Sprawne i właściwe reagowanie na szczególne przypadki – w nawet ogólnie słusznych rozwiązaniach, jest testem tak dla właściwej organizacji systemu kontroli działania tych rozwiązań jak i wprost świadczy i o ich twórcach, o rozsądku oraz zdolności do samodzielnego myślenia – samych wykonawców czynności kontrolnych. Wręcz idealne, wzorcowe podejście do tego problemu posiadał i stosował śp. Jerzy Wertz jako wieloletni Dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Wojewódzkim.

Ten – pod koniec swego życia zawodowego był miotany po kątach – przez coraz to nowe miotły z nadania partyjnego – a to dla ich wprost niekompetencji. Kompetencją chyba zagrażał. Takie to życie urzędnika. Miotły oczywiście – kompetencji ścierpieć – jak wyrzutu sumienia (co to takiego?) - nie mogły. Naczelną urzędniczą zasadą Pana J. Wertza była perfekcyjna znajomość przepisów prawa i w każdym przypadku ich interpretacja wedle traktowanej jako naczelnej – Ustawy o Zdrowym Rozsądku. W każdym wątpliwym przypadku do owej UoZR się odwoływał. Prawa nie łamał a je stosował ku pożytkowi ludziom i środowisku.
Dlaczego to wspominam?
Dlatego, że natrafiłem na przypadek idealnie świadczący o utracie zdrowego rozsądku i przez twórców konkretnego działania i o bezmyślnym automatyzmie ludzi kontrolujących jego wykonanie.
Oczywiście źródeł sprawy, o której napiszę można poszukiwać w automatyzmie, w głupocie a nawet też i być może w celowym działaniu. Cokolwiek by to nie było, to zawsze musimy mówić o blamażu i nieskutecznym reagowaniu – jak się to mówi kulą w płot – czyli o kompromitacji. Chyba, że celem ma być wkurzenie ludzi – czego w obecnej sytuacji działań totalnych – wcale też nie wykluczam
Sami Państwo zobaczcie do jakiej karykatury można doprowadzić – pozornie nawet zasadną sprawę. Mówimy o ul. Pocztowej odchodzącej prostopadle od ul św. Faustyny (dawniej ul Wronia) – czyli dokładnie na wprost małego parkingu przy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Zabudowa tej okolicy następowała sukcesywnie chyba od czasów przedwojennych aż do połowy ubiegłego wieku, gdy na tyle się zagęściła, że od owej jedynej ulicy wtedy ul. Wroniej okalającej ówczesne mury zakonu ss. Matki Bożego Miłosierdzia – trzeba było przeprowadzić uliczki służące dojazdom do posesji. Uporządkowanie tej sprawy nastąpiło też poprzez oddanie przez właścicieli poszczególnych działek – ich części pod utworzenie wąskich – czysto dojazdowych traktów – trudno nawet powiedzieć ulic. I tak pozostało przez lata. Siłą rzeczy – z szerokości frontowej części działki o adresie przyporządkowanym ulicy Wroniej - konkretny dom narożny owej ul Wroniej – obecnie św. Faustyny i ul Pocztowej – mając formalny adres przy ulicy św Faustyny – ma wjazd na posesję prowadzący od ul Pocztowej. Sytuacja okolicy cichej i zabitej dechami się zmieniła, gdy powstało nowe Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Wzmógł się ruch, zniknął mur otaczający klasztor, powstał mały parking i zwłaszcza okresowo parkowano gdzie popadnie. Też i w tej wąskiej uliczce dojazdowej do ciągu posesji, utworzonej z terenu odstępstw terenu udzielonych przez mieszkańców zaczęły się problemy komunikacyjne.
Nie bez powodu opisuję sytuację terenową tak detalicznie, bo właśnie ona stała się podstawą gry można ją nazwać – niekompetencyjnej, w siłę władzy czy też walki Straży Miejskiej o jej tzw „wykon” osiągany nawet wbrew rozsądkowi, logice i .. ludziom. Wyjątkowo to nieszczególnie piękne i dlatego chcę sprawę opisać by jej ogólniejszy wydźwięk trafił do opinii publicznej. Jednostkowy przypadek, a jednak dużo mówi o sposobie myślenia – jeśli tak to można nazwać – kontrolerów wykonywania w swej zasadzie nawet i potrzebnej przecież decyzji.
