Ów pan to niezwykła figura polityczna. Człowiek wyzbyty idei i ideałów, pusty jak ściernisko i gładki werbalnie niczym powierzchnia Morza Martwego. Bałwany na owym morzu pojawiają się najczęściej gdy Tusk zaczyna dowalać polskiemu rządowi i Polsce jako takiej, plotąc kłamliwe banialuki o braku w niej demokracji. Do władzy często dochodzą ludzie źli, szkodzący swojemu narodowi i swemu państwu, dla mnie kimś takim jest właśnie Tusk. Ci źli jednak w swoich działaniach są z reguły ludźmi pracowitymi i wytrwałymi. Tusk zaś to skończony leń, o jego nieróbstwie krążą dowcipy jak choćby ten mówiący o tym, że Tusk wstaje o piątej rano tylko dla tego aby dłużej nic nie robić.

Nasuwa się więc pytanie jak ktoś taki wszedł na szczyty europejskiej polityki?! Odpowiedzi mogą być tylko dwie. Pierwsza, że to czysty przypadek, że ślepej kurze także może przytrafić się ziarno, ale patrząc na Tuska, owa kura musiała by mieć pod sobą tonę ziarna albo i dwie.

Druga możliwość, a jest ona na tyle ważna, że piszę ją od nowego akapitu, to lewarowanie Tuska i zdalne sterowanie od początku jego kariery. Był taki film z Pierre Richardem - "Tajemniczy blondyn w czarnym bucie", w filmie służby specjalne rasowego nieudacznika i zadeklarowaną ciapę, przerabiały na super agenta. Robiły to w ten sposób, że zmiatały przed gościem wszystkie problemy, nawet jeśli Richard'e się przewrócił i jego palec utkwił w kratce ściekowej, w kanale pojawiał się agent, który ślinił mu go (przezabawna scena), tak, że  wyskakiwał z kratki bez problemu. Tusk nie jest nieudacznikiem i fajtłapą, to inteligentny, pozbawionym ideałów i skrupułów, pazerny na władzę, choćby fasadową, leniwiec. Takim, roztaczając przed nim stosowne perspektywy, można sterować i zarządzać. Tusk wchodząc do polityki złowiony został przez Niemcy. Idealnie się nadawał. Rodzina - zniemczeni kaszubi, sympatia do Niemców i niemal zwierzęca potrzeba zrobienia kariery politycznej. Wystarczyło zebrać kilku mu podobnych, zainwestować w Kongres Liberalno Demokratyczny i popychać do przodu podsypując najpierw dojcz markami, a później euro...

Tusk to przez lata montowana robótka, ot taki Frankenstein (Słońce Peru jest nawet trochę do niego fizycznie podobny), którego tworzenie rozciągnięte było na lata, a za szwy służyły niemieckie pieniądze i obietnice. Nie, Tusk nie jest agentem, to jedynie projekt zainspirowany przez naszych zachodnich sąsiadów, który nie miał nic przeciwko temu aby się o nich oprzeć, nigdy bowiem nie upatrywał siły w polskości - napisał przecież, że jest ona nienormalnością. 

Kiedy wreszcie dostał to, czego chciał wiedział już, że woli rządzić w piekle czyli w państwie fasadowym, zdominowanym przez sąsiada, państwie rezerwuarze taniej siły roboczej niż służyć w niebie czyli dla silnej Polski i jej racji stanu. Zawsze lubił blichtr i przepych, gdy już w nie wszedł, a Radek Sikorski (zawsze zastanawiałem się dla czego staremu koniowi ożenionemu z kościstą Anne Applebaum publicznie i medialnie zdrabnia się imię?) załatwił mu kolejną drewnianą skrzyneczkę kubańskich cygar, a Urząd Rady Ministrów pobił kolejny rekord w zakupie drogich trunków zaczęły się kłopoty.

Kryzys, PiS, niespełnione obietnice i zwijające się państwo, do tego potężne afery, zwłaszcza ta podsłuchowa ukazująca kuchnię POwskiej władzy. Wszystko to stało się nie kroplą ale wiadrem dziegciu wlanym do jego beczki miodu. No i ci ludzie, stwierdzający nagle, że woda w kranie jest lodowato zimna, a polityka miłości jaką werbalnie uprawiał to stek bzdur i kotlet kłamstw. 

Kiedy wydaje się, że przegra wybory, a jego partia z Grzegorzem Schetyną na czele rozliczy go za klęskę, Angela Merkel, w końcu tyle dla nie zrobił zamieniając Polskę w kraj białych autochtonów oddających za drobne gospodarkę i siebie samych braciom Niemcom we władanie, podaje mu zbawienną dłoń i mianuje na króla Europy. Zaszczyt jest wielki, ale kolejny dług do odpracowania także ogromny. Tusk spłaca go gorliwie gromiąc na każdym kroku swoją rodzimą(?) Polskę i godząc w zmagającą się brexitem Wielką Brytanię - największego konkurenta Niemiec. Gdy kończy się jego kadencja Przewodniczącego Rady Europy ląduje na bezpiecznym i dostatnim stanowisku przewodniczącego Partii Ludowej w europejskim parlamencie. Wydaje się, że znowu załatwiła mu to Merkel. Jeśli tak, należy zapytać się jak daleko sięgają zasługi jakie oddał Niemcom Donald Tusk?

Mimo, że Przewodniczący Rady Europy strzyka jadem gdy tylko ktoś wspomni o Polce, a często z własnej inwencji i pomyślunku, naród POwki, - partyjna brać, zaprzyjaźnione media i lemingowska czerń, szczerze wierzą w tuskową miłość do kraju wierzb i bocianów. To, że jest to miłość bezobjawowa braci nie przeszkadza, a na pytanie w czym się ona przejawia opozycyjni do rządu celebryci polityczni i medialni żachają się, oburzeni, że nie rozumie się to samo przez się.

Tusk w moim przekonaniu zasłużył na Trybunał Stanu i prokuratorskie zarzuty za zdradę dyplomatyczną, za dużo bowiem było przy nim niemieckich powiązań i uwikłań, a za mało troski o Polskę i dbania o jej interesy, a jako wisienka na torcie to zbratanie się z Putinem i przekazanie śledztwa w sprawie Katastrofy Smoleńskiej Rosjanom, w tym kontekście i nie tylko w tym - naszym najgorszym wrogom. Dla mnie to najzwyklejsza agentura wpływu i oddanie interesów Polski w ręce Niemiec, a może i Rosji (?!).Ale to wy bracia i siostry musicie osądzić czy Donald Tusk to premier, który was kochał czy też jak wypowiedziała się o nim profesor Staniszkis - cynik nastawiony wyłącznie na osobiste korzyści, także finansowe. Powinien pozostać na marginesie polskiej polityki. To karierowicz.

Opublikowano: na Salon24.pl  26 listopada 2019r