Zastanawiałem się jak zacząć tę notkę.
Może tak: nie raz i nie dwa krytykowałem rząd ZP i PAD. To nie jest jednak moja bajka. To po pierwsze. Po drugie nie jestem beneficjentem, przynajmniej nie bezpośrednim, żadnego z programów społecznych ZP. Nie mam więc żadnego osobistego interesu finansowego w tym, aby przy władzy pozostał PAD i ZP. Nie uważam jednak, że te programy społeczne były ukłonem w stronę patologii zaś ci, którzy byli bogatsi stali się z tego powodu biedniejsi.

Stało się inaczej, bo inaczej być nie mogło: zwiększenie zdolności nabywczych spowodowało wzrost konsumpcji, co przełożyło się na pobudzenie produkcji i sfery usług. W efekcie wzrosło zapotrzebowanie na pracowników, co spowodowało zmniejszenie bezrobocia. W następstwie tego zabiegu beneficjentami wdrożonych programów społecznych są zarówno ubożsi jak i bogatsi. Traktuje też jako plus zmianę, w Polsce jest to absolutna nowość, w podejściu pracodawców do pracowników. Zwłaszcza realne zwiększenie możliwości negocjacyjnych wynagrodzeń przez te osoby na które było silne zapotrzebowanie na rynku pracy. Nie bez powodu w Polsce w tym okresie pojawiło się tak wielu Ukraińców, gdyż popyt na pracowników przewyższył ich podaż w Polsce. Taka sytuacja w sposób naturalny u pracodawców powoduje zainteresowanie inwestycjami w nowe technologie, które w dłuższej perspektywie służą redukcji kosztów. Powodują, bo rośnie koszt pracy.
Po trzecie, przynajmniej teoretycznie, mógłbym z powodzeniem pretendować do klasy tych, którzy pogardzają tymi ordynarnymi ryjami składającymi się na elektorat PiS. Zarówno ze względu na dwie ukończone wyższe uczelnie, aplikację prawniczą jak i z powodu skali osiąganych dochodów. Uważam jednak, że ludzie mają po prostu twarze, i powinien to być zwykły pogląd kulturalnego człowieka - niektórzy czasem tą twarz tracą. To już ich wybór.
Jaka jestem zatem moja motywacja do tego, aby popierać opcję rządzącą?
Odpowiedź jest trochę banalna - nie widzę innej, lepszej opcji dla Polski i Polaków. Przez chwilę zerknąłem z ciekawością w stronę Konfederacji, ale to jest taki konglomerat wszystkiego, że nie może być z tego niczego. Nie lubię utopii a za taką uznaję jedną z podstaw programowych czyli PIT 0%. Gdy patrzysz na PIT 0% pierwszy raz - myślisz: Doskonale. Gdy patrzysz po raz drugi - entuzjazm trochę opada. Gdy patrzysz po raz trzeci - zadajesz sobie pytanie w których krajach nie ma podatku PIT? Gdy to już wiesz tj. to, że te kraje to kraje zasobne w ropę naftową albo raje podatkowe to zauważasz, że Polska pasuje do tego modelu jak wół do karety. Zaczynasz więc zastanawiać się jaki udział w dochodach budżetowych ma podatek PIT. Załóżmy, że jest to 18%. Nie wdając się w szczegóły musisz zapytać: jakie aktywności państwa przestaną być finansowane ze środków publicznych. Gdy dowiadujesz się, że składka na ZUS ma być dobrowolna, gdy wiesz, że 2018 roku na NRS odprowadzono ponad 257 mld zł i jednocześnie czytasz, że Konfederacja przewiduje wypłatę emerytur bezpośrednio z budżetu to zaczyna zapalać się czerwona lampka. Gdy dotrzesz do kolejnego drenażu dochodów budżetowych tj. praktyczną likwidację podatku akcyzowego nałożonego na paliwa to państwo proponowane przez Konfederację jest nowym ekonomicznym eksperymentem. Eksperymentem, który nieodwołalnie kojarzy się z sytuacją Rzeczpospolitej Obojga Narodów w chwili agonii - pustki w skarbie państwa, prywatne wojska, prywatne sądy.
