felekPrzyznaję – zaskoczyła mnie informacja o tym, że firm, które wykonywały ów Warszawski feralny rurociąg przeznaczony do przesyłu ścieków, nie da się ścigać karnie – bo ich po prostu z racji upadłości już nie ma. Mogłoby dziwić, że firmy (a więc nie jedna!) uczestniczące w realizacji tak kosztownej inwestycji splajtowały – choć powinny na tym chyba sowicie zarobić. Może był taki biznesplan. Najbardziej jednak dziwi – jakie to firmy wybierał sobie Ratusz Warszawski, skoro taka realizacja je najwyraźniej przerosła.

Zastanawia też jakość nadzoru miasta nad wykonawcami tak kosztownej inwestycji. Wszystko może dziwić, ale jedna rzecz mnie dobiła. Firmy zakładane przez cwaniaków mogą nabijać w butelkę – jak się to mówi – prywatnych inwestorów. Dobre wrażenie, niby referencje, gadka szmatka – sprawdzają się nawet w metodzie na wnuczka. Osoba prywatna inwestuje np. budując dom, na tym się nie znając inwestuje często sporą część dorobku całego życia – a nawet bywa, że nie wie co robi podejmując kontakt z (ewentualnie możliwym) fachowcem od zlej woli i silnej determinacji do zrobienia przekrętu. W tych klockach – to bywa rozmowa z dobrym fachowcem od przekrętów. Nie od budownictwa a od gry w trzy karty. Każdy kto budował dom wie jakie zapisy umowy są pułapkami - ale nie o tym tu mowa. Dlatego z Prawa Budowlanego mamy figurę Inspektora Budowy i ten, za pieniądze inwestora ma pilnować jakości technicznej wykonanej pracy – czyli pilnować jego rzeczowych interesów. Sam inwestor tak naprawdę, o ile nie zna się na sprawach technicznych – gdy tylko nastąpi porozumienie pomiędzy wykonawcą a owym inspektorem, stoi gotowy na odstrzał. Rutyna zawodowców. To i takowy inwestor nader często jest odstrzelony zupełnie bezkarnie, na pieniądze, które gdyby były wprost wykradzione z portfela – spowodowały by karę poważnego kryminału i nie na miesiące. Nie mówimy przecież o pojedynczych złotówkach.
Kradzież w białych rękawiczkach. Jednym ze znaków rozpoznawczych,
oprócz treści umowy jest między innymi np. to, że żaden, nawet najmniejszy dokument nie jest podpisany przez osobę, a zawsze imieniem – nazwą firmy. I tak – firma może powstać a za pół roku czy rok może nawet nie koniecznie upaść – może po prostu zniknąć, zakończyć działalność.
Indywidualny inwestor nie ma narzędzi realnej kontroli nad fuszerką. Gdy ma wyczucie technicznego rozsądku, zaczyna on proces najpierw przerwania fuszerki, a potem żegnania się z niekompetentnymi naciągaczami. Gdy już pozna mechanizm, którym go ograbiano – ale to już bywa za późno jako, że firmy już nie ma. Gdy nie ma zdrowego rozsądku – zostaje goły i wesoły, przekonany że oto ma dobry produkt np. dom. Na tym tle można pokazać, dlaczego wręcz mnie nie tylko szokuje ale i zastanawia, że o ile może zostać oszukany laik, inwestor naiwny i zielony jak pietruszka - ale miasto? Miasto dysponujące całym sztabem fachowców i środków na finasowanie nadzoru – też by dało się nabrać – tak jak sirota indywidualny inwestor?
Firma garażowa wykonywała prace? Prawników i inżynierów w mieście nie było? Wniosek narzuca się sam.
Zupełny przypadek – można chyba z czystej logiki wykluczyć. No tak – być przekonanym, prawie pewnym, a mieć możliwość przedłożenia twardych dowodów to dwie różne rzeczy,
Wszystko wskazuje na to, że całe narzędzia fachowe warszawskich speców miejskich miały ponad wszystko najwyraźniej jedną wadę. Pracowali Oni chyba nie mając chyba konkretnej świadomości, że to też oni pilnują pieniędzy publicznych. Nie tylko miejskich – bo w końcu inwestycja nie była finansowana tylko przez miasto.
