Do napisania tych paru zdań nakłonił mnie tekst Pani red Sylwii Krasnodębskiej (Gazeta Polska Codziennie z 14 lipca 2020r) o Dzwonie Zygmuntowskim, w którym są podane tylko wręcz obiegowe informacje. Dla krakusów – i nie tylko – jak się wydaje - warto je chyba jednak uzupełnić informacjami, które często nie są znane. I też ważne – pochylić się nad nimi. Warto podkreślić, iż niniejsze uzupełnienie podaję nie jako historyk – bo nim nie jestem – a jako technik, już emerytowany pracownik naukowy AGH i oczywiście krakus, miłośnik Krakowa, który - i to dosłownie - wychował się u stóp Wawelu.
Mam wrażenie, że warto się jednak zatrzymać nad techniczną stroną sprawy Dzwonu. O tym się nie mówi a historycy nie zawsze się nad nią zastanawiają. Nie mówiąc o przewodnikach. Ci przecież z reguły mówią to co słyszą na szkoleniach od historyków. Historia historią ale i wyobraźnia odnośnie realiów dopiero każe się poważnie pochylić nad kunsztem ludzi, którzy ten Dzwon Zygmunt wykonali i … powiesili na swym miejscu. Dodam jeszcze, że część wiadomości do niniejszego uzupełnienia dostarczyło mi zdarzenie pęknięcia serca dzwonu w 2000 r. Znów prehistoria i taki sobie fakt podawany jeśli już to jako rodzaj ciekawostki – choć serce pękało nie jeden raz.
Po tym wstępie proponuję zastanowienie się nad następującymi kwestiami.
Dzwon był odlewany – właśnie – gdzie? Tego do końca nie wiadomo. Mówi się że za murami miasta w okolicach Kleparza mówi się też – i tak słyszałem – u stóp Wawelu. Gdziekolwiek by to nie było, to te blisko 12 ton brązu (może raczej więcej a nawet sporo więcej – gdyby uwzględnić nadlewy – choć sama czasza to „tylko” ponad 9 T) musiała być przygotowana do odlania. W jednym piecu, może w kilku – z utrzymaniem składu – zagadka. Forma i odlanie takiej masy bez pęknięcia. To wspaniałe świadectwo kunsztu ludwisarza i poziom wiedzy praktycznej wykonawców. Nie sam on-Hans Beham wszak wszystko musiał robić. Tu – jak w sprawach technicznych wiele rzeczy gra rolę zaskakująco decydujących. Drobna rzecz, nawet przypadek może dużo zepsuć. Dalej były oczywiście roboty wykończeniowe – czysta rutyna ale dalej – jakby nie mówić – mamy problem transportu. I to pod sporą górkę. Dzisiejsze ukształtowanie terenu a to przed działalnością zaborcy – to zupełnie inne warunki. I te musieli pokonać. Dzwon odlany w 1520 r - teraz ważne – powieszenie dzwonu. Jak go powieszono skoro niżej już były wcześniej powieszone dzwony pochodzące sprzed kolejno prawie stu i więcej lat ( wcześniejsze dzwony to lata 1364 – 1463) ). To akurat nie tak wielka zagadka – skoro wiadomo, że Wieża Zygmuntowska właśnie dla powieszenia „Zygmunta” była wtedy przerabiana z baszty obronnej na wieżę – i podwyższona właśnie dla umieszczenia tego dzwonu. Lecz i tak – operacja przebudowy, oceny i wykonania konstrukcji – system stabilnego oparcia dzwonu. Warto pójść tam na górę do Dzwonu i oprócz niego to też zauważyć. Wszyscy patrzą na sam Dzwon i słuchają barwnych opowieści z legendami w tle. Obecny hełm wieży to w ogóle całkiem świeża sprawa – rok 1899. Czyli najprawdopodobniej umieszczano dzwon z góry. Tak dziś się łatwo mówi – lecz przy tamtej technice ? Tak – konstrukcja ciesielska zawiesia pozostaje niezmieniona od tego 1521r.! Jak by dziś wyglądało zawieszanie takiego ciężaru w takim terenie? Choć i jego ukształtowanie – jak przypomniałem - od tamtego czasu zmieniło się i to znacznie – to i tak dla nas nie jest to zadanie banalne. A i tak wydaje się łatwym, przy sprawie kolumn w Krypcie Leonarda przywleczonych i umieszczonych tam nie wiadomo jak, wiadomo tylko skąd i to kiedy- na przełomie XI/XII. To już oddzielna historia którą uzupełniła współpraca historyków z kolei z geologami z AGH. Konkretnie z jednym. Warto chyba sobie trochę zadać trudu dla uruchomienia praktycznej wyobraźni.
