20200417rf2Patrzę się na stare zdjęcie moich rodziców. Bardzo stare. Zrobione przed wojną.
Ojciec już nie żyje lat 35. Zmarł w wieku 75 lat
Mama zmarła w 2006 – przeżyła 93 lata. Ciągle nurtowało Ją pytanie – On mi jeszcze chciał coś powiedzieć. Co? I Czy? Trudno powiedzieć
Na fotografii, idą przedwojenną, krakowską ulicą. Życie przed nimi. Wojna też. Ona i On po studiach, właśnie wchodzą w pełnię życia zawodowego.

Siostra urodzi się w kilkanaście dni po wybuchu wojny. Ja potem, w środku jej trwania. Dzisiejszymi kategoriami operując – powinienem nie żyć ze względów – jak to się mówi? Aha! SPOŁECZNYCH. Pod koniec wojny druga siostra a w ciemnym stalinizmie trzecia. Takie czasy i warunki a jakoś jesteśmy.
Dla dzisiejszych postępowców – prawie patologia.
Idą po ulicy – świat do nich należy. Piękne perspektywy. On młody prawnik – ma już swoją maszynę do pisania To numerowany dla Niego Underwood - dar od pryncypała na początek życia zawodowego - po skończonej aplikacji. Nie upłynie dużo czasu – a dowie się od Niemców – Europejczyków, co warte jest to prawo. Wyjdzie z Montelupich siwy i zgaszony na całe życie, ze swym Prawem, w którego istnienie już sam chyba wierzył z rozpędu mimo obu walców totalitaryzmów. Jednak cały czas naiwnie wiązał z tym prawem nadzieje. I – paradoksalnie nie przeszła Mu ta nadzieja do końca. Cały czas, do końca swych dni myślał, iż jest to jednak narzędzie. I za to też płacili i to oboje, każde za swoje działania i przekonania . Dziś to widzę w pełni – ile Ich kosztował upór do prawości w zdeprawowanych czasach.
Ona – przez wojnę - swym zawodem utrzyma sporo ludzi przy życiu – a ci Jej „sowicie” wynagrodzą - obgoleniem z majątku. Długa to, i nie o tym co tu, ta historia. Nadeszły potem ciężkie czasy komunizmu – bycia wrogiem klasowym i - kalectwo.
Oni – stojąc przecież u progu wojny – powiedzmy półtora czy dwa lata przed jej wybuchem – ale żyjąc w prawdziwie wolnej Ojczyźnie – myśleli tylko o radości i perspektywie. Środowiskami różnili się bardzo. Dało się? Nie mieli dużo – ale mieli siebie. Bez tego – łutu jakiegoś szczęścia – wplecionego w sprawy Wiary, wojny by nie przetrzymali, tak jak przetrzymali, w tych warunkach jakie im wojna i stalinizm zgotowały. Nie przeżyli by nas by jakoś nie by nie przeżyli. Te systemy, odebrały im nie tyle życie jako funkcję, co właśnie – w miejsce życia, zostawiły coś co zostało całe przefasonowane i zmięte. Na raty, dzień po dniu, życie było Im mielone. Dziś niektórzy potrafią mówić – wszak było to pasmo sukcesów i powstawania nowej Polski. Ci mówiąc to, nie zastanawiają się, jaka by ta Polska była, gdyby rządziła się własnym myśleniem o gospodarzeniu. Po wojnie, tacy jak Oni, mogliby po prostu normalnie pracować, a nie menadrować pomiędzy łapownikami, ubekami, prawem bezprawnym i ekonomią wydumaną, będąc obywatelami trzeciej kategorii – bo nawet nie drugiej. Mogliby – ale zostali wepchani w niewolę gospodarczą. Inne narody przecież w tym czasie, łącznie z tymi co tą wojnę rozpętali, wychodziły na dobrobyt. I jak można patrzeć teraz na „polskie obozy śmierci” na rzekomą „nietolerancję i szowinizm” ubierane nawet w oficjalne uchwały PE kpiące z rzeczywistości – bo takie są potrzeby medialno- marketingowo – lobbystyczne?
