Oto jest pytanie. Nie ma co zaprzeczać, udawać przysłowiowego Greka i zaprzeczać, że Radni Dzielnicowi są politykami. I to dosłownie przecież są. Wszelkie definicje  zawierające określenie polityki - jako rodzaju sztuki rządzenia państwem,

której celem jest dobro wspólne, poprzez wskazanie, iż jest to działalność polegająca na przezwyciężaniu sprzeczności interesów i uzgadnianiu zachowań współzależnych grup społecznych, po te mówiące, że polityka to dążenie do udziału we władzy lub do wywierania wpływu na podział władzy, czy to między państwami, czy też w obrębie państwa, między grupami ludzi, jakie to państwo tworzą ? pasują jak ulał. Czy w tym coś złego? Chyba, że się ma świadomość fatalnej i to zasłużenie ? opinii, którą niestety w uogólnieniu ma społeczeństwo co do roli polityki i polityka jako osoby.

Partie to też naturalny stan organizacji działań społecznych, właśnie tych politycznych.

Tekst Przewodniczącego Rady Dzielnicy (Kurier Zwierzyniecki nr 6) bo do niego się odnoszę, odcinający się od nazywania go politykiem, dowodzi wprost jakiegoś chaosu, w rozumieniu, albo i raczej nie zrozumieniu roli Radnego i Rady jako ciała samorządowego.

Dlatego ten temat poruszam.

No bo cóż owi Radni Dzielnicowi robią, a raczej robić mają, na tym szczeblu, na którym wyborcy Ich posadzili? Na pewno nie muszą filozofować na temat traktatów międzynarodowych czy rozstrzygnięć ustawowych dla całego regionu czy kraju. Nawet nie miasta ? tylko dzielnicy. Powtórzmy; mają w tym zakresie działać dla dobra wspólnego przezwyciężać sprzeczności interesów, uzgadniać zachowania współzależnych grup społecznych, dążyć do udziału we władzy lub do wywierania wpływu na podział władzy też między grupami ludzi, jakie to państwo, społeczność tworzą.

Można by było powiedzieć ? czapka gore, skoro widać ma się poczucie niewłaściwie wypełnianej roli, uciekając od przyznania; tak jestem politykiem lokalnym i to z konkretnego ugrupowania, które ma taki a taki punkt widzenia na sposób godzenia, reprezentowania interesów. Nie dajmy się bujać ? każda działalność w sferze publicznej jest polityką. Tu ? lokalną, realizowaną właśnie ? lokalnie.

Struganie wielkiej tajemnicy z jakiej to partii się pochodzi, a tak Pan Przewodniczący się troskliwie tu zastrzega, jest czystą hipokryzją. Toć, to jest powszechnie wiadome. Tu konkretnie ? Pan pochodzi od Partii rządzącej. A, że notowania lecą, że do sprawy samorządowej referendów ? w jawnej panice wcinają się politycy o innych kompetencjach (bo ponad lokalnych), czyli je upolityczniając w sensie rozgrywek, że ludzie mają alergię na samo hasło polityka ? to zwiewamy w ?nie ? politykę? jak najbardziej robiąc politykę i oby tylko sobie właściwą.

Te same myśli należy skierować do wszelkich tzw. ponad politycznych inicjatyw czy stowarzyszeń ? lokalnych komitetów. Z tymi jest co prawda nieco inna sprawa. Członkowie owych gremiów mogą identyfikować się z różnymi partiami w sensie formalnych programów i przywódców, mogą, a nawet wtedy zwłaszcza, muszą wskazywać wokół jakiego celu się jednoczą, ale w działaniu politycznym. Kłamią ? gdy mówią ? my działamy poza polityką.

Chcą ominąć już powszechną fobię ludzi na hasło polityk ? którego obraz jawi się jako wizerunek człowieka myślącego o; roszadach, grach w salonowca towarzyskiego w dziedzinie wpływów, własnych prywatnych interesach.

Ten obraz ? jak w życiu ? jest czasem ? ale ufam, że tylko czasem ? prawdziwy. W założeniu i dla dobra wspólnego, musi on być fałszywy.

Przyznajmy jednak, że politycy sposobem funkcjonowania, metodami zwalczania przeciwnika, nie argumentami a nagonką, nie rozmową z ludźmi jako podmiotami swych działań, a traktowaniu mnie jak masy koniecznej do ukształtowania przed pójściem do urn ? sami zarabiają na ten zdroworozsądkowy osąd. Jest on w sposób oczywisty szkodliwy i degeneruje demokrację, która przekształca się w swą karykaturę.

Można rozbierać na części przyczyny stanu rzeczy. Od zaborów poprzez naszej losy państwowości aż po ostatnie wyczyny, po których polityka normalnie nie byłoby już na scenie ? a u nas ma się on w najlepsze.

Fakt pozostaje faktem, iż brnięcie w kłamstwo ? nie jestem politykiem, nim w istocie będąc, jest błędem i to niosącym szerokie skutki. Gdy zaś robię politykę, a nie zgadzam się z moją partią ? to, mówię o tym, a w końcu, gdy jest to lekceważone z niej się wypisuję. Mówię wyborcom ? wy jesteście dla mnie najważniejsi, bo jestem Waszym delegatem. Nie zadawalam wszystkich, bo się nie da, ale moje ruchy polityczne mają swoją motywację w wypełnianiu moich zadań jako polityka. W uzgadnianiu, wyważaniu racji itd. mają one swoje umocowanie w racjonalnych argumentach i w systemie wartości, które deklarowałem gdy startowałem do wyborów.

Sądzę, iż warto w końcu podjąć starania o świadomego obywatela, który nie będzie się otrzepywał na myśl, że ktoś mówi o polityce. Szkopuł w tym, że dla każdej bez wyjątku kadencyjnej władzy ? świadomy obywatel to w demokracji wielkie zagrożenie.

Prezydenci Stanów byli wysadzani w niebyt przez świadomych obywateli i nieskrępowaną informację.

A druga i trzecia i piąta kadencja to wszak marzenie ? z zawodu ? polityka.

Nie ma to jak w filmie. Bo mój mąż jest z zawodu dyrektorem.

Śmialiśmy się z tego, ale dziś, i w rzeczywistości to już nie jest śmieszne.