Sprawa decyzji firmy ArcelorMittal Poland SA w sprawie zwolnień pracowniczych w krakowskiej hucie jest ważna– ogólnie mówiąc – nie tylko dla pracowników ale też i dla miasta. Ciągnie się już od wiosny. Oczywiście pełna życzliwość dla pracowników, wychodzimy naprzeciw, staramy się jak możemy idziemy na rękę wykazując troskę, chronimy ich przed zwolnieniami itd.
Na ile to prawda a na ile gra – popatrzmy na argumenty.

To, że zwolnienia nie są czymś pożądanym – to oczywiste. Przynajmniej z punktu widzenia pracowników. Przerosty zatrudnienia w administracji są faktem i zwolnienia z punktu widzenia firmy są zapewne racjonalne. Zresztą w hucie nie jest to problem nowy a pojawia się cyklicznie z tendencją wzrostową jeszcze od lat komuny. Lecz i dziś – w czasach przekształceń własnościowych - ktoś kiedyś tych pracowników zatrudniał, czyli byli potrzebni. Skoro zmienia się profil i skala działalności firmy – to zwolnienia wydają się być czymś niestety koniecznym. Jednak wciąż pozostaje pytanie czy w związku z redukcją profilu produkcji – a ten jest zapowiadany – ta skala zwolnień ma w niej uzasadnienie - czy może dostarcza ona tylko okazji dla minimalizacji zatrudnienia – nie nam o tym rozstrzygać Jednak takie przypuszczenie można postawić, zwłaszcza, że cała „dobroć” właściciela zakładu pracy jest – na to wygląda - wprost przerzucana na ogół pracowników. Tego też do końca nie wiemy, gdyż nie mamy informacji czy zaproponowany 4 dniowy tydzień pracy dotyczy tylko pracowników sektora, którego mają dotykać zwolnienia czy w ogóle wszystkich członków załogi. Cokolwiek by nie powiedzieć to pracownicy przeniosą na swoich kieszeniach ciężar utrzymania swych kolegów w pracy. Równie dobrze – przy zachowaniu pełnego czasu pracy i płacy – ci nie zwalniani mogliby zrobić składkę solidarnościową na swych kolegów. Ta obecna jest tylko zorganizowana przez sam zakład i pod swego rodzajem przymusem. Innymi słowy wychodzi na to, że firma wizerunkowo usiłuje nie tracić wizerunkowo kosztem pracowników poddanych groźbie zwolnień. Zresztą tak naprawdę i tak tego wszystkiego nie wiemy bo dopiero wyjaśnienie problemu w jakimś stopniu mogłoby doprecyzować na ile właściciel staje frontem do ludzi i ich potrzeb, a na ile dodatkowo chce skorzystać z okazji by na sytuacji robić jeszcze interes przynajmniej wizerunkowy i ku zyskaniu mocy nacisku na pracowników.
Rzetelnie trudno tak sobie, publicystycznie, rzecz rozstrzygać. .
W takim razie podejdźmy do sprawy z drugiej strony. Oprócz przesłanek czysto giełdowych i technologicznych powinniśmy też mówić o styku sfery społecznej i technologicznej.
Każdy z tych aspektów współdziała z pozostałymi – tak więc oprócz pytań na ile w ogóle firma chce faktycznie dbać o pracowników i o swój obraz, należy się zastanowić nad tym, co faktycznie myśli o dalszym utrzymywaniu zakładu w obecnej lokalizacji, w tych konkretnych warunkach prawnych, środowiskowych i właścicielskich. W tej kwestii – dla zrozumienia zachowania się firmy właściciela huty i tylko dla przykładu, należałoby się chyba zbadać i przemyśleć – jako rodzaj modelu – jakie były rzeczywiste powody decyzji EDF-u o wycofaniu się z lukratywnej, by się wydawało, i doskonale uplasowanej pozycji monopolisty w zakresie zaopatrzenia w ciepło prawie milionowego miasta. Tyle zysku przez lata – a tu – odejście.
Zrezygnowali z korzyści czy uniknęli kosztów?
