Oto na – praktycznie – finale krótkiej i trzeba przyznać mało merytorycznej kampanii zobaczyłem coś – czego w poprzednich kampaniach się nie widziało. Oto słup ogłoszeniowy o swej słusznej średnicy (bo wzorowanej na bardzo dawnych kioskach prasowo-tytoniowych) i wysokości ładnych paru metrów został w całości od stóp do głów i na całym obwodzie został oblepiony jednym plakatem – kandydata Roberta Trzaskowskiego.
Zapewne w tym ruchu reklamy politycznej liczy się na co najmniej trzy rzeczy.

Pierwsza – każdy – zwłaszcza niezdecydowany ale jednak wyborca ma mieć przed oczami – to ten jeden jedyny – masz go przed oczami – on jest wielki. I ten przekaz ma być trwały przynajmniej do wyborów – będzie walił po oczach mimo ciszy wyborczej.
Drugi przekaz – też jest ważny. Oto kliencie – wyborco - masz kandydata, za którym stoją duże możliwości finansowe – jest reprezentantem silnej grupy a pod skrzydłami silnego – jest bezpiecznie.
I trzecia funkcja też nie jest bagatelna. Wcześniej taki słup był na okrągło oblepiany dziesiątkami nakładających się na siebie plakatów albo i plakacików. Z tego wychodziła tylko łatanina i wojenka plakatowa. A tu, za duże - należy zakładać- pieniądze, następuje monopolizacja „powierzchni wystawienniczej” Na taki plakat -konterfekt - już nikt się nie przylepi – jako, że minęły czasy pierwszych wyborów w których każdy płot i każdy mur – mógł być legalną powierzchnią goszczącą plakaty. Dziś takie powierzchnie są jednak reglamentowane – a nawet stosownie do chęci lub niechęci dysponentów – kontrolowane. \
Warto odnieść się to tych trzech tylko prawdopodobnych motywów
Ad 1
Sztabowcy kandydata najwyraźniej zatrzymali się na etapie wiary, że akcja plakatowa wnosi coś istotnego. Dalej - co to już trzeba tak łowić klienta a nie na program? Konia z rzędem kto przecież wskaże, jakie są podane na piśmie – czyli jasno wyrażone i stałe w trakcie faz kampanii - podstawy programowe, z których można by było – w razie sukcesu wyborczego – politycznie rozliczać takiego kandydata? Tu Andrzej Duda – jest sprawdzalny a tego konkretnego - Warszawskie sprawy już zweryfikowały
Ad 2
Ktoś taką kasę inwestuje. W co? Znów kłania się mechanizm warszawskich reprywatyzacji, utrzymania krzywd ludzi poszkodowanych i zysków ewidentnych kombinatorów opierających się o 150-cio letnich spadkobierców. Mówmy o samej zasadzie związków, z tymi którzy odnoszą korzyści.
Ad 3
Już nie ma widać innego sposobu na zablokowanie przekazu konkurencji – przynajmniej w zakresie wojny plakatowej. Tak nawiasem – to nie tylko dowód bezsiły, ale i też wiary w moc przekazu plakatów. W wyborach do Rady Dzielnicy sam miałem okazję protestować wobec takiego przypadku wiary w moc plakatu podstawianego przez samą Komisją - pod nos Wyborcom. Było to robione plakatem umieszczonym na samochodzie zaparkowanym przed wejściem do lokalu wyborczego.
Co prawda niezłomna wiara, w tym przypadku na nic się nie zdała bo wynik wyborczy był w granicach ścisłej rodziny, ale - i instancje odwoławcze nie widziały problemu. Tym razem też pewnie to będzie – demokratycznie – nic się nie stało.
Zobaczymy na co ludzie jeszcze pozwolą – czy takie metody zostaną przyjęte za dobrą monetę?
Trudno powiedzieć – pewnie liczy się tu na to, że ludzie już nie analizują tego co ich atakuje i nie kojarzą tego co robią przy urnie z tym co ich potem spotyka. A że przez ostatnie 5 lat było inaczej – to ma nie mieć znaczenia. Wszak to „inne” jest już stanem stałym.
Zapytam tylko - Pewne to? Nie sądzę.
Czy każda metoda jest dobra?
Czy każda wydana złotówka musi być wydana pro publico bono a nie jako inwestycja z krótkoterminowym czasem zwrotu. Mogą być i takie i takie
I to daję pod rozwagę

fsd
Kraków 24.06.20