Czy zwolennicy PiSu są już za wyjściem Polski z UE, czy przekona ich dopiero wkroczenie europejskiej armii żeby "zrobić porządek"? Wtedy może być już faktycznie za późno. Tak napisałem na Twitterze i odpowiedzi były różne. Niestety mam wielkie obawy, że większość zwolenników Prawa i Sprawiedliwości, popiera bycie w UE mimo wszystkich działań jakie nam grożą czy mogą grozić w przyszłości ze strony Unii. Ten konformizm, a co gorsza niespotykane u nich w innych sprawach odwoływanie się do realizmu geopolitycznego niezwykle mnie zastanawia. Bo nie wierzę, że nie wiedzą czym jest Unia i w jakim kierunku ten projekt zmierza.

Nie wierzę, że z taką lekkością podchodzą do spraw bardzo poważnych, a przecież pomysły UE godzą w naszą suwerenność. Pisałem o nagłym nawróceniu na realizm w tej sprawie (o ile realizm o tyle realizm to już osobny temat na osobną dyskusję), bowiem kiedy 1 sierpnia pojawiają się coroczne dyskusje na temat zasadności Powstania Warszawskiego, bez wahania wskazują, iż powstanie oczywiście było zasadne, a dalej mamy całą romantyczną otoczkę. Dlaczego zatem w sprawie o wiele łatwiejszej, bo niewymagającej przelewania krwi wykazują taką niemoc? Czy pod zaborami też powoływaliby się na realizm? Pytam nie tylko zwolenników PiS, ale także wszystkich popierających bycie Polski w tworze, który nie pierwszy raz udowodnił, że musi przyciąć wszystkich do jednego nadrzędnego prawa, prawa opartego na manifeście włoskiego komunisty Altiero Spinelliego. Albo UE albo suwerenność. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Cóż, PiSowi wydaje się chyba, że można.

Nie chcę się tu rozwodzić nad argumentami ekonomicznymi, bo to jest temat na osobną notką i taka w stosownym czasie powstanie, chciałem też zauważyć naiwność z jaką podchodzi prawa strona do wydarzeń z Francji, gdzie brutalnie tłumione są protesty przeciwko reformie emerytalnej. Unia nie zajmuje się Francją. Naprawdę trzeba tłumaczyć dlaczego się nie zajmuje? To jest akurat banalnie proste, we Francji rządzi "liberalny demokrata", liberalny lewicowiec czy zwał jak zwał, podążający zgodnie z linią ideologiczną jaką proponuje wszystkim Unia, więc nawet gdyby głowy toczyły się po paryskich ulicach, UE nie zgłosi zastrzeżeń. Tak ma być, tak wygląda prawdziwa postępowa rewolucja, a strażnicy rewolucji mają prawo brać za pysk i brutalnie traktować tych, którym się taka rewolucja nie podoba. U nas czy na Węgrzech, rządzą natomiast -zdaniem UE - prawicowi populiści, dyktatorzy i oni nie mają prawa niczego w kraju zmieniać, bo od razu będzie to traktowane jako zamach na praworządność. Wszystkie te słowa wytrychy, praworządność, wartości, nic nie znaczą, za tym nie stoi nic innego jak próba obalenia demokratycznie wybranych władz. UE nie jest demokratyczna, tak jak demokratyczny nie był Związek Sowiecki. Albo się opamiętamy, albo nie będzie Polski. 

Kwestie ekonomiczne jak już wspomniałem poruszę w osobnej notce, napiszę tylko teraz, że ani Niemcy, ani pozostałe kraje Europy nie zrezygnują z biznesów z Polską, bo na tym zyskują. Dla Niemiec całkowite zerwanie współpracy gospodarczej z Polską oznaczałoby katastrofę. Ale do tego wrócę w obszerniejszym tekście. Nawiasem mówiąc, dziwi mnie, że ten argument pada ze strony romantycznych zwolenników PiSu. Mogłoby się zdawać, że komfort materialny cenią wyżej niż suwerenność. Niespotykane. 

Opublikowano: na Salon24.pl w dniu18 stycznia 2020,