Nie o Konfederację jednak chodzi i mam wrażenie, że moja odpowiedź nie jest pełna. Za wyborem opcji rządzącej przemawia przede wszystkim kondycja gospodarcza Polski a bardziej precyzyjnie Polska ma po raz pierwszy propolskiego gospodarza. To istotna nowość. Gospodarza, który nie zaprzecza, że i owszem Polska skorzystała w pewnym stopniu na wejściu do unijnych struktur, ale na wejściu Polski do UE skorzystały też inne, silniejsze gospodarki. Był to obopólny interes a nie jakaś łaska pańska. Dla mnie bardzo trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Nie lubię dyrdymałów. Nie ma po co, bo nie ma powodu, składać komukolwiek hołdów wdzięczności - lepiej zająć się walką o własne interesy. Inni też grają, po to, aby wygrać. Na pewno nie interesuje ich wzmianka, że brali udział. W kibicowaniu. Wzrost w ciągu 4 lat rządów ZP przeciętnych wynagrodzeń o 104%, gdy poprzedni rząd na wynik 100% potrzebował 8 lat przy jednoczesnej średniej inflacji 1,3% (PO-PSL: 2,3%) - to konkretny wynik w zarządzaniu państwem. Średni wzrost gospodarczy 4,18% vs. 3,2% poprzedników - to konkretny wynik w zarządzaniu państwem. Średni deficyt budżetowy 1,18% vs. 3,7% poprzedników - to bardzo konkretny wynik w zarządzaniu państwem. Jak napisał William Szekspir w Królu Learze - "Z niczego może być tylko nic" więc... Wyniki nie są sumą jedynie sprzyjających okoliczności - te okoliczności trzeba jeszcze umieć wykorzystać i dodać coś od siebie. To jedno. Druga kwestia to program inwestycji, który - co do zasady - powoduje wysłanie pozytywnego impulsu do firm działających na polskim rynku. Nie jest prawdą, że jest to gigantomania. Spójrzmy na naszego zachodniego sąsiada - inwestycji publicznych na łączną kwotę 450 mld EUR w ciągu najbliższych 10 lat żądają zgodnie zarówno niemieckie związki pracowników jak i pracodawców. W tej kwocie zawiera się oczekiwanie wydania np. 60 mld EUR na modernizację linii kolejowych. Inwestycje publiczne to całkiem rozsądny sposób na stymulację rozwoju gospodarczego. Państwo nadal ma swoją rolę do wypełnienia w tworzeniu dobrobytu.
Mam nadzieję, że moje poparcie dla obozu rządzącego zostało, przynajmniej w zarysie, uzasadnione. Mógłbym oczywiście dodać, że poprawa sytuacji gospodarczej Polski pozwoliła mi zmienić dobry samochód na jeszcze lepszy, nowy samochód, ale to byłoby argument za tym, że ZP po prostu przekupiło mnie :).
W mojej ocenie to, co napisałem powyżej jest podejściem skrajnie zdroworozsądkowym - nie zmienia się zwycięskiego konia w biegu. Nie zmienia się, bo niby po co? Byłoby bowiem nonszalancją, trzymając się końskiej metaforyki, postawić wóz przed koniem a takim wozem byłby wybór na stanowisko prezydenta RP p. R. Trzaskowskiego. Wóz przed koniem wygląda wprawdzie inaczej, ale na pewno nie lepiej. Nie ma to sensu. Konstytucyjna konstrukcja wymaga dla sprawnego zarządzania państwem dwóch warunków spełnionych jednocześnie: większość w Sejmie i Prezydent z tego samego obozu większościowego. Każdy inny stan tworzy zastój w gospodarce i wzajemne szachowanie się, co prowadzi albo do regresu albo znalezienia takiego kompromisu, który z reguły jest gorszy niż jego brak.