Przyjrzyjmy się temu aspektowi. Teraz się dowiadujemy, że były inne koncepcje rozwiązania problemu zwiększania się zrzutu ścieków. Zostały odrzucone – choć ponoć miały kosztować tyle co sam ten rurociąg. Dlaczego więc pobito rekord kosztów? To jest też ważne pytanie. Wiedzę – osoby podejmujące decyzję , projektujące chyba miały i z racji wykształcenia i dla zajmowanych stanowisk, których nie obsadza się przecież laikami. Jednak pieniądz publiczny – nie był Ich – czyli najwyraźniej pozostawał abstraktem. Bytem niczyim – nie tak jak w przypadku inwestora indywidualnego, który dysponuje swoją własną kasą. To tak, jak pracownik banku ma do banknotów i monet podejście czysto nazwijmy towarowe, oderwane od realnej ich wartości tak i dla nich koszty to abstrakt. Poczucie realnej wartości pojawia się gdy te kwoty znajdują się na koncie lub w kieszeni.
Gdy więc dziś w sprawie awarii warszawskiej słyszę – nie ma kogo pociągnąć do odpowiedzialności – to powiem wprost. W przypadku indywidualnego inwestora ten sam za braki wiedzy szczegółowej nastawia się na karę – ponoszonych realnie strat. Dalszych unika gdy podejmuje interwencję i tym uda mu się pozbyć fuszerów i kanciarzy. I to robi. Firma jednak zwiewa z odpowiedzialności – bo takie mieliśmy i mamy prawo, jednak interwencja przynajmniej chroni od dalszych strat i umożliwia naprawę fuszerki. W przypadku Warszawy – też, owszem – firmy jako byty nieistniejące, na identycznej zasadzie zwiały przed odpowiedzialnością.
Zauważmy jednak - tego publicznego pieniądza miały pilnować osoby fachowe i one za swoją fachowość brały pieniądze od miasta – reprezentując jego interesy.
To jak to? Nie ma kogo zapytać o odpowiedzialność?
Podpowiem – są te odpowiedzialności i to aż dwie.
Jedna polityczna a druga karna.
Skoro ktoś miał formalne kompetencje, a ich nie użyl będąc na konkretnym stanowisku – co to może oznaczać? Tylko brak kompetencji albo działanie w porozumieniu, a to pociąga odpowiedzialność prawną.
Druga, odpowiedzialność polityczna – jak widać w Warszawie nie działa.
Ludzie sami się zgadzają na ten stan rzeczy skoro konsekwentnie wybierają jak wybierają. I mają co mają – niestety dziś też ci wszyscy na północ od stolicy.
Jak sądzę – to co powyżej napisałem powinno być wystarczającą motywacją do tego by ci, którzy odczuli skutki tego ewidentnego błędu braku dbałości Magistratu Warszawskiego występowali do miasta o kompensatę poniesionych strat. Ich zbiorowym reprezentantem może być Sanepid albo Inspektor Ochrony Środowiska, Naturalnymi adresatami są urzędnicy i eksperci działający w imieniu miasta, którzy mając pełną wiedzę fachową w każdej potrzebnej dziedziny – podpisali z firmami umowy, które jak widać dały im możliwość zrobienia tego co zrobiły i ucieczki od odpowiedzialności.
Może to Warszawiaków otrzeźwi przed następnymi wyborami i to na każdym szczeblu. Nie będzie bowiem tak, by ci urzędnicy i eksperci od nadzoru – przenieśli koszty. Za opowieści – nic się nie stało, odrzucenie pomocy w tak krytycznej sytuacji, utrzymywanie, że ozonowanie to panaceum też powinna być odpowiedzialność za zwiększanie strat.
Indywidualny inwestor– jako strażnik swoich pieniędzy ponosi karę – konkretnych strat, dlaczego i w przypadku Warszawy miałby być inaczej?
Może też jest tak, że duża część warszawiaków nie czuje się gospodarzami w tym mieście, przyjmują tylko postawę gościa. Popularnie lud warszawski nazywa to byciem słoikiem.
Pilnować pieniędzy mają jacyś „oni”, mnie słoika ma to nie obchodzić. Skoro ci „oni” to osoby ze świata, światłe, pod patronatem króla Europy – to co mi do tego, a zresztą – to i tak nie ja – ja jestem gościem – powie sobie taki słoik. Niestety – jak się już głosuje w Warszawie – to te rzeczy nie mogą takiego kogoś nie obchodzić/
Dla własnej kieszeni i to warto powszechnie uzmysłowić.