Teraz w tej perspektywie zobaczmy siebie samych jeszcze po Nowym Roku i po wybuchu z epidemii – dwa miesiące później. Wybuch epidemii dotyczącej całego świata. Bombardowania ekonomiczne – dywanowe. Jeszcze tu i ówdzie plączą się goście którzy nie widzą realiów a nadal są w dawnym świecie perspektyw walk przeróżnych i rozpychania się polityce na przykład. Jakby nic się nie stało, jakby ludzie, dla których polityka miała być służebną byli tylko balastem w chybotanej łódce Państwa – a nuż a uda się ową łódkę wywrócić i na nowo opanować. Ludzie przerażeni i tym co się dzieje i tym co Ich czeka – na te problemy już nie zważają. Są bezwolną masą. Jest okazja.
Dość tych refleksji na boku.
Wracając do zdjęcia i tego co przeżyli moi Rodzice.
Uśmiechy na tym zdjęciu mają oboje - takie jakie czasem już tylko widziałem. Te uśmiechy idą od środka. W tym momencie byli szczęśliwi i optymistyczni. Czekała Ich i niewiadoma i do końca walka o każdy dzień – z niepewnością. Jak wędrówka w świecie w którym brak zasad jest zasadą
Zróbmy dziś takie zdjęcie młodym. Dziś. Teraz !.
Też oczywiście nie wiedzą co Ich czeka – i nikt tego nie wie. Może sukces? Tylko jaki? Materialny? Jak po tym co przynosi bombardowanie ekonomiczne i nadchodząca a głęboka recesja. Co dzisiejsi młodzi uznają za sukces. Czy to co Oni – moi rodzice i Ich pokolenie osiągnęli, pod postacią dzieci, które ich zawsze otaczały i które miały start. W tym sensie, wszystko, dokładnie wszystko Im przecież zawdzięczam.
Co dziś młodzi uznają za sukces? Ta para ze zdjęcia - z punktu widzenia dzisiejszych wartości – ponieśli życiową klęskę. Pięknie zaczynali – kończyli ledwo trzymając się powierzchni. Tata – nie doczekał nawet jakiegoś końca a w każdym razie – formalnego osłabienia komuny. On to przewidywał, mało tego – znając totalitaryzmy i to aż w trzech mutacjach – mówił że to będzie jak resekcja zęba. Tej to nawet i ja nie doczekałem a wszyscy doświadczamy wyczynami postkomuny.
W moim odczuciu Rodzice osiągnęli najwyższy sukces i – mam nadzieję, że są w Niebie.
Czy młodzi dokonują dziś podobnych wyborów postaw i wartości, czy tylko powtarzają za Autorytetami bez przekonania – nonsensowne w swej logice – „uczciwym być się opłaca” albo i może po prostu - nie wybierają. Wszak jak się coś opłaca to znika wybór – uczciwość nie jest wcale żadną decyzją moralną Oni te decyzje podejmowali i a nie słono płacili. Jeszcze nie śmiercią zadawana od ręki ale zniszczeniem szans i złamaniem życia do wegetacji. Mieli marzenia - a życie to już Im urządzono. Tego co myśleli jednak nigdy nie chowali. Ponosili za to klęski – by się wydawało.
W sumie jednak żyli z podniesioną głową.
I tego mnie nauczyli. Nie bać się mówić to, co się myśli bez względu na koszty i, że to nie jest głupota.
Co młodzi dziś wybiorą?
Dziś marzenia się chowa, o nich się nie mówi. I co wynika z tego chowania marzeń – bo nie wypada być naiwnym ? Luz, luzactwo – tak, ale swoboda myśli i zachowań – broń Boże. Polityczna i obyczajowa poprawność nade wszystko. Taki format obowiązuje.
Gazeta Wyborcza ma nawet takie dodatki – formatujące umysły, a młodzi ludzie biorą to jeszcze – o ironio - za publicystykę.
I czy wiedzą czym i kiedy za to słono płacą. Komu? Wszystkim magikom politycznym, sprzedawcom materii i idei.
Popatrzmy na to zdjęcie
Dziś na ulicy pod rękę? Razem iść?
Dziś twarze na ulicy w tej samej sytuacji - są zacięte. Komórka, zegarek i CV gotowe w 15 wersjach. Ciągłe rozmowy kwalifikacyjne uczące konieczności walki – i umiejętności rozstrzygania „a jak ma być?”.
