Celowo ten tekst piszę po wyborach, chociaż myśli w nich zawarte wcześniej już przedkładałem wielokroć w różnej formie. W tym też w kolejnych okresach przedwyborczych. Jednak w wirze walki politycznej, wszelkie nawet najbardziej rzeczowe opinie, diagnozy, informacje czyli słowa prawdy, są przez odbiorcę odbierane jako polityczne, agitacyjne i trafiają w próżnię. Silna polaryzacja orientacji politycznych ten efekt czyni wielokrotnie silniejszym. Tak więc, dopiero gdy gorączka nieco spadla czyli po wyborach, pojawia się szansa by rzeczowe informacje były w większym stopniu przyjęte. Mam przeto nadzieję, że to co powiem zostanie wzięte pod uwagę, jako składowa wyrabiania sobie opinii w poruszanych tu sprawach.

Podniosę tylko jeden wątek– tak zwanej ekologii. Celowo piszę tak zwanej – bo na wstępie warto by było rozważyć co rozumiemy pod słowem ekologia bo następna nazwa ekolog – to dopiero jest zagadka. I pole do nadużyć, warte oddzielnego omówienia.
Pewnie usłyszę – wszyscy na okrągło o tej ekologii– i cóż tu można dopowiedzieć? Przecież wszystko jasne. Otóż wcale nie takie jasne - wręcz odwrotnie – ciemne. Ściślej – ściemniane.
Z oczywistego powodu. Wielu ośrodkom i osobom zależy, by rzecz zaciemniać. Wszak hasło jest uniwersalnie nośne i ma w sobie cechy przydatne w manipulacjach. Mamy tu łatwość naginania nazw, a nawet prawdy obiektywnej, szanse na wykorzystanie niepewności wiedzy i osadzenie w różnorodności intencji. Któż wszak może być przeciw dobrej jakości środowiska,? To z góry ustawia w pozycji wstecznika, wroga (dawniej to był wróg ludu - nie na darmo zieloni są lewicowi), każdego kto śmie wołać o rozsądek i trzeźwe patrzenie na problemy oraz na racjonalne reakcje. W ten sposób rozsądna rozmowa staje się trudna, o ile nie wręcz wykluczona. Czyż da się nawiązać kontakt umysłowy i dialog z zafiksowanym (wszystko jedno z jakiego powodu) tzw. eko - aktywistą? Ściana. Emocje i bojówki w miejsce rozmowy, to też narzędzia. I hulaj dusza – piekła niema – jak się mawia. Jako żywo, walka o zachowanie środowiska zaczyna już przypominać onegdajszą walkę o sprawiedliwość społeczną i o trwały pokój. Któż byłby przeciw sprawiedliwości i pokojowi najlepiej na całym świecie? Mało kto pamięta – zwłaszcza z młodych – czym skończyła i kończy się owa dzielna walka o sprawiedliwość społeczną i równość. Można sprawdzić - ekstremalną niesprawiedliwością, trwałymi wojnami i milionami istnień ludzkich oraz ogromem tragedii. Deklarowane cele a realizacja – to najczęściej przepaść. Chyba nie przesadzę jak powiem, że dzisiejsze dbanie o środowisko w stylu eko może się skończyć faktyczną pomocą, ale w jego degradacji. Ludzie są w tej sferze bardzo podatni na ogólniki, uproszczenia i po prostu polityczno-biznesowe manipulacje. Polit-poprawność zastępuje wiedzę i samodzielne myślenie. Z drugiej strony można ten stan jakoś usprawiedliwiać bo w końcu sprawy ochrony środowiska– są na tyle skomplikowane, merytorycznie złożone, że jak plastelina nadają się do kuglarstwa, wobec którego amator – jak widz spektaklu magika, jest bezradny.
