potwierdza nawet historia -„Jemu się zdaje, że coś wie, choć nic nie wie, a ja, ja nic nie wiem, tak mi się nawet i nie zdaje” mawiać miał Sokrates,"Co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy, to cały ocean." - pisał Newton, "Nie jestem bardzo bystry, po prostu długo siedzę nad problemem." - Albert Einstein. "Głupiec, który wie że jest głupi, przynajmniej w tym jest rozumny. Głupiec, który siebie uważa za mędrca – ten dopiero jest głupi." - Budda Siakjamuni, może tu służyć jako podsumowanie, a dorzucając także Plutarcha - "Puste beczki i głupcy robią dużo hałasu", i Alexandra Pope - "Duma, nigdy niezawodząca przywara głupców" zyskujemy pełny obraz sytuacji i właściwy ogląd na to jakie my mamy elity i inteligencję. Można by zacytować tu jeszcze Jana Brzechwę, pasowałby doskonale do tych, samomianujących się inteligentów. 
  • Wyżej wymienieni i zacytowani autorzy przeszli do historii, ich słowa wspominane są do dziś, zostawili faktyczne, namacalne dowody swojej wielkości, której nigdy prawdopodobnie nie byli świadomi.
  • Osobiście, pycha osób pokroju Krystyny Jandy, Jana Hartmana czy Wojciecha Sadurskiego, wydawały mi się zawsze zabawne. Trudno mi powstrzymać śmiech, gdy widzę jak bardzo można WIELBIĆ SIEBIE i jak, niewspółmiernie do stanu faktycznego, wysokie mieć mniemanie o samym sobie, jednocześnie będąc faktycznie tylko pyłkiem na wietrze historii, który zaginie w pomroce dziejów, jak zaginęły tysiące innych, im podobnych głupców.
  • Oto Andrzej Saramonowicz pisze:
  • "Dla mnie Bóg w rozumieniu chrześcijańskim istnieje tak samo jak krasnale, elfy, smoki, postacie literackie i bogowie z innych religii. Jest wyłącznie w kulturze, stworzonej przez ludzi.
  • Nie mogę zatem obrazić Zeusa, Hamleta, Bazyliszka, Legolasa czy Gapcia, bo poza ludzką wyobraźnią, choćby zbiorowo była liczona w miliony, ich nie ma. To samo dotyczy Jahwe. Dla większości z kilku miliardów ludzi na świecie to byt równie realny, co Harry Potter, Han Solo czy Batman.
  • Można w jakimś miejscu na Ziemi, o zbliżonym do Polski daltonizmie legislacyjnym, wprowadzić prawo, które uzna, że wypowiedzi na temat Gapcia, Zeusa czy Batmana podlegają kontroli i te z nich, które zostaną uznane przez prawodawcę za obraźliwe, staną się pretekstem do kar, łącznie z uwięzieniem.
  • Ale w niczym to nie zwiększy boskości Zeusa, skuteczności Batmana czy powagi Gapcia"
  • A pod jego wpisem, inny celebryta, powołując się na badania, pisze iż tylko idioci wierzą w Boga. Jeden z tych idiotów, jakże daleko będący rozumem od autora wpisu, oraz autora tychże badań i celebryty,
  • zbudował kiedyś napędzany korbą model układu słonecznego odwzorowujący ruchy planet. Znajomy ateista, będąc w gościnie, zapytał: "Kto to zrobił" a on odpowiedział: "Nikt"
  • - Jak to nikt, samo to nie powstało? - zdziwił się mężczyzna.
  • - Ale przecież ty uważasz, że większy model ruchu planet powstał sam, to dlaczego ten nie mógł powstać sam? - odpowiedział naukowiec, odkrywca prawa grawitacji,
  • Isaac Newton.
  • Inny idiota napisał:
  • "Dobre uczynki wznoszą się i sięgają Nieba, ponieważ cnota znajduje uznanie w oczach Boga. Złe uczynki natomiast przeciwnie, ponieważ są sprzeczne z wolą Boga – strącane są w otchłanie piekła… O ty, który podziwiasz naszą cielesną powłokę – nie bądź smutny, że wraz z innymi dosięgnie ciebie śmierć, lecz raduj się, że nasz Stwórca obdarzył nas tak wyjątkowym narzędziem jak intelekt."