Jakość styku pomiędzy wymienionymi zakresami jest w dzisiejszych czasach wartością rynkową dla obrazu firmy i jej stabilności finansowej. Tu, w tym miejscu, ta wartość jest oceniana po europejsku. Jednak są kraje, w których mamy do czynienia z absolutną bezkarnością pracodawcy i nieraz dramatem pracobiorców i gdzie kwestie ochrony środowiska stoją – jeśli w ogóle sa brane pod uwagę - na zupełnie dalszym planie. Ta strona obrazu firmy tam mniej się liczy i warunki dla lokalizacji zakładów podobnych do krakowskiej huty są bardziej atrakcyjne. Czy lepsze dla ludzi i środowiska – to pewne, że nie. I cena siły roboczej i jej wymagania i otoczenie w zakresie wymogów prawnych też tych odnoszących się do środowiska, są tam inne i można powiedzieć wygodniejsze dla pracodawcy, choć nie dla otoczenia oczywiście.
Nie leży w naszym i to szeroko pojętym interesie podejmowanie jakichkolwiek ustępstw – to pewne. W tym zakresie wystarczy tylko sobie choćby przybliżyć wyobrażenie o kosztach degradacji Krakowa latami działania Huty od 50 tych do co najmniej 90 tych.
O wymogach prawnych i unijnych nie mówiąc.
Motywacją w sprawie zwolnień w krakowskiej hucie jest chęć wygaszenia Wielkiego Pieca czyli innymi słowy rezygnacji z produkcji w części surowcowej Huty. Rzecz ma jasne powody biznesowe – i te są prawdą. Lecz czy pełną? Trzeba w tym miejscu zauważyć, że dzisiejsze warunki to nie tylko sytuacja na giełdzie lecz też skutki onegdajszego przyjęcia przez Polskę tak zwanego pakietu klimatycznego. Zmiana warunków bilansu kosztów produkcji z przyczyn ogólnych i lokalnych jest faktem, i czyni motywację biznesową taką, którą można przyjąć jako jedną z kilku wśród innych przesłanek do tych decyzji. To pewne.
Mimo wszystko dodałbym do tego też i inny element, czysto technologiczny, który należałoby też brać też pod uwagę.
Huta ma już swoje lata i swoją historię technologiczną. Ostatnio – jak prasa podawała – był wykonywany generalny remont Wielkiego Pieca. To olbrzymie przedsięwzięcie i obciążenie produkcyjne i kosztowe.
Takie urządzenie technologiczne jak Wielki Piec nie jest maszyną, którą można tak sobie wyłączyć, a potem za dwa dni znów włączyć. Gwałtowne zatrzymanie pracy pieca w ogóle nie wchodzi w rachubę, nie jest technicznie możliwe. To cała kampania, podobnie jak i przywrócenie Wielkiego Pieca do produkcji. Zresztą, po zatrzymaniu, wręcz technologicznie musi być wykonany generalny remont i po nim uruchamia się właściwie nowy Wielki Piec – innej możliwości nie ma. I tu pojawia się ważne pytanie – nie tak dawno był wykonywany remont, a teraz ma być wyłączenie? To po co był ten remont i wykładana kasa? W hucie - słowa ruch ciągły, to określenie dosłowne. Wojna nie wojna – piec musi pracować. Wewnątrz pieca mamy przecież – kolejne warstwy rudy, topników, koksu – w miarę biegu procesu obsuwające się płynnie i wciąż zasilane od zewnątrz nowymi warstwami. Surówka i żużel muszą być systematycznie odbierane w każdym cyklu, w kolejnych zmianach obsady obsługi. Dzień – noc – świątek – piątek – bez znaczenia i nie ma ulgi. Każde zaburzenie obsługi, warunków pracy pieca i jego temperatury – to groźba utworzenia nawisu, który gdy nagle się oberwie to po prostu mamy wybuch. W każdym razie skutki gwałtownego i dosłownego zatrzymania zasilania pieca z pominięciem procedury jego wychładzania i – usuwania zawartości wnętrza – to dosłownie hekatomba i potem cała sterta (albo rozbryzg) mieszaniny bryły zastygłego całego tego co jest w tym piecu. Ani to wysadzić w powietrze ani posprzątać. Dalej. Wielki Piec nie jest urządzeniem samodzielnym w sensie możliwości działania. Odbieranie gazów, pozyskiwanie z nich ciepła, dostarczanie materiałów wsadowych i dmuchu utrzymującego działanie pieca –gwarantują urządzenia, których ciągłe działanie również warunkuje bieg pracy pieca. I po paru miesiącach pracy po generalce piec ma być wygaszany?