I w sprawie Dzwonu też swoje dodali technicy i to nie tylko z AGH - to z okazji tak naprawdę kolejnej w dziejach awarii – pęknięcia serca w 2000 r. Zdarzenie któremu można nadawać wymiar prawie mistyczny, technicznie ujawniło parę zaskakujących rzeczy. To, że serce po raz kolejny pękło – materiałowo – jak się okazało – nic dziwnego. To raczej dziwne, że tyle wytrzymało . Takie zdarzenie – to i jak muchy do miodu zlecieli się przeróżni badacze. A jest co badać. Między innymi wykryto, że dzwon nie jest równo umieszczony w łożach konstrukcji. Była okazja – precyzja pomiarów – właściwe też i łoża. Współczesną techniką – wyłapano niedoskonałość. Przyłapano poprzedników dzisiejszymi narzędziami. Niestety – prawda okazała się brutalna. To tamci pokonali współczesnych. Gdy dzwon osiadł i próbnie go rozbujano – nie bił równo, nie dało się go rozbujać do miarowego taktu kołysania. I co nowoczesna technika zepsuła – nowoczesna technika musiała naprawić podziwiając kunszt techników wieku XVI – tego. Oto bowiem się okazało, że czasza dzwonu wcale nie jest idealnie symetryczna (skąd Oni to wiedzieli i mieli sposób by sobie z problemem poradzić?) a dopiero odpowiednia (słowo klucz) nierówność zawiesia kompensowała przesunięcie środka ciężkości podwieszonej czaszy. Wystarczyło się ukorzyć przed kunsztem poprzedników, powrócić do ich „błędu” by Zygmunt zaczął bić równo.
Skąd to wiem?
Pracowałem w środowisku ludzi – z którego niektórzy badali dzwon, brat mojego przyjaciela z pracy jest dzwonnikiem.
Innymi słowy to co napisałem jest podaniem informacji czysto technicznych i to takich, których się nie opisuje, a które się tylko, jeśli już, to tylko co najwyżej zapisuje. Jak to w często w technice. Ci z XVI w wiedzieli jak – a jak to co to ma kogoś obchodzić? Wiedzieli i już. Tak jak inni w Egipcie widzieli jak przewidzieć zaćmienie i wiedzieli jak zwymiarować i wykonać piramidy. Chyba, że UFO.
Drugim powodem napisania tego tekstu jest próba okazania jak nasza dzisiejsza tak wspaniała i tak oprzyrządowana technika może się stać bezradna wobec problemów, które rozwiązywali nasi poprzednicy. Nie potrzeba wcale zagadek Piramid Egipskich – i tu – tylko na samym Wawelu takich zagadek mamy sporo.
To warto pamiętać, gdy pogardliwie się powie o wiedzy i technice.
Jak odlać taki dzwon, jak go umieścić jak wyważyć, jak przez bezdroża kniei bez duktów, bez dróg, przywlec z odległości ok 30 km w linii prostej - w XI w obrobione monolityczne bloki kolumn dla Krypty Leonarda – by tylko te dwa przykłady przywołać. Tego nie wiemy. Do Piramid można przynajmniej przywoływać działanie ludzi z kosmosu – co jakoś tam ma uspokajać. A tu?
Sztuka rzemiosła bez wspaniałej techniki pomiarowej - to oddzielmy temat - uczący dzisiejszego technika po prostu skromności. Tyle, że poprzednie serce dzwonu pochodzące po kolejnych w dziejach awariach z XIX w – było materiałowo kiepskiej jakości, a nowe – już jest znacznie pewniejsze. W Krakowie takich lekcji skromności technicznej jest więcej – ale ten tekst tylko ma uzupełnić to co napisała Pani Redaktor w jednym artykule o Dzwonie – tyle że nie byle jakim – Zygmuncie – mylnie zwanym popularnie dzwonem Zygmuntowskim. Napisała oczywiście żywą prawdę (ale nie koniec na niej i tyle) o ważnym Dzwonie.
Dzwon ten jest faktycznie ważny - wyznacza metrum ważnych zdarzeń w życiu można nawet powiedzieć Rzeczypospolitej. Dlatego dobrze, że ten tekst Pani Redaktor pojawił się w ogólnopolskiej gazecie. Ja tu tylko coś dodałem …
Dr inż. Feliks Stalony - Dobrzański
Kraków – 19.07.2020 r