  • To z kolei Leonardo Da Vinci.
  • Niewątpliwie, Panie Andrzeju, po Panu więcej zostanie aniżeli po nich, boć to głupcy wierzący w nic, zwane Bogiem, a do tego wszak idioci jak to Pana kolega ujął, na podstawie badań oczywiście.
  • Czy więc tylko głupcy, pokroju Saramonowicza, nie wierzą w Boga? Oczywiście, że nie! Ale tylko człowiek naprawdę słaby na umyśle, będzie wygłaszał swoją opinię jako prawdę objawioną, będąc absolutnie przekonanym przy tym, iż osoby wierzące to idioci, a on sam posiada wyłączny monopol na rację.
  • Bertrand Russell, agnostyk, napisał kiedyś, jakże trafne i idealnie pasujące do obecnej sytuacji słowa: "To smutne, że głupcy są tak pewni siebie, a ludzie mądrzy tak pełni wątpliwości".
  • Przechodząc do sedna, dochodzę do wniosku jestem pewien iż cały tytuł artykułu jest błędny. Dlaczegoż? Otóż osoby o których dziś rozmawiamy - zasadniczo po prostu nie są inteligencją, choć na ową grupę ludzi pozują. Są to osoby niewątpliwie wyższego statusu materialnego, czy też stojące wyżej w hierarchii społecznej, ode mnie i od większości ludzi czytających teraz te słowa. Nie jest jednakże możliwym przyznanie im statusu autorytetu czy też elit intelektualnych narodu z tego powodu. Są to osoby zamożne, są to osoby znane, ale czy to czyni kogoś inteligentnym? Czy człowiek głupi nie może być majętny, a człowiek inteligentny biedny? 
  • Obserwując tę naszą "wyższą" klasę, można z całą pewnością zaobserwować wśród niej tzw. Efekt Dunninga-Krugera. Jest to zjawisko, potwierdzone naukowo, z dziedziny psychologii. W 1999 roku, dwaj naukowcy Justina Kruger i Davida Dunning z Uniwersytetu Cornella, 13. najlepszej uczelni na świecie według Akademickiego Rankingu Uniwersytetów Świata z 2014 roku, przeprowadzili eksperyment polegający na zbadaniu poziomu samooceny osób wykwalifikowanych i kompetentnych, oraz osób niewykwalifikowanych i niekompetentnych w danej dziedzinie. Otóż okazało się iż osoby wysoko wykwalifikowane i kompetentne w danej dziedzinie podawały prawidłową wartość, lub - jak w przypadku osób o największej wiedzy - znacznie tę wartość zaniżały, podczas gdy osoby niekompetentne znacznie ocenę swoich umiejętności znacznie zawyżały.
  • Badanie to, za którego Dunning i Kruger otrzymali satyryczną Nagrodę Ig Nobla (badania śmieszące a jednocześnie skłaniające do myślenia), udowodniło, wg pary naukowców, iż ludzie inteligentni najczęściej się za inteligentnych nie uważają, odwrotnie do ludzi głupich - którzy sądzą wręcz odwrotnie, będąc przekonanymi o swoich wysokich zdolnościach intelektualnych.
  • Podobnie jest, nota bene, z oceną własnych osiągnięć i sukcesów. Oto Krystyna Janda pisze:
  • Gdy obserwuję, jak poniżani są ludzie wybitni, z niekwestionowanym dorobkiem (...), to czuję bezsilność. Gdy ktoś do mnie pisze: "Wypie*dalaj ku*wo", to zastanawiam się, czy ten ktoś zrobił więcej dla Polski niż ja? Założyłam fundację, dwa teatry, którymi mogłaby się pochwalić każda europejska stolica, daję pracę wielu ludziom, 440 aktorom, Gramy 880 razy w roku (...) - chwali się.
  • Poniżani są ludzie wybitni, a ona sama zrobiła wiele "dla Polski", oczywiście w swoim własnym mniemaniu. Tu trzeba postawić kropkę, niech czytelnik rozsądzi te słowa sam.

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 11 czerwca 2019r