Musi powstać zatem pytanie - jeżeli stan polskiej gospodarki obiektywnie poprawił się i poprawa ma zasięg obejmujący swymi korzyściami zarówno osoby uboższe jaki bogatsze - z jakiego powodu jest tyle zwolenników postawienia wozu przed koniem? To poznawczy paradoks, gdy zważyć, że pieniądze są jednym z silniejszych motywatorów wpływających na dokonywane przez nas wybory. Więc? Moja teza: emocje są silniejsze niż rozum. Emocje, choć subiektywne, zawsze jednak mają indywidualny atrybut prawdziwości. Są prawdziwe - niezależnie od tego czy pozytywne emocje żywione wobec R. Trzaskowskiego oceniamy negatywnie i uważamy je za nieracjonalne. Emocje mają swoje przyczyny, bo przecież, za Szekspirem, z niczego powstaje nic. Więc jakie są przyczyny pozytywnych emocji wobec p. R. Trzaskowskiego lub (choć to tylko konwersja) negatywnych emocji wobec kandydatury p. Andrzeja Dudy? Temat w sumie na długi traktat. Na taki jednak nie mam czasu. Więc? Napoleon Bonaparte mawiał: Bardziej boję się trzech gazet niż trzech tysięcy bagnetów. Media są w stanie powiedzieć nie tylko czym mamy zająć swój umysł (o czym mamy myśleć), ale także jak mamy myśleć. Przypuszczam, że domyślają się Państwo do czego zmierzam: rząd w mediach, które mu nie sprzyjają, i dodam nie mają takiego obowiązku, nie jest poddawany krytyce - to bliższe jest poddawaniu nieustannemu linczowi. Ma się wrażenie w tym dzikim zgiełku, że jeżeli ten rząd za chwilę, a najlepiej już, nie ustąpi to ziemia zadrży w posadach i rzeki zatrzymają swój bieg. To, co robi rząd - niezależnie od tego czy jest to obiektywnie dobre i korzystne dla Polski - nigdy nie jest dobre i nie ma prawa takim być. Rząd jest zawsze nieudolny, Prezydent jest zawsze nieudolny. Kwintesencję tego o czym napisałem wyżej najlepiej odnaleźć w słowach szefa PO p. B. Budki przy okazji debaty nad wotum zaufania do rządu PMM: "Za co się nie zabierzcie, to wszystko zepsujecie. Mamy dość obłudy i kłamstw, gdyby był pan człowiekiem honoru, za (ministra zdrowia Łukasza) Szumowskiego, za (prezesa NIK Mariana) Banasia podałby się do dymisji, a nie błagał o wotum zaufania, przebłagując pana prezesa". W tym nie ma krytyki - jest negacja. Z tym po prostu nie da się polemizować, bo to byłoby zwyczajnie obrażą dla polemiki. Ale jeżeli się żyje non stop w świecie tak konstruowanych wiadomości nie sposób jest nie ulec sformatowaniu przez nie. Nie sposób jest nie odczuwać na przemian nienawiści i oburzenia, że ci, którzy sprawują władzę to banda nieudaczników pchających Polskę ku przepaści. To, że dzięki polityce rządu udało się osiągnąć ogromy, trudny do podważenia, społeczny sukces w postaci najniższej od początków III RP stopy bezrobocia - czy to jest ważne? Dla mnie tak - sądzę po owocach. Dla tych, co wóz stawiają przed koniem - niekoniecznie. Stawiają ów wóz, bo - w mojej ocenie - rozdwoił im się świat: z jednej strony widzą, że możliwości finansowe od zmiany władzy wzrosły, że rząd robi wszystko to, co jest możliwe, aby uratować polską gospodarkę przed pułapką kryzysu a z drugiej stromy odczuwają przemożny imperatyw nie widzenia tego. To przecież nie jest możliwe, aby najgorsi nieudacznicy polityczni w całej historii Polski, największe zakały pod słońcem, mogą mieć jakiś sukces. Sukces?!?! Jaki sukces!!!??? Po prostu głupiemu szczęście sprzyja i myślę, że ten argument szybko zyska uznanie wszystkich przeciwników ZP i PAD. A ten właśnie argument wpisuje się w ten stan pewnej schizofrenii towarzyszącej ocenie rządów PAD i ZP - jest dobrze i dlatego jest źle a więc trzeba to zmienić. To takie logiczne i oczywiste.

Tekst ukazał się na Salon24.pl 23 czerwca 2020r