Nie sądzę bym napisał coś wielce oryginalnego – dlatego napiszę krótko i dosłownie. Bez owijania w bawełnę – zwłaszcza dla młodych ludzi. Nie by pouczać, mentożyć a by poinformować. A dziś mamy ponoć społeczeństwo oparte o informację.
Oczywiście, nie znałem Pana Emila Karewicza, nie mam najmniejszego pojęcia o Jego faktycznej osobowości, o przekonaniach. Jak w każdym przypadku same punkty, przez które przechodzi się w życiorysie faktycznie nie mówią nic rzeczowego o drodze życiowej.

To jest w sprawie, o której napiszę – ma marginalne znaczenie.
Sądzę jednak, ze zwłaszcza młodzieży, która żyjesz dziś w świecie ludzi docelowo tylko pięknych zdrowych i bogatych – warto brutalnie powiedzieć, uzmysłowić i pokazać coś co jest realne. Tak więc droga młodzieży – popatrz.
Pan Emil Karewicz – dla was był jakimś z wielu aktorów. Stawka większa niż życie czy już kompletnie pra-archiwalni Krzyżacy – tak – to ten, aktor, może sobie któryś przypomni. W swoim czasie – był osobą bardzo popularną, znaną, lubianą. Był uczestnikiem wielkiego towarzystwa elity, dziś byście może nawet powiedzieli świata celebrytów. Warszawa, Polska, perspektywy, sława były Jego udziałem. Potem – normalne życie aktora i … zapomnienie.
Benefis i Skolimów
Każdego to dotyczy.
Każdy, nawet żebrak dziś widziany przez nas, was – jako obszarpaniec w łachmanach, był młody, miał szanse nadzieje i perspektywy. W jakieś części to co z nimi zrobił było w Jego rękach. Oczywiście nie wszystko. Czasem pech czasem wykorzystana szansa, czasem podjęcie kroku, który w danym momencie wcale nie zapowiadał świetnych albo fatalnych skutków.
Nie ma co rozwijać – ale warto wiedzieć i zdać sobie sprawę, że takie zadufanie czy ślepa wiary, że jak w bajce – wszystko się dobrze kończy i że to dobrze to jest właśnie to, co sobie człowiek wyobraża.
Warto mieć wyobraźnię przyszłości i odpowiedzialności.
Na to może przykład Pana Emila Karewicza – nie jest dobry bo nie znam Jego drogi ale przynajmniej początek i koniec – Skolimów - jest znany. Zapewne był otoczony życzliwą pamięcią – o tyle dobrze. Do tego może dodam jedną migawkę, scenę i ją zapamiętałem. Ta bardzo dawno temu silnie rzuciła mi się w oczy. Lata jeszcze PRL-u – czyli dla dzisiejszych młodych ludzi już prehistoria. Przyjechałem rano do Warszawy – wyszedłem z tunelu Dworca Centralnego, w którym biegł spieszący się tłumek – wyszedłem na stronę Alej Jerozolimskich – i tam znów chodnik zapełniony rzeką – jak to w Warszawie – znów ludzi zaczadziałych w biegu – z wzrokiem hen gdzieś wlepionym. I oto szła – dużo powiedziane – raczej przemykała starsza para. I On i Ona - ubrani w pelisy topowej mody lat trzydziestych. Trzymali się za ręce jak Jaś i Małgosia z bajki i szli jakby ukradkiem, jakby wklejający się w mury kamienic – idąc lękliwie spychani tym dzikim tłumem. Szli przepraszając, że idą. Oni przed wojną byli zapewne członkami Warsiawki o ile nie w ogóle Warszawskiej wielkiej elity, musieli być kimś, to było Ich miasto. Takich pelis nie nosił byle kto.
Po latach stali się jakby zepchnięci.
Czy myślicie Państwo – że i dziś większość emerytów czymś się od nich różni?
Daję to pod rozwagę. Teraz gdy jest czas jednak zatrzymania się w biegu.
To co opisałem tylko na dwóch przykładach, czyni nie tylko wiek ale i wypadek, zarażenie, nierozważność.
To nie mentożenie a informacja

 

Fsd