Liczba małżeństw spada – bo w końcu; jak tu zaczynać, co to znaczy więź? Znajomość wzajemna fizyczność. Warto poznać historię powstańczego a dozgonnego związku małżeńskiego Nowaka – Jeziorańskiego. Dziś wzajemne relacje prawne ludzi nazywa się uwarunkowaniami społecznymi - a i historie gotowane przez dzisiejsze prawo rodzinne, od których włos się jeży na głowie, mają tu swoją rolę. Oni nad równouprawnieniem się nie zastanawiali i nie rozstrzygali wątpliwości czy rodzina to związek partnerski czy też ma ona mieć konstrukcję pół, jedno, czy wielopokoleniową. Oni równouprawnienie praktykowali. Bez filozofowania – tylko z miłości. Dziś młodzi zastanawiają się czy w to co się nazywa małżeństwem wchodzić - i - po co to robić – mówią młodzi. Prawo w razie problemów gwarantuje demolkę życia.
Czy to na pewno jest postęp? I jak to zaowocuje nam jako społeczeństwu po – miejmy nadzieję – opadnięciu kurzu walki z wirusem. Nic szybko nie będzie takie same. Dla Nich też to co było w czasie i po wojnie nie było w żadnym wymiarze takie jak było. A przeszli bo mieli zupełnie inne podstawy i zasady bycia razem.
Na ulicy się już młodzi nie śmieją. Owszem – wygłupiają się, szaleją ale nie śmieją się do siebie, Życzliwość łatwo może być wzięta za naiwność a to oznacza słabość. Nie potrafią się już od tego uwolnić – spętani.
Jak młodzi dziś określają sobie pojęcie sukcesu.
Może podobnie jak i definiują pojęcie elity – „ludzie dobrze zarabiający”
Mój Ojciec swemu pryncypałowi nie przedkładał CV. Aplikacji nie zdawał w szkole przeżycia i zidiocenia wkutymi bez sensu tomami encyklopedycznej wiedzy czy testami. Musiał za to terminować co się zowie. Aplikacja się kończyła - tą maszyną do pisania – a ją miał przez całe życie używaną i przechowywaną jak najcenniejszy dyplom. Ta do końca, obok dyplomu studiów – była jego skarbem i symbolem godności zawodowej. To samo Mama – terminowanie zawodowe przeszła i w gabinecie Warszawskim i na głuchej wsi, gdzie ze swym Ojcem pełniła też rolę lekarza na zawołanie. Bez względu na możliwości, mając na uwadze tylko przysięgę hipokratesową. Tyle, że wiedziała, iż ta przysięga tworzy zobowiązanie, ale i nie otwiera możliwości dla eksploatacji lekarza i nie ustawia Go w pozycji tarczy do strzałów w kolejnych nieraz absurdalnych roszczeniach. Zachowania zorganizowanego systemu kopertówek – eliminowały towarzysko i z zawodu. Lekarz samym sobą gwarantował etyczne zachowania w zawodzie.
Inna sytuacja była niewyobrażalna.
Wiedzieli, co to jest honor zawodowy, a kodeksów etycznych nie mnożyli branżowo. Był jeden. Dekalog się on nazywał. Jakoś nie mieli z tym problemów.
I tego nas nauczyli.
Dziś są młodzi lekarze i prawnicy o bezwzględnie świetnym samopoczuciu. Inne nie wchodzi w rachubę – a pytać starszego – zgroza. Zagrożenie to w wyścigu. Strach się bać.
To i powstają casusy – na które pacjent i klient musi sięgać po roszczenie. Czasem właśnie i głupie i straszne – ale czasem i przerażająco słuszne.
Stąd lawina zeznań ludzi, którzy już nie zdzierżyli
I tak to, z tego patrzenia na starą fotografię – nieoczekiwanie wyszły mi dwa wnioski w tym jeden o charakterze pytania. Pierwszy to smutna konstatacja.
Mój, nasz dawny świat – uśmiechniętych twarzy na ulicy się już definitywnie kończy.
I drugi – patrząc na losy moich rodziców – nasuwa się pytanie czy dzisiejsze wchodzenie do zawodu, odpowiedzialność i pojęcie elity – nie są jakąś kompletną pomyłką, regresem, a nie postępem i czymś, co musi długo doganiać tamtych, wtedy młodych. Jak to nam zaowocuje po tej wojnie światowej. Bo to nie tylko wojna z wirusem ale i na gospodarkę i ekonomię.
Zauważmy też do jakiego absurdu można dochodzić mnożąc kodyfikacje etyczne ponad jeden konkretny Dekalog.
Taka jest ta fotografia, która stoi na moim biurku.
I nie daje mi spokoju.

  • 20200417rf1

Feliks Stalony – Dobrzański
Kraków 17 .04.2020