Po garści tych bardzo skrótowych informacji można dodać pewne dodatkowe tło sprawy ogłaszanych od półrocza zwolnień.
Zauważmy też – a to może być też znacząca wiadomość w kontekście możliwych zamiarów rezygnacji z produkcji surowcowej - że ostatnio pojawiają się informacje o kolejnych awariach. Ostatnia o ile dobrze pamiętam – dotyczyła nagrzewnicy Cowpera – urządzenia niejako obsługującego działanie Wielkiego Pieca. Awarie rzecz technicznie zwyczajna – żadna niespodzianka. Ich jednak nasilenie – oznacza kłopoty technologiczne. Huta nie jest wobec nich oczywiście bezradna, ale to oznacza, że wiek huty dodatkowo zmienia warunki biznesowe. Nie wszystko da się przełknąć. Tymczasem tu, w tej lokalizacji – na dodatek decyzje czysto biznesowe – pociągają za sobą też skutki społeczne i wizerunkowe a z nimi trzeba się liczyć. Stąd sądzę ruchy mające źródła technologiczno – biznesowe usiłuje się ubrać w szatki „kochamy pracowników, idziemy im na rękę” Idziemy na rękę? Czyim kosztem – warto rozważyć.
Dar Sojuza – teraz czkawką się odbija, dbanie o środowisko jest ważne i dobre – ale z głową i zgodnie z zasadami a nie w ślepym posłuszeństwie zielonej poprawności politycznej. Dziś na wyprzódki podejmowane szlachetne a bezwarunkowe pięknie brzmiące Uchwały. Te są dodatkowo wspomagane teorią wyznawaną przez oddających niegdyś Hutę, że biznes i kapitał nie mają narodowości a prywatyzacja jest lekiem na uszczęśliwienie Polaków.
Sytuacja Huty Częstochowa – też powinna czegoś nauczyć.
Pamiętajmy, że nie dziś a gdzieś w połowie roku była już podana informacja o decyzji rezygnacji z produkcji surowcowej w krakowskiej hucie.
Dzisiejsze informacje mówią o ratowaniu miejsc pracy poprzez – co tu dużo mówić – obciążenie reszty załogi kosztami nadmiarowego zatrudnienia.
Składając razem powyższe informacje mamy podane jak na dłoni, że nie ma wyjścia – z części surowcowej właściciel rezygnuje. Wolno mu bo tak chce i musi. Koszty jej ewentualnego podjęcia gdzie indziej będą niższe. Gdzieś tam część surowcowa a setki kilometrów od tego miejsca – gdzieś w Krakowie dalsza przeróbka? Obok sytuacji rynkowej i coraz ostrzejszych wymogów środowiskowych – ważną częścią tej decyzji jest wiek technologiczny zakładu. Tak jak samochód – nowy – łaski nie robi ma jeździć i już. Jednak samochód pełnoletni jest ekstremalnie kosztowny i kłopotliwy w eksploatacji co nakłania właściciela do oddania go w końcu na złom. Gdy koszt napraw przekracza wartość pojazdu dalsza jego eksploatacja traci sens. Huta co prawda to nie samochód, ale technicznie - można poszukiwać analogii.
Innymi słowy – nic nie jest pewne – co do losów dalszych wydziałów huty – skoro zmienia się zasadniczo profil działania zakładu a przeniesienie produkcji do obszarów gdzie indziej jest logiczną koleją rzeczy. Tam gdzieś nie ma tak rygorystycznych wyznawców globalnego ocieplenia w wersji dogmatycznej, a także gdzie nie ma takiego ryzyka jak w Krakowie narobienia miastu wielkiego kłopotu wkładem w faktyczne zanieczyszczenie powietrza. W tym zakresie miasto już cofać się nie może i nie ma nawet jak.
Sumując, na miejscu naszych decydentów zastanowił bym się nad analizą rynku tego segmentu produkcji, zrozumienia jakie jest położenie na tym rynku firmy właściciela huty – a w końcu jaki jest realny bilans działania Zakładu w tym miejscu i przy zachowaniu profilu produkcyjnego. Firma wcale nie musi mieć ochoty o tym rozmawiać – ale dla samej swojej wiedzy warto sobie rzeczy urealnić a nie wierzyć w charytatywny charakter „ukłonów” w stronę załogi. Trzeba być gotowym na realistyczne rozmowy i decyzje.
Wręcz stawia to pytanie – czy można wskazać plan zachowania się na wypadek – gdy ArcelorMittal Poland SA powie; trudno, nie jest możliwa kontynuacja działalności w obecnej formule i w tym miejscu. Dodajmy, że nawet obecne zmiany w trybie zatrudniania – prowadzące do uniknięcia zwolnień grupowych – czyli kosztów, nie mają wcale charakteru stałego, postanowionego na wieki wieków. Może tylko nastąpić jakaś amortyzacja problemu dla właściciela – poprzez pojawienie się być może kolejnych, już samodzielnych, pojedynczych - a nie grupowych zwolnień pracowników. Ziarnko do ziarnka a przy obecnym rynku pracobiorcy, proces taki będzie naturalną reakcją każdego pracownika nie mającego chęci pracować niby krócej ale z podobnymi obowiązkami a za mniejszą płacę.
Właściciel huty doskonale wie co robi i z tego należy sobie zdawać sprawę. Biznes to nie działalność charytatywna a jeśli taka – to owszem, ale jako dodatek i też podejmowany po coś. Należy sądzić też, ze przed prywatyzacją Ci, którzy podejmowali decyzję o niej dokładnie rozpoznali profil oferenta, jego pole działania. Gdy było inaczej to by oznaczało spowodowanie mało ciekawej gospodarczo sytuacji. Tym samym należy dziś zakładać, że działania podejmowane przez kierownictwo huty mają podłoze czysto biznesowe i tak do nich należy podchodzić. A w takich relacjach liczą się argumenty i wypełnianie zapisów umów. Takowe zapewne istnieją.
Przyznaję AccelorMittal – nie ma dziś łatwej sytuacji w swej branży a mowa jest nie tylko o olbrzymich pieniądzach ale i o znacznie bardziej złożonej sytuacji biznesowej.
Mam tylko nadzieję, że ktoś dziś i nie tylko w mieście ale z jego faktycznie aktywnym udziałem, myśli o realiach i planie reakcji na zupełnie racjonalne działania Huty. To jest obowiązek w ramach pilnowania interesu miasta. Sama akcja pompowania historyczności i znaczenia dzielnicy XVIII – tej pobudzania soc sentymentów – w tych realiach nie spełnia roli pilnowania interesu miasta w tym i tej dzielnicy.
Z konieczności rzeczowego podejścia do rozmów z firmą trzeba sobie zdawać sprawę.
Moje pisanie może co najwyżej tylko wspomóc powszechniejszą skłonność do zrozumienia sytuacji i przyjęcia ze zrozumieniem ewentualnych przyszłych decyzji w sprawie istnienia, działania zakładu i stabilności pozycji miasta i pracowników wobec dużego zakładu pracy w mieście. Bez wiary w „dbałość” poprzez przerzucenie obciążeń restrukturyzacji zatrudnienia na solidarnych pracowników. Bo ludzie są solidarni, zwłaszcza w takich zawodach jak hutnik czy górnik, w których szczególnie nawet życie jednego zależy od drugiego. To nie jest przesada a każdy kto zna realia pracy w tych zawodach to wie.
Biznes – to biznes. I huta i miasto mają swoje aktywa, swoje interesy i swoje racje. Czy huta to wie? Mam nadzieję, że tak. Czy miasto to wie? To też dobre pytanie. Wciąż mam nadzieję, że wie.
W tych przecież sprawach jako mieszkańcy nie mamy poważnej wiedzy.

.