Oto bowiem, po postawieniu na początku ul Pocztowej znaku zakazu ruchu z dopiskiem – nie dotyczy dojazdu do posesji przy ul. Pocztowej zadziałał automat. Dom narożny, o którym mowa – mając formalny adres przyporządkowany ul. św. Faustyny, ściśle rzecz ujmując – nie jest formalnie usytuowany przy ul Pocztowej. Ma tylko od niej – z konieczności i od początku swego istnienia, usytuowany wjazd na posesję. Na dzień dzisiejszy interpretacją Straży Miejskiej – właściciel tego domu został pewnego dnia i z zaskoczenia pozbawiony możliwości wjazdu na swą własną posesję. Bo ten zakaz – jakby nie było - jego dotyczy – wszak ma adres przy ul. św. Faustyny. Idąc dalej tą logiką interpretacyjną – jako, że w obecnym obmiarze działki nie ma nawet fizycznej możliwości poprowadzenia wjazdu od ul św. Faustyny, to czysto teoretycznie pojawiają się dwa rozwiązania i jeden problem wynikający z urzędniczego uporu w swym przekonaniu o bezwzględnym posiadaniu racji. Pierwsze to zwrot właścicielowi tej części działki onegdaj przekazanej pod trakt ul Pocztowej, przeniesienie ogrodzenia, wykonanie wjazdu od ul św. Faustyny. To jednak zablokowało by pozostałych mieszkańców, ale jak widać urzędnik i na to powinien być przygotowany. Przypominam – koszty takiej operacji powinien ponieść wprowadzający owo rozwiązanie działające wbrew realiom i potrzebom mieszkańców. Takowe – jeśli miałoby być zastosowane – przypomnimy - musi być uzasadnione nadrzędnością interesu ogólnego. I jak to wytłumaczyć pozostałym mieszkańcom, którzy in gremio zostaliby pozbawieni dojazdu. Koncepcja druga też oczywiście czysta fikcja – ale któż urzędnikowi zabroni stosować fikcję – wyburzenie części domu dla uwolnienia terenu pod wjazd. Tylko jakby to wyjaśnić mieszkańcom tego narożnego domu, że sprzątnięto Im mieszkania i to na trzech kondygnacjach a właścicielowi zrekompensować utratę niemałej wartości domu. Należało by też mówić o kosztach i wykonaniu tak brutalnej operacji.
Ten jeden znak i jego interpretacja – stawia problem drastycznej zmiany w cenie działki. Aż nie śmiem myśleć, że to tu coś może być na rzeczy – czyściciele kamienic – czyściciele działek – czemu nie – w takiej lokalizacji?
Pomijam tu wątek ideologiczny – choć i ten nie jest niemożliwy zwłaszcza mając na względzie walkę władz miasta z pomnikiem AK, ofiar komunizmu, lokalizację pól golfowych blokujących Sanktuaria, światłe zamiary w odniesieniu do Błoń i ich otoczenia itp. Za dużo tu byłoby, choć logicznie uzasadnionych, ale tylko wniosków czy podejrzeń, choć taka walka z pomnikami i pamięcią – to są fakty. Nie frontalna a faktami, niemożnością i decyzjami.
Proszę zauważyć. Jeden ruch długopisu urzędnika pod generalnie nawet słuszną sprawą hasła uporządkowania ruchu lokalnego, powiązany z nie wiadomo czym motywowanym wyłączeniem UoZR i - mieszkaniec ma kłopot życiowy, na który może tylko udawać się na długotrwałą wojenkę prawną. Najprawdopodobniej – miejmy nadzieję – ją wygra. Kompromitacja władzy? Cóż jej szkodzi. Wszak panuje niepodzielnie od lat.
I kto poniesie koszty tego automatu i kompromitacji logiki władzy?
Tak – to tylko jednostkowy przypadek. Ten tu opisałem bo z takich wyczynów bezdusznej interpretacji składa się „służebność” władzy lokalnej wobec społeczności lokalnej
I to chciałem głównie pokazać.
Na tym właśnie już chciałem zakończyć opowieść – lecz życie – jakby nonsensów było mało, dopisało ciąg dalszy. Oto, na wniosek mieszkańców, dnia 1.09.2020 r miało się odbyć spotkanie z mieszkańcami, których rzecz dotyczy. Jak najpoważniej – mieli w nim uczestniczyć nie tylko sami mieszkańcy w sile paru zainteresowanych osób – bp rzecz bezpośrednio ich dotyczy ale – o dziwo wszyscy – Policja, Staż Miejska, urzędnicy, którzy – trzeba przyznać odnoszą się do sprawy życzliwie i ze zrozumieniem.
I oto na dwa czy trzy dni przed wyznaczoną datą - SMS –em przyszło powiadomienie, że spotkanie się nie odbędzie. Pojawiła się bowiem oto Dyrektywa Prezydenta Miasta mówiąca, że ze względu na epidemię – urzędnicy mają zakaz uczestniczenia w spotkaniach tego typu.
OK
Tylko gdzie tu znów UoZR? Postawienie znaku - zapewne na czyjś wniosek (obstawiam zielonych – bo mieszkańcom tak szybko by to do głowy nie przyszło - zwłaszcza w tej formie) – jakoś obyło się bez konsultacji. Oczywiste – bo to była decyzja typu roboczego, zarządczego. Wyszło jak wyszło – trzeba skorygować. Chęć spotkania wobec ujawnienia problemu – naturalna i chwalebna by rzec można. Lecz jak się już powiedziało A – to dlaczego się ochoczo wycofywać z konsultacji po płaszczykiem COVI-19? W końcu rzecz dotyczy tylko i aż kilku mieszkańców. Parę telefonów lub maili – choćby za pośrednictwem jednego z mieszkańców – zebranie uwag – podjęcie decyzji – powiadomienie o rozwiązaniu i sprawa stosownie do jej formatu – jest skonsultowana i rozwiązana. Traktujmy - jeśli już - mieszkańców poważnie. Czy w tym gronie paru osób, ktoś by chciał sprawę ciągnąć dalej? Konsultacje – jeśli okazują się być potrzebne to wystarczy by były dostosowane do realiów i zainteresowanych.
Trudno, niech stracę – choć mówiąc żartem a stosownie do dzisiejszych zwariowanych czasów, podpowiem - i to darmowo - rozwiązanie problemu wszak właściwego w swej zasadzie czasom socjalizmu. Ten - jak wiadomo - był sztuką pokonywania problemów, których by nie było gdyby nie było socjalizmu. Podpowiedź widać potrzebna skoro takowego rozwiązania tak detalicznej i lokalnej sprawy nie wprowadzono od ręki na skutek sygnału od mieszkańców. Tym razem - cóż by szkodziło pod owym – podkreślam – słuszne postawionym znakiem zakazu ruchu, umieścić tabliczkę o nieco innej treści. Mogła by ona np. brzmieć „nie dotyczy dojazdu do posesji z wjazdem od ul Pocztowej” Przy okazji – zauważmy - byłby rozwiązany inny problem. Dziś ktoś, kto przyjeżdża do tych wszystkich posesji – formalnie – musi pojawić się na jakimś pobliskim albo dalszym (wszędzie zakazy postoju i parkowania) parkingu. W proponowanym rozwiązaniu – wjeżdżałby na teren docelowy – i nie zajmowałby miejsca w okolicy. Koniom lżej od takich lokalnych P&R
Proste?
I po co to było? I po co się kryć za Koronawirusem? Wszak z nim musimy nauczyć się żyć a nie sztywnieć za wcześnie.
Czego nikomu nie życzę, choć PESEL mam całkiem stosowny do obszarów podwyższonego ryzyka.


Dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański