Grupa naukowców związanych z brytyjskim Imperial College opracowała modele rozwoju epidemii rozprzestrzeniania się COVID-19. Wykorzystując doświadczenia wielu krajów starali się znaleźć odpowiedź na pytanie w jaki sposób w obliczu braku skutecznej szczepionki dotychczas podejmowane działania, których celem jest spowolnienie rozprzestrzeniania się epidemii, wpłyną na sytuację w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych.

Wyniki ich prac, które można też aplikować do przypadków innych krajów, są przerażające, ale tym nie mniej musimy je poznać. Zdaniem badaczy istnieją dwa rodzaje postępowania wobec epidemii.
Pierwszy to szereg działań, które określić można mianem „miękkiej reakcji” ograniczającej się do izolowania osób zarażonych, pozostawania w domach tych z grup ryzyka (osoby starsze) sprowadza się w gruncie rzeczy do polityki która możemy obecnie obserwować np. w Wielkiej Brytanii czy Szwecji, a wcześniej we Włoszech czy w Hiszpanii. Jest fundamentalnie istotny w walce z epidemią, w porównaniu ze hipotetycznym scenariuszem „nie robienia niczego” bo zmniejsza liczbę jej śmiertelnych ofiar o połowę, a przeciążenie służby zdrowia w momencie największego rozprzestrzenienia się wirusa o 2/3. Ale tym nie mniej nadal oznacza tysiące, a w niektórych wypadkach nawet miliony zgonów i drastyczne przeciążenie systemu medycznego, który będzie musiał funkcjonować na granicy wydolności.
Kraje, które zaczęły zwalczanie epidemii od podejścia łagodnego (Wielka Brytania i Stany Zjednoczone) i tak przez rozwój sytuacji zmuszone zostaną do wdrożenia bardziej zdecydowanych działań, takich jak zamykanie szkół, uczelni wyższych, odwoływanie imprez masowych czyli wszystko to co robimy w Polsce. Tylko w ten sposób, powtarzając drogę Chin czy Korei Pd., można zdaniem naukowców z Imperial College spowolnić rozwój epidemii, inne drogi są nieskuteczne.
Dwie informacje zawarte w tym raporcie zaliczyć należy do fundamentalnie istotnych.
Pierwsza dotyczy tego jak długo muszą funkcjonować nowe reguły. Ich zdaniem zanim pojawi się skuteczna szczepionka minie 18 miesięcy, a może nawet dłużej, kiedy epidemia będzie ustępowała, powracała, ale środki bezpieczeństwa trzeba będzie utrzymywać. To w sposób gruntowny zmieni życie wszystkich społeczeństw. I po drugie, brytyjscy naukowcy poszukiwali odpowiedzi na pytanie jaka jest cena „podejścia łagodnego” w pierwszej fazie rozwoju epidemii, zwłoki w podjęciu odpowiednio szybko działań nieprzyjemnych, ale zdecydowanych, lekceważenia zagrożenia. I tu wnioski do jakich dochodzą są przerażające.
Gdy zastosować opracowane przez nich modele rozwoju epidemii do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, czyli krajów których reakcja na zagrożenie może być zaliczona do „miękkiej”, to szczyt zachorowań i zgonów nadejdzie ich zdaniem po 3 miesiącach od umownej daty oznaczającej początek infekcji. 81 proc. populacji zachoruje. Liczba ofiar w obydwu krajach to odpowiednio 510 tysięcy (Wielka Brytania) oraz 2,2 miliona (Stany Zjednoczone) i to nie biorąc pod uwagę tych, które spowodowane zostaną niewydolnością przeciążonego systemu ochrony zdrowia, bo przecież trzeba liczyć się z tym, że w szczycie rozwoju epidemii nie wszystkim potrzebującym zostanie udzielona pomoc, zwłaszcza, że w tzw. „punkcie krytycznym” obciążenie szpitali w Wielkiej Brytanii wzrośnie, jak szacują, 30 razy. W konkluzji stwierdzają, że w walce z epidemią nie ma innej drogi postępowania niźli szereg zdecydowanych działań, które można określić mianem „twardej” reakcji.
Jak istotny jest w tym wypadku czas postępowania pokazują modele opracowane przez Thomasa Davida-Barretta, naukowca z Oxfordu, który poszukiwał odpowiedzi jak czas reakcji władz i rozpoczęcia polityki zdecydowanych działań w walce z epidemią wpływa na jej rozwój i liczbę ofiar.
Testował w tym celu trzy scenariusze – działania podejmowane są w dniu pierwszej ofiary śmiertelnej, po zgonie 10 osób i w ostatnim dopiero po tym, jak władze skłonione zostaną do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków w obliczu śmierci setnego pacjenta. Jeżeli reakcja jest szybka, to w szczycie rozwoju epidemii, który przypada na okres między 20 a 40 dniem od infekcji, dziennie notować się będzie ok. 3500 przypadków i niestety 70 zgonów. Ale w drugim przypadku te liczby rosną do poziomu 8000 nowych zachorowań każdego dnia i ponad 160 ofiar. Trzeci to już 25 000 nowych pacjentów codziennie i ponad 500 osób zmarłych. Gdyby reakcja była jeszcze bardziej spóźniona, np. ostre środki epidemiologiczne zostały podjęte dopiero po odnotowaniu 200 ofiar, to całkowita ich liczba przekroczy 30 tysięcy. Tą drogą dziś podążają nie tylko Włochy i Hiszpania, ale niewykluczone, że Francja, Wielka Brytania, Szwajcaria czy Niemcy.
Jeden dzień opóźnienia, zdaniem brytyjskiego naukowca, notowany od momentu, kiedy umrze pierwsza ofiara do chwili wdrożenia wszystkich środków bezpieczeństwa, kosztuje życie 300 osób. W przypadku dnia opóźnienia po tym jak umarło już 100 pacjentów, to koszt 1500 istnień ludzkich.
Pierwsza ofiara w Polsce, zmarła w Poznaniu 12 marca. Zajęcia w polskich szkołach, uczelniach etc. zostały odwołane tego samego dnia. Wyniki badań uczonych brytyjskich dedykuję tym wszystkim, którzy byli wówczas zdania, że rząd polski działa pochopnie, panikuje i niepotrzebnie podejmuje tak ostre działania.

autor: Marek Budzisz

Tekst ukazał się na portalu wPolityce w dniu 20 marca 2020r