Minął rok 2019, czas na jego pierwsze podsumowania. Na początek proponuję zestawienie osób, które w mijającym roku dały znać o sobie opinii publicznej. Na mojej liście politycznych i wizerunkowych katastrof są debiutanci i starzy polityczni wyjadacze, a także osoby spoza polityki, które w politykę same się wplątały. Wszyscy wymienieni znaleźli się tu wyłącznie z powodu ich publicznych zachowań, nagłaśnianych, pokazywanych i opisywanych przez różne media, a ich życie prywatne nie miało na to żadnego wpływu.

Donald Tusk - Po "robieniu" pozytywnej atmosfery wokół naszego byłego premiera, co mocno nasilało się na wiosnę, wśród opozycji było wielkie oczekiwanie, że "król Europy" przyjedzie "na białym koniu" i wyzwoli Polskę spod jarzma PiS. Niestety, dla opozycji, a stety dla całej reszty, "król" nie przyjedzie, a przynajmniej nie teraz, bo po serii jego nieszczęsnych "'wykładów" na zaprzyjaźnionych uniwersytetach okazało się, że "król jest nagi", czyli, że nie ma nic ciekawego do zaproponowania nie tylko Polsce i Polakom, ale nawet własnej partii. Sam D.Tusk uznał, że jest obciążeniem dla PO i zrezygnował z udziału w wyborach prezydenckich, jakie będziemy mieli w maju 2020r. Co ciekawe, UE znalazła dla byłego szefa Rady Europejskiej tylko podrzędne stanowisko szefa EPL, które ma marginalne znaczenie przy podejmowaniu ważnych unijnych decyzji. Tak oto przygasa legenda o politycznym farcie "króla Europy", a dla niektórych "prezydenta Europy", choć ani jednym, ani drugim D.Tusk nigdy nie był.

Grzegorz Schetyna - Pomimo, że przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Schetyna zbudował koalicję, która połączyła opozycję w jeden antypisowski blok, co było pewnym sukcesem szefa PO, lecz nie dało wygranej we wspomnianych wyborach, a po czasie okazało się, że początkowy sukces przerodził się w klęskę samej Platformy i jej szefa. Schetynie udało się reaktywować słabiutką lewicę, przywrócić do politycznego życia jej liderów, nawet tych związanych jeszcze z PZPR, a wszystko to stało się za cenę zdecydowanego osłabienia jego własnej partii. Dzisiaj PO jest w rozsypce, zaczyna się w niej wewnętrzna walka o "stołki", a sam Schetyna, nawet, jak jakimś cudem uda mu się utrzymać szefowanie w PO, nie będzie w stanie w całości nad tą partią panować. To kolejny przykład, po Tusku, jak osobiste, chwilowe sukcesy, przeradzają się w grupowe i osobiste klęski.

Katarzyna Lubnauer, Kamila Gasiuk-Pihowicz - To przykład, jak kobiety z politycznymi ambicjami, dla czysto osobistych korzyści potrafiły zdradzić partyjnych przyjaciół, by potem zdradzić siebie nawzajem, a na koniec przyczynić się do praktycznej likwidacji swojego ugrupowania "Nowoczesna.pl". Ponoć tą partią zarządzały "tygrysy ekonomii", nieodrodni spadkobiercy ekonomicznych teorii profesora Balcerowicza. Feministki nie mają się z czego cieszyć, okazało się, że kiepskiego zarządcę, jakim był Ryszard Petru, wygryzły kobiety, które okazały się jeszcze bardziej nieudolne od swojego poprzednika, założyciela partii, którą one szczęśliwie niemal zlikwidowały. Niedobitki partii pozostały z finansowym długiem, którego nikt nie ma zamiaru spłacać.

Robert Biedroń - To zadziwiające, jak naiwność ludzka pozwala rozwijać się takim karierom, które dla ogółu nie mają żadnego pozytywnego znaczenia. Biedroń, znany w Warszawie działacz lewicowy, znany przede wszystkim z tego, że publicznie ujawnił swoje homoseksualne skłonności, nagle zaczął robić polityczną karierę. Czymś, choć nie wiadomo czym, oczarował mieszkańców Słupska, którzy wybrali go na prezydenta swojego miasta. Siedząc, a właściwie, nie siedząc, na tym stanowisku, bardziej zwiedzał świat, niż zarządzał miastem. Za to zwiedzanie świata płacili podatnicy. R.Biedroń obiecywał mieszkańcom "złote góry", zapewniał, że w Słupsku pozostanie, ale w pewnym momencie wyczuł, że jego interes leży gdzie indziej, założył partię "Wiosna" i postanowił wystartować w wyborach do PE. Te wybory miały być tylko sondażem partyjnej popularności, bo R.B. deklarował, że interesuje go wyłącznie polityka krajowa. Ku zaskoczeniu wszystkich, swoim pewnie też, Biedroń do PE się dostał i kolejny raz zrobił swoich wyborców "na szaro", czyli stwierdził, że w PE zostanie. Już nawet nie "kręci" go kandydowanie na prezydenta RP, bo szans na zwycięstwo żadnych, a tam "many, many" i "dolce vita". "Wiosno, bay, bay", zdaje się mówić jej założyciel, za chwilę pewnie już "Wiosny" nie będzie, bo lewica się konsoliduje, a geje nią rządzić raczej nie będą. Biedroń w górę, "Wiosna" w dół, przecież to było jasne od początku.

Tomasz Grodzki - Po dosyć przypadkowym opanowaniu senatu przez opozycję nagłą potrzebą okazało się znalezienie kandydata na marszałka tej izby. Żelazny kandydat PO, były Marszałek, Bogdan Borusewicz został utrącony przez …. samą PO, która nieco wcześniej przyczyniła się do odejścia Marszałka Sejmu, Marka Kuchcińskiego, za rzekome nadużywanie przelotów rządowym samolotem. Okazało się, że B.Borusewicz z samolotu rządowego korzystał znacznie intensywniej niż M.Kuchciński i po prostu forować go na marszałkowski fotel już nie wypadało. Pośpiech ponoć jest wskazany tylko w dwóch przypadkach, oba nie nadają się tu do cytowania, a wybór marszałka senatu do żadnego z nich nie należy. W pośpiechu opozycja wybrała nowego Marszałka Senatu, którym został prof. Tomasz Grodzki, czy to był dobry wybór? Sam profesor ma niewielki staż polityczny, był zaledwie cztery lata senatorem i to niezbyt aktywnym. Czy to brak doświadczenia, czy nadmierne ambicje popychają profesora do megalomani, że w ciągu miesiąca zdążył już wygłosić dwa orędzia, zapowiedział wiele zagranicznych podróży, a nawet spotkał się z ambasadorem Rosji, z którą łączą nas bardzo trudne relacje? To uprawianie polityki zagranicznej daleko wykracza poza uprawnienia Marszałka i odciąga go od jego statutowych obowiązków. Co do właściwej pracy, to pan Marszałek zapowiada, że Senat będzie pracował starannie, powoli, czyli, że będzie hamulcowym dla rządowych inicjatyw, czyli i pan Grodzki wpisuje się w bycie tylko antypisem, wbrew temu, co mówił zaraz po wyborze, że będzie łączył, a nie dzielił Polaków. O jego innych perypetiach nie trzeba tu już pisać, pan profesor wszystkiemu zaprzecza, a oskarżycielom grozi procesami sądowymi, ale, jak je wszystkie wytoczy, to kiedy będzie pracował w Senacie? I po co to wszystko panu profesorowi było?  Nie szkoda mu wyuczonej, a przez politykę, być może, zmarnowanej lekarskiej profesji?

Małgorzata Gersdorf - Co robi w tym politycznym zestawieniu pani profesor, I prezes Sądu Najwyższego? Pani Gersdorf znalazła się tu ze względu na jej polityczne zachowania, głównie przez jej nieumiejętność oddzielania sędziowskiej profesji od polityki, do czego jest każdy sędzia, tym bardziej I prezes SN, zobowiązany. Pani prezes udziela się na antyrządowych manifestacjach, nawołuje niektórych sędziów do powstrzymywania się od orzekania w sądach, udziela licznych wywiadów, także za granicą, kwestionuje ustawy reformujące wymiar sprawiedliwości, a jakiś czas temu zapowiadała swój wyjazd z kraju i bycia I prezesem SN na uchodźctwie. Czyż to nie jest uprawianiem polityki? Jak to nie jest polityką, to, co nią jest? Konstytucja, Konstytucja, pani prezes, czas to wreszcie zrozumieć. Ale, jak pni prezes ma to zrozumieć, skoro ostatnio skarżyła się w Norwegii, że w Polsce rodzi się dyktat demokratycznej większości? To bardziej demokratyczna miałaby być dyktatura mniejszości, która rządziłaby większością? Przecież tak już było, czy pani prezes również tęskni za Perlem, jak jedna z naszych pisarek, pani Maria Nurowska, która niedawno oświadczyła, że zdecydowanie wolała tamtą, PRL-owską Polskę? 

Olga Tokarczuk - Kolejna osoba spoza politycznego grona, którą wielu zna bardziej ze względu na jej polityczne wystąpienia, niż osiągnięcia literackie. Pani Tokarczuk, jeszcze z czasów "przed Noblem", nie była przychylna prawicowym rządom, Kościołowi, ani tradycyjnemu pojmowaniu rodziny. Feministka i Europejka z wyboru, dla której pewnie również "polskość, to nienormalność". Z jakiego powodu O.Tokarczuk tak łatwo przychodzi oskarżanie Polski o brak demokracji, polskiego rządu o dyktatorskie zapędy, a samych Polaków o niewolnicze traktowanie Ukraińców i o antysemityzm, który prowadził do zabijania Żydów? Z kim ta pani się bardziej utożsamia, z Polakami, czy z naszymi wrogami? Polityka, to nie jest zabawa dla grzecznych dzieci, niektórzy nawet twierdzą, że to "brudna sprawa", dlaczego wchodzą w nią ci, którzy zawdzięczają swoją popularność zupełnie innemu zajęciu? Pragną jeszcze większej sławy? Polityka im jej nie da, a raczej zabierze to, co już mają.

Powyższe zestawienie to tylko skromny "wierzchołek góry lodowej" tych osób, którym polityka mocno skomplikowała życie. Wśród wymienionych znalazło się dwie, a właściwie trzy osoby spoza polityki, które nie musiały, ale chciały politykę wplatać w swoje zawodowe życie. Czy polityka dla jednych i drugich będzie za parę lat chlubą, czy wręcz przeciwnie, to dopiero się okaże, najpewniej wtedy, kiedy polityką zajmować się już nie będą.

Tekst ukazał  się na Salon24.pl w dniu 2 stycznia 2020r