Szum informacyjny pozwala osądzać, że emisja zanieczyszczeń, zagrożenia biologiczne, smog, zguba Amazonii i Biegunów ma przyczyny powszechnie już znane, zależne od ludzi a działacze przyjmujący prawem kaduka nazwę ekologów, to posiadacze wiedzy prawie tajemnej. Ma być też pewne, że są bez wyjątku ideowcami, a na to wszystko co się dzieje w przyrodzie, człowiek jako siła sprawcza ma w ogóle i zawsze wpływ. Pole, o którym mowa zawiera wiele słów - kluczy, wytrychów, pewników – których kwestionowanie jest, jak już wtłoczono opinii publicznej, niedopuszczalnym nietaktem, świadectwem ciemnoty gdy tymczasem a zazwyczaj są to po prostu wręcz zbitki – gotowców. Nie będę ich omawiał w ramach tego tekstu. Sięgnę tylko do najbliższego a młóconego na okrągło przykładu. Smog. Czy to na przykład pewne, że to piece, a w szczególność kominki, są odpowiedzialne za smog i to w realnej proporcji do pieniędzy kierowanych na ich likwidację i w porównaniu z innymi źródłami niskiej emisji? Czy likwidacja pieców w Krakowie zasadniczo sprawę smogu załatwiła? To skąd smog w lecie? Albo – czy to pewne, że wszystkie źródła tzw. ekologicznej energii są nimi, patrząc na nie, poprzez analizę pełnego, sumarycznego obciążenia środowiska ich nie tylko działaniem ale zaistnieniem? Przecież obciążeniem środowiska jest tu – kolejno
a/wytworzenie samych urządzeń do tych instalacji,
b/ ich utrzymanie w ruchu
c/ końcowa utylizacja tych urządzeń.
Taka np. żarówka energooszczędna – jest takową w momencie świecenia bo ma mniejszy pobór mocy – lecz jakie są sumaryczne koszty środowiskowe całego cyklu jej powstania użycia i zużycia – od surowców po tzw. utylizację – to chyba zasadne pytanie. Rozpoczynając rozmowę na takie tematy warto jednak zatrzymać się - traktując to jak punkt wyjścia – nad wszechobecnym magicznym słowem– ekologiczność. Ekologiczny produkt, ekologiczna żywność, ekologiczna technologia, ekologiczne rozwiązanie, ekologiczne urządzenie, środek transportu, ekologiczna energia itd. – to nalepki czegoś pewnego, wartego zabiegów i w końcu eliminacja innych rozwiązań tych samych potrzeb człowieka.
Na jakiej podstawie i czy zawsze zasadnie jest nadawane to miano, że coś jest ekologiczne. Zatrzymajmy się też nad zamiennym używaniem określenia, „ekologiczne” w miejsce „nie szkodzące, przyjazne dla środowiska” Obiegowo to to samo, jednak i ta podmiana niesie istotne skutki, których się nie zauważa.
Na czym polega różnica?
Gdy stwierdzimy, że dane rozwiązanie, urządzenie, technologia – cokolwiek - w pełnym cyklu swego powstania i zastosowania, aż po zamknięcie istnienia – wywiera sumarycznie zerowy (lub przynajmniej mniejszy niż dotychczasowe o tej samej funkcji) wpływ na środowisko – możemy powiedzieć – mamy do czynienia z urządzeniem, technologią, sposobem pozyskiwania energii itd. które nie szkodzi środowisku albo – mniej szkodzi środowisku. Tak więc, przyjazność dla środowiska musi być ustalona na podstawie informacji pozyskanych z oceny całego ciągu kroków powstania, używania i zakończenia istnienia danej instalacji, urządzenia, sposobu postępowania itd. Zauważmy, że jeśli dane urządzenie np. zużywa mniej energii oznacza tyle tylko, że jest, mniej uciążliwe dla środowiska w momencie swego działania. Jednak gdyby np. jakaś nowa lodówka zużywałby mało energii w czasie swego działania – co w średnim czasie jej funkcjonowania przyniosłoby jakieś określone ilości niezużytej energii (zysk ekologiczny), to jednak do oceny jej przyjazności dla środowiska to jeszcze nie wystarczy. Gdyby bowiem obciążenie środowiska wytworzeniem takiej, przykładowej, lodówki, produkcją komponentów do tego niezbędnych, wyprodukowaniem środka chłodniczego - a w końcu jej utylizacją po zużyciu było znaczniejsze niż wytworzenie tej zaoszczędzonej energii – to jaki to byłby zysk dla środowiska? Żaden.
Tyle o przyjazności dla środowiska. Krótko - dotyczy ono oceny jakiejś jednej rzeczy, instalacji, technologii.
Określenie, że coś jest ekologiczne wymaga z kolei już czegoś więcej. Mianowicie uwzględnienia, jak dana rzecz, technologia, sposób postępowania itd. oddziałuje na inne komponenty rzutujące nie tylko na stan środowiska ale też na zmianę funkcjonowania innych współistniejących elementów środowiska. Chodzi o wpływ na wcześniejszy układ elementów funkcjonujących w danym środowisku, które na siebie wzajemnie działają Wygląda skomplikowanie w takim opisie. Posłużę się więc przykładem. Wprowadzenie jakiejś nowej technologii może ograniczać lub wręcz likwidować inne etapy produkcji danego wyrobu – a to wprost oznacza, że ta zmiana oszczędza środowisko w innym miejscu powstawania zanieczyszczeń czy ogólniej obciążenia środowiska. Z konkretnych przykładów można tu przywołać zamianę całego wieloetapowego procesu przetwórczego, innym, dającym ten sam efekt w postaci wyrobu,, ale realizowanym w jednej operacji. Ta jedna operacja może być nawet bardziej energochłonna niż pojedynczy krok w poprzedniej realizacji procesu lecz i tak w odniesieniu do całego procesu możemy powiedzieć, że nowa realizacja jest ekologicznie korzystna. .
Pokazane tu rozróżnienie ma swe oparcie w samej istocie słowa ekologia, ekologiczność itp. Zostało ono wyprowadzone z greckiego „oikos” – dom, otocznie i zostało zastosowane do nazwania dziedziny biologii – biologii środowiskowej. Dawno bo w połowie XIX w zauważono, że występuje synergetyczne współoddziaływanie życiowe organizmów w danym środowisku a samo to wpływa na ich życie i rozwój.
Nie relacjonując wcześniejszych etapów podejścia do spraw koegzystencji człowieka, jego wymogów życiowych, z naturą – powiedzmy, że najpierw mówiło się o ekorozwoju. Miał być to rozwój uwzględniający możliwości środowiska czyli prowadzony tak, by nie przekraczać, nie naruszać granic akceptowalnych przez przyrodę. Tylko co to znaczy i jak określić owe granice? To więc nie wystarczało. Przyjęto więc zasadę zrównoważonego rozwoju Ta jest wykładnią, do której mamy się odwoływać ustalając granice pomiędzy interesami człowieka i natury tak, by obie strony nie doznawały niepotrzebnego uszczerbku i współistniały w równowadze dbając – to jest dodane – o zasoby i energię dla przyszłych pokoleń. Jednym z niewielu decydentów, w którego działaniach i argumentacji widziałem i słyszałem odnoszenie się do istoty tej zasady – konkretnie w sprawie Puszczy (i każdej innej też) był śp. prof. Jan Szyszko. Na kpinę zakrawa i dowodzi absolutnej niekompetencji (lub reakcji czysto politycznych – co na jedno wychodzi) to, że ani Jego argumentacja i co ważne działania nie trafiły do UE czyli ta zadziałała dokładnie w sposób sprzeczny do zasad, które sama niby uznaje za priorytetowe, promuje i na których rzekomo się opiera. By taką ocenę przybliżyć wróćmy do spraw jakby definicyjnych. Co w stosunku do samej izolowanej oceny przyjazności dla środowiska wnosi podejście oparte o zasadę zrównoważonego rozwoju? W działalności człowieka, który jest elementem środowiska i też ma swoje potrzeby, bez zaspokojenia których otocznie by go niszczyło – muszą być uwzględniane potrzeby innych ludzi i natury. Ma być osiągana równowaga. Czyli i minimalizacja zużycia środowiska i zaspokojenie koniecznych potrzeb człowieka. Powiedzmy wprost – ma to się opierać na wzajemnie działającej ascezie – tak to nazwijmy - w używaniu środowiska i w ingerencji w potrzeby człowieka z drugiej strony. My wcale nie mamy wracać na drzewa i rezygnować z korzystania z przyrody. Mamy jej używać rozsądnie mając świadomość, że jesteśmy jej częścią i mamy odpowiedzialność przed następcami, Żadne odkrycie, bo dawno zostało to przyjęte w prawie naturalnym i Boskim przez czyńcie sobie poddaną, czyli bądźcie gospodarzami, a nie rabusiami. Ludy pierwotne też to wiedzą. My dziś, w naszych warunkach technicznych, mamy postępować równolegle, we wszystkich dziedzinach (technika, ekonomia, prawo, stosunki społeczne itd.) na gruncie – tak to jest formułowane – najlepszej dostępnej wiedzy i techniki. Tu nie ma miejsca na działanie bez zastanowienia się nad tym czy dane działanie nie narusza tej równowagi,
Teraz, gdy powyższe zostało powiedziane - kawa na ławę - dopiero można pokazać jak niezgodne z zasadami dbania o środowisko, jest dawanie mu absolutnego i bezwzględnego priorytetu (czasem nawet chyba rzekome siedliska blokujące inwestycje bardzo potrzebne człowiekowi) bez poszukiwania równowagi we współistnieniu. Brońmy sasanki a jesteśmy za aborcją – to jeden z postulatów z bodaj V-tego Zjazdu PKE. – autentyk.
Tak to, podkładanie ocen jednostkowej przyjazności dla środowiska pod ekologiczność – jest jak widzimy dźwignią wszelkich a czynionych nie zawsze z niewiedzy tak naprawdę szkód w środowisku. Będę wciąż wracał do przykładu myśli i działań śp. prof. Jana Szyszki – dziś pytając jak się ma Puszcza po zaprzestaniu działań sanacyjnych – jeśli takowe zostały realnie zablokowane. Tego opinia publiczna nie wie. Wie tylko, że Unia swoje, a Minister został odwołany. I kto tu zaszkodził środowisku – naturze? Kompromitacją Unii i Zielonych jest też odejście od w pełni opartym na wspomnianej zasadzie zapisie o liczeniu bilansowym emisji CO2 w danym kraju – czyli z uwzględnieniem w bilansie tego co emituje dany kraj ilości tego gazu z uwzględnieniem w bilansie wolumenu odbieranego przez tamtejsze lasy. Te pochłaniają C02 dostarczając tlen
Nie sposób nie powiedzieć – popatrzcie Państwo i decydenci kładący ręce po szwach przed bojówkami i aktywistami – jak Wami manipulują. W swej niewiedzy i może tylko ślepym zapale obrony nie wiedzieć czasem czego i po co – podejmuje się działania na hurra - lekceważąc zasady i prawo. Tylko niewiedzą lub układnością wobec politpoprawności można tłumaczyć to, jak decydenci prowadzą „rozmowy”, których druga strona nawet rzetelnie nie jest w stanie podjąć – i jak prowadzą procesy decyzyjne. Wystarczy zrozumienie rozróżnienia pomiędzy przyjaznością jednostkowej danej rzeczy dla środowiska i wymogiem szukania równowagi pomiędzy interesami środowiska i potrzebami bytowymi człowieka (też środowiskowymi – w obrębie cywilizacji), bez przyznawania priorytetu żadnej ze stron – i ulega zmianie całe podejście do sprawy. Ekoterryzm jest możliwy do rozróżnienia od rzetelnych racji środowiskowych. Takich rzetelnych głosów trzeba pilnie słuchać i je rozważać bo to są ważne źródła informacji często nie uświadamianej przez decydentów.
Piszę o tych sprawach jako, że przez ponad 30 lat działań w Polskim Klubie Ekologicznym napatrzyłem się na różne przypadki i sporo doświadczyłem. Od arbuzów (z wierzchu zieloni, w środku czerwoni a czarnych pestek interesów co niemiara) otrzymałem trochę kuksańców Opinii publicznej umykają takie sprawy, za które nieraz i decydenci powinni słono odpowiadać – po prostu i za łamanie zasad prawa i za szkodzenie środowisku z używaniem władzy.
Trudo tu detalicznie wymieniać kolejne przypadki, lecz skala szkód środowiskowych wprost wynikających z używania eko jako wytrychu a nie narzędzia dbałości o dobrostan środowiska jest spora. Zachęcam szczególnie decydentów a także i zapaleńców – ekoaktywistów do pochylenia się nad tymi problemami. Z prostego powodu/ Oparcie się o zasady prawa, jest rozsądnym sposobem i na ochronę interesów człowieka i przyrody. Bez tego mamy zachowania i decyzje oparte o emocje, przepychanki – w efekcie gry polityczne czy socjotechniczne a nie poważne rozmowy merytoryczne.
Nawet system odbioru i traktowania odpadów – nie powinien być brany z kapelusza, bo komuś się wydaje, że będzie tak dobrze, bo ma praktykę. Także walkę ze smogiem nie powinno się prowadzić pod dyktando haseł, aktywistów i poprawności wręcz podejmując działania prawie na ślepo ze słabym oparciem o zasady.
Będzie zapewne święte oburzenie. Tak, bo mogę naruszać interesy i pobudzam do samodzielnych ocen w stosowaniu ustalonych reguł.
Trudno – ale przynajmniej mogę powiedzieć – próbowałem