Kraków jest miastem o wielu funkcjach, a w tym jest miastem Nauki.
W każdej Uczelni czy Instytucji Naukowej organizowane są Konferencje o różnym profilu, a w ich obrębie oprócz prezentacji rezultatów i koncepcji bywają organizowane konkursy prac. To taka wisienka spotkania. Pamiętam z mojej dyscypliny, gdy to w czasie Konferencji dotyczącej mikroskopii elektronowej jeden z uczestników – światowy luminarz dyscypliny ze Stanów wręcz ad hoc zorganizował prywatny konkurs na … najciekawszą naukowo i najładniejszą plastycznie fotografię struktury metalu.

Pierwszą i jedyną nagrodą była butelka godnego trunku i uścisk dłoni, a Jury pracowało w przewie obrad. W uczelniach technicznych konferencje z reguły i z natury stanowią forum spotkań świata nauki i praktyki przemysłowej. Są to spotkania cenione przez obie strony. Naukowcy otrzymują nowe wiadomości z praktyki a praktycy dowiadują się o tym co tez nowego w zakresie wiedzy podstawowej. Obie strony – jeśli je w ogóle tak traktować – nawzajem mają się nad czym zastanawiać, nawzajem dostarczają sobie informacji tej na ogół trudniej dostępnej drugiej stronie. Poza tym, tak kształtuje się wspólny język – pozwalający lepiej rozumieć treść przekazywanej wiedzy i potrzebny w dobrej współpracy. Tego żadne studiowanie nie zapewni. Konkursy prac mają dużą wagę pewnej nobilitacji, docenienia zaprezentowanej myśli, rozwiązania, koncepcji czasem tylko nawet ciekawej a udokumentowanej hipotezy.
Politechnika Krakowska, choć źródeł naukowych może szukać w Alma Mater – Uniwersytecie Jagiellońskim i w Akademii wtedy jeszcze tylko Górniczej - można powiedzieć, jest stosunkowo młodą uczelnią. Młodą, ale oczywiście nie na dzisiejsze zwyczaje, w stosunku do innych - to nestorka.
Jak sądzę – wystarczająco wyjaśniłem dlaczego warto zauważyć coroczną Konferencję o 20 - to letniej już tradycji organizowaną przez Wydział Architektury PK ze współudziałem organizacji zawodowej jakim jest SARP i uczestnictwem Zakładów Przemysłowych, szeroko rozumianego Przemysłu Budownictwa.
W ramach tej Konferencji corocznie odbywa się Ogólnopolski Konkurs „Architektura Betonowa” Dla laika – samo to hasło brzmi jak wspomnienie czasów, w których postęp był przedstawiany ludowi hasłem – więcej stali i betonu czasem dodawano – lokomotyw. Jednak tenże laik, gdyby się tematem dziś zainteresował - i dlatego o tym piszę – to by się przekonał, że tamto hasło jest dawno nieaktualne. Beton dziś ma zupełnie nowe i inne zastosowania, które są pochodną coraz to nowszych własności, technologicznych i użytkowych betonu jako tworzywa. Stanowi to też inspirację dla projektantów. Stąd jak rozumiem – potrzeba i trwałość tego już cyklu konferencyjnego.
Projektant – architekt - myśląc kategoriami estetyki i funkcji, cały czas musi brać pod uwagę techniczne możliwości wykonania swych pomysłów. Koncepcja jest fundamentem i solą późniejszej realizacji, dlatego w tym środowisku jest doceniana.
Dla Architektów beton jest materiałem konstrukcyjnym dziś mającym jednak też znaczenie estetyczne, co otwiera nowe możliwości. Stąd tytuł całej Konferencji i staje się zrozumiałe hasło tegorocznego konkursu prac „Architektura Betonowa”. Tematem tego konkursu była koncepcja postawienia całkiem praktycznego problemu – powiązania Krakowa jako miasta z Wisłą. Niby temat już mający swą historię lecz niestety nadal pozostający na uboczu. Wisła przez wieki była przecież dla miasta ważna gospodarczo, a dziś miasto od niej się jakby odwróciło, pozostawiając tylko i to dość specyficznie rozwijając jej funkcje turystyczne. Cóż, takie czasy – koniec końców musi się przyznać, ze poprzednie funkcje gospodarcze Wisły i rozmiarami i jakością musiały być przeniesione na inne kierunki. Stąd zapewne poszukiwanie innych koncepcji w tym zakresie.
Podkreślam – jako laik i na potrzeby czysto publicystyczne, nie zajmuję się omawianiem całego konkursu. Koncentruję się na jednym, dla mnie zwykłego odbiorcy, niezwykle znamiennym umotywowaniem Jury odnoszonym do jednej z prac. Jako człowiek nie mający kontaktu w problemami architektów sprawę poznałem i zauważyłem tylko dlatego, że mowa jest o pracy mojego syna – Piotra, pracownika Wydziału Architektury PK – ale proszę tej relacji osobistej nie brać tu pod uwagę. Dla tego co chcę tu powiedzieć ważna jest owa motywacja Jury odnosząca się do tej pracy.
Sama praca ma tytuł „Konstelacja Smoka – Kraków _ Smocze Miasto”. Jak dla mnie, tytuł – dla szaraka mówiący tyle, że Kraków – Smok to spójne hasła, które mogą być nośne dla interesów i zagospodarowania miasta. Zarysowuje on też generalną zasadę autorskiej koncepcji. Ale tytuł jak tytuł – jako człek innej specjalności technicznej mogę tylko powiedzieć – architekci tak miewają. Mówię tak bez ogródek bo co do samego brzmienia, rzecz mi nieco trąci współczesną nowomową. Wybaczam bo w końcu każda profesja ma swój język, a dziś pod naporem szału ocen, punktacji, słów kluczy takowy język jest wręcz koniecznością. Zabija samodzielność myślenia, wprowadza automatyzm – lecz nauka, ludzka inwencja i ciekawość – takie rzeczy przetrzyma.
Mam nadzieję.
Zbitka Kraków – Smok, niby stara jak moja broda – lecz czy dziś organizacja przestrzeni i funkcja miasta zatrąca o tą koncepcję realizacyjną? Warto się zastanowić. I tu uznaję pewną świeżość myśli organizatorów konkursu. Zaciekawiło mnie jednak co innego. Proszę się tylko pochylić nad tym, jak - między innymi - Jury motywowało przydzielenie nagrody dla tej konkretnej pracy. Tylko jedno zdanie. (cyt) /- w pracy…./ Malarska wizja prezentuje wrażliwą interpretację architektury, szczególnie cenną i rzadką w dobie wszechogarniającej cyfryzacji Tak, to prawda bo Autor podjął prezentację koncepcji z pominięciem narzędzi komputerowych – i jak widać – wyszło coś innego niż sztampa.
Jury doceniło i koncepcję i sposób jej opracowania i prezentacji czyli warsztat. Samo to należy uznać za nowość sięgającą do źródeł fachu ponownie zauważoną i docenioną jakby nie było - przez tuzy środowiska architektów, . Dziś architekt ma w ręku narzędzia; komputer, programy i peryferia sterujące komputerem pozwalające na dodatek na przekształcanie obrazu. Niegdyś była deska, kalka i ręka oraz mózg – zero automatyki. Był potrzebny opanowany warsztat. I tak - był np. prof. Wiktor Zin – architekt – biegły rysownik, swobodnie operujący kredką, węglem, ołówkiem – wedle potrzeby. Warsztat manualny i myślowy opanowany do swobodnego używania tegoż. Widziałem też np. oryginalny projekt kościoła w Dobczycach z końca lat 40 tych. Każdy arkusz spod ręki Autora – śp. Ojca prof. Ewy Pazder – Cichy, to oddzielna grafika wykonana ręką biegłego plastyka, a nie rysownika technicznego, W tych pracach była pełna autorska koncepcja, bez wspomagania uproszczeniami i kalkami obrazów jakie są możliwe do użycia nowymi narzędziami automatu dysponującego gotowymi sztancami.
W tym o czym tu mowa nie chodzi tylko o różnicę, czym i co jest wykonane – tylko o to, że dobrane narzędzie wspomaga kształt realizacyjny koncepcji. Opracowanie koncepcji z duszą i z drugiej strony - automatem – czyni je jakościowo i nawet treściowo – różnymi.
I eureka – to zauważyło Jury, co jest dla mnie wielce pocieszające.
Jury – co dziś rzadkie – bo automat jest normą – zauważyło właśnie wartość dodaną tej pracy wynikającą z tej „malarskiej wizji” porównanej z wszechobecną i bezosobową jakby - cyfryzacją – jak to nazwano. Koncepcja, pomysł oparty o rzemiosło a nie o automat, sztampę.
Idąc dalej – rzecz da się uogólnić i na inne profesje. Dziś – jako postęp zaczęto przyjmować lekceważenie warsztatu i oto w tym konkursie zauważono, ze umiejętności warsztatowe są potrzebne dla zaprezentowania koncepcji i nie zastąpi się ich dążeniem czy wręcz przymusem pogoni za szokiem, demonstracją lekceważenia wcześniej obowiązujących zasad. Reakcja Jury – wskazuje na ten kierunek oceny działań artystycznych. Ogólnie.
Niby stare ale jednak zapowiada nowe myślenie architektów w zakresie i kształtowania i wyrażania koncepcji architektonicznej.
I na to chcę zwrócić uwagę