Opozycyjne media i ich politycy osiągnięcia mają tylko w walce z fikcją. W realnych dziedzinach kroczą od klęski do klęski. Gdyby czytać tylko „Gazetę Wyborczą” wszystko, co najgorsze, a co wiąże się z pandemią koronawirusa byłoby spowodowane przez Jarosława Kaczyńskiego. Na tym punkcie organ demokratycznych zamordystów ma wręcz obsesję czy też niewyobrażalną szajbę. Od jakiegoś czasu zbrodnią numer jeden (z liczby tekstów i wzmianek można by wnosić, że porównywalną jedynie z „dokonaniami” Pol Pota) jest hekatomba antycypowana.

Niczym w „Raporcie mniejszości” Stevena Spielberga chodzi o to, by wyprzedzająco zbrodniarza unieszkodliwić. Żeby nie popełnił masowej zbrodni (ludobójstwa) 10 maja 2020 r.
W filmie Spielberga okazało się, że wszystko jest zmanipulowane przez najwyższych kontrolerów systemu antycypowania zbrodni i podobnie jest w wypadku „Gazety Wyborczej”. To o tyle groźne, że działa zupełnie tak jak wirus i zaraża kolejnych ludzi, w tym wielu z naukowymi tytułami, co tylko potwierdza, że status społeczny i intelektualny nie daje odporności na wirusa. Zaraziło się więc na przykład 540 utytułowanych przedstawicieli medycyny i nauk pokrewnych, a objawem przeskoczenia na nich wirusa „Gazety Wyborczej” jest list do prezydenta i premiera, w którym potwierdzają antycypowanie masowej zbrodni. Podobnie jak łódzcy prawicy, w tym utytułowani, wielu już wcześniej znanych z antycypowania zbrodni PiS i Jarosława Kaczyńskiego.
To że wirus „Gazety Wyborczej” pojawia się także w niemieckich mediach jest oczywistością, bo to podobny system immunologiczny i równie wilgotne środowisko inkubacji. Gdy więc czytamy na przykład artykuły Floriana Hassela w „Sueddeutsche Zeitung”, to tak, jakby czytać Jarosława Kurskiego w „Gazecie Wyborczej”. Zresztą Hassel od dawna pracowicie antycypuje zbrodnie PiS i Jarosława Kaczyńskiego, czyli ma już duże zasługi w pracach nad szczepionką przeciw nim. Skoro to podobny system immunologiczny i środowisko inkubacji, nie dziwi pojawienie się w „Die Welt” Jarosława Kurskiego, nie tylko antycypującego zbrodnię 10 maja, ale przypominającego inne akty pisowskiego ludobójstwa. I nie tylko pisowskiego, bo także fideszowego.
Antycypowana zbrodnia 10 maja 2020 r. może się oczywiście nigdy nie zdarzyć (obecnie rządzący są jednak znacznie bardziej odpowiedzialni niż „Gazeta Wyborcza” i założona przez nią opozycja), ale to nie ma żadnego znaczenia. Jasnowidze z Czerskiej, pewnie zanurzeni w płynie dezynfekującym i z różnymi czujnikami na mózgu (czy co tam mają w tym miejscu), bez trudu rozkminiają przyszłość i widzą zwłoki leżące na ulicach po wyjściu z lokali wyborczych, a nawet jeszcze na etapie kolejki przed nimi. Widzą je nawet wtedy, gdyby wyborów nie było, bo przecież sama ich możliwość rodzi sytuację kota Schroedingera, który może być zarówno żywy, jak i martwy.
To, że zarazek „Gazety Wyborczej” przeskoczył na polityków Platformy Obywatelskiej to obserwacja trywialna, skoro to krew z krwi, czyli także wirus z wirusa. Podobnie jak przeskok na prawników, a szczególnie sędziów, ze specjalnym udziałem byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego. Żadnego zdziwienia nie budzi też zainfekowanie Czerską-8/10 Donalda Tuska, a przy okazji rozmawiającego z nim Radosława Sikorskiego. Oni od lat zachowują się jak zainfekowani.
Były premier i przewodniczący Rady Europejskiej w ponadgodzinnej rozmowie (Sikorski zapowiadał i kończył ją infantylnym okrzykiem, że to „Rozgłośnia Polska Wolnego Radia Europa”) zarzekał się, że wybory prezydenckie (kiedykolwiek miałyby się odbyć) nie są obecnie w ogóle ważne, bo liczy się tylko walka z pandemią. Po czym w kółko nawracał do tych wyborów i antycypował ich zbrodnicze skutki. Mało tego, oskarżał rząd o to, że słabo walczy z pandemią, gdyż jest zajęty wyborami i przez to zaangażowanie nie ma sił i czasu na zwalczanie wirusa. Nie szkodzi, że to bezwstydne łgarstwo w biały dzień, bo rząd wyborami nie zajmuje się w ogóle.
Takim jak Donald Tusk i nosiciele Czerska-8/10 chodzi o to, żeby wdrukować wyznawcom, iż rząd oraz PiS mają obsesję na punkcie wyborów prezydenckich. Gdyby jednak prześledzić wystąpienia medialne, to 99 proc. tematów związanych z wyborami podejmują media opozycji oraz ich politycy. A ten 1 proc. po stronie rządzących to przede wszystkim odpowiedzi na zaczepki tych pierwszych. Kto tu więc ma obsesję? A przyczyna jest wyjątkowo prosta: opozycyjne media i ich politycy jakiekolwiek osiągnięcia mają tylko w walce z fikcją, która sami wymyślają. W innych, realnych dziedzinach, kroczą od klęski do klęski.

autor: Stanisław Janecki

Tekst ukazał się na portalu wPolityce 